Z artykułu dowiesz się:
- Dlaczego aktualnie toczą się przynajmniej dwie wojny w gospodarce?
- Jak poważne jest ryzyko kolejnych załamań na rynku?
- Dlaczego nie warto zamykać giełd papierów wartościowych?
- Jak wykorzystać obecną sytuację?
- Jak głęboko może spaść S&P500?
19 lutego indeks S&P500 osiągnął swój historyczny szczyt, notowaniom towarzyszył optymizm i oczekiwania na pojawienie się chińskiego programu wsparcia gospodarki. Dokładnie miesiąc później, 19 marca, znajdujemy się w niezwykle teatralnej sytuacji. Chwilę po zmianie aktu, po zaledwie 30 dniach, jesteśmy w innej rzeczywistości. Indeksy amerykańskie znajdują się 30% poniżej szczytu, a niemieckie około 40%. Mamy do czynienia z najbardziej jaskrawym i najbardziej przejrzystym w historii przejściem giełd i gospodarki ze stanu końca ekspansji do początkowej fazy recesji. Jedynie w 1929 roku można było dokonać podobnej analizy w tak krótkim czasie, zaledwie miesiąc po rekordach i zamknąć rozdział giełdowej przygody, podnoszącej wycenę S&P500 o ponad 400%.
Czy warto wypatrywać hossy?
Polski rynek spadał równie szybko, jak inne kluczowe światowe giełdy, jednak nasza sytuacja jest nieco odmienna. Trudno jest bowiem wyznaczyć koniec hossy przynajmniej na indeksie WIG20, znajdował się on przecież w szerokiej konsolidacji w zasadzie od końca 2017 roku. Patrząc szerzej na nasz rynek, poważnych, solidnych wzrostów nie mieliśmy na GPW od lutego 2018 roku, kiedy to kluczowe mniejsze indeksy wyznaczyły lokalne maksima. Przez kolejne kwartały oglądaliśmy tylko okresowe ataki popytu na rynku. Wielu inwestorów spogląda już w przyszłość, czekając na kolejną hossę w cyklu koniunkturalnym. Znając przeszłość i patrząc przez pryzmat charakterystyki ostatnich cyklów koniunkturalnych, należy się spodziewać długiego cyklu o bardzo dużej sile, który wprowadzi kolejną rewolucję gospodarczą, jak ta po 2008 roku. Spoglądanie w przyszłość już teraz, w miesiąc po rozpoczęciu mocnych spadków, jest jednak przedwczesne, a nastroje panujące na rynku każą zadać pytanie, czy rynki giełdowe zmierzają aktualnie donikąd? Notowania będą się poruszać w szerokich, spadkowych układach pełnych mocnych załamań, z okresowymi zawieszeniami, a gospodarka przez długi czas będzie w opłakanym stanie.
Zmiana wartości spółek z WIG20 od 21 lutego
Zawieszą nam notowania?
Schemat zawieszenia notowań jest na szczęście przez jakiś czas ewentualnością, która prawdopodobnie nie dojdzie do skutku. Stwierdzam na szczęście, ponieważ w nieskrępowanym obrocie giełdowym najważniejszą rzeczą jest płynność, możliwość natychmiastowego nabycia lub pozbycia się posiadanych aktywów, dokonania zabezpieczenia lub też stosowania jakichkolwiek innych strategii. Zawieszenie notowań byłoby również dramatem dla wielu inwestujących w fundusze, które nie posiadałyby gotówki z bieżąco sprzedanych akcji, celem wypłacenia pieniędzy umarzającym jednostki. W czasie tak trudnego okresu, wprowadzenie braku możliwości wolnego obrotu, a zatem również wycofywania pieniędzy z funduszy inwestycyjnych, byłoby niezwykłym błędem. Na szczęście po lapsusie słownym, prezes GPW odszedł wkrótce od tego pomysłu. Notowania na giełdach zawieszane były na przykład podczas ataków na World Trade Center. Jednak zdarzenia, po których zamyka się giełdy, to raczej jednorazowe, niespodziewane i możliwe, że krótkotrwałe szoki w gospodarce. Ich przykładem mogą być niezwykłe klęski żywiołowe czy wręcz niemożność przeprowadzenia obrotu giełdowego.
Dziś wszystkie dane potrzebne do prowadzenia handlu, jak i infrastrukturę oraz możliwości organizacyjne posiadamy. Dane to ryzyko, czyli zawieszenie gospodarki wywołane koronawirusem. Przedsiębiorstwa w normalnym trybie raportują informacje, a uczestnicy rynku mają możliwość analizowania tych danych i nie są odcięci od internetu. Lekcje z zamykania giełdy odbyli przedsiębiorcy i inwestorzy z Filipin. 19 marca otwarto tam giełdę po kilku sesjach zawieszania. Efekt to ponad 20-procentowe spadki na otwarciu. Do tego pomysłu decydenci już raczej nie wrócą.
Dominującym czynnikiem, powodującym globalny strach i obawy, że rynek zmierza donikąd, jest obecnie to, że wciąż nie jesteśmy w stanie oszacować skali gospodarczego załamania. Wciąż nie mamy pewności, kto może upaść, kogo będą ratować państwa? Po jednej stronie rządy rzucają na szalę dziesiątki i setki miliardów euro, funtów i dolarów na niespotykaną skalę. Po drugiej stronie widzimy bezradność ekonomistów, którzy nie są w stanie przybliżyć skali spadków PKB w najbliższych kwartałach. Dobrze obrazują to prognozy PKB Polski z ostatnich kilku dni:
Moody's: +3,0%,
Prezes NBP (konferencja): +2,0%,
BOŚ: +1,9%,
mBank: 1,6% (w rewizji).
Credit Agricole: +1,2%,
Citi Handlowy: +0,9%,
ING: ~0,0%,
Morgan Stanley -3,6%.
Niestabilność i niepewność
Sytuacja wygląda jeszcze bardziej niepewnie, gdy zdamy sobie sprawę, że wojna nie jest jedna. Główne i strategiczne cele to oczywiście walka z wirusem i przywrócenie normalnych warunków do prowadzenia działalności gospodarczej. W tle tego jednak trwa niespotykany konflikt w OPEC+ pomiędzy Rosją a Arabią Saudyjską. Notowania kluczowego kopalnego paliwa energetycznego dla gospodarki na środowej sesji z 18 marca 2020 roku dotarły do poziomów poniżej 27 $ za baryłkę. To dla producentów z większości krajów poziomem cenowym zniechęcający do dalszej działalności. Jednak wygaszenie produkcji i wywieszenie białej flagi często też nie wchodzi w grę. Chcąc jeszcze bardziej pogrążać się w depresji, można znaleźć więcej lokalnych, ekonomicznych wojen i wojenek.
W tle wszystkich tych konfliktów my - indywidualni inwestorzy - oraz wielkie fundusze i zarządcy kapitału stają się giełdowymi uchodźcami, wycofującymi swoje pieniądze z aktywów bardziej ryzykownych i szukający bezpiecznych przystani lub wręcz okazji inwestycyjnych. Szukający okazji inwestycyjnych migrują przede wszystkim do branż i sektorów mogących najmniej stracić lub nawet wykorzystać ten trudny okres, więcej na ten temat napisałem w zeszłotygodniowym artykule. Globalny przepływ gotówki jest jednak niemal ucieczką od wszystkiego: w trudnych czasach zawiódł Bitcoin, dla którego tego typu okresy miały być wielkim testem. Niezbyt dobrze radzi sobie złoto tracące mocno na wartości od pierwszej dekady marca. Następuje również odwrót od kluczowych walut, a królem stał się znów dolar wbrew wszystkim, którzy od wielu lat wyśmiewali jego papierową wartość.
Pieniądze znalazły bezpieczną przystań w amerykańskich obligacjach. Niestety obraz ten wskazuje na to, że wielki kapitał szybko nie wróci na globalne rynki akcyjne, a skłonność do ryzyka na długie tygodnie zostanie ograniczona do minimum. Analizując na chłodno ostatnie spadki i patrząc szerzej na rynek, nie tylko przez pryzmat suchych liczb, sytuacja nie wygląda tak dobrze.
Czy będzie gorzej?
Owszem spadki na rynku były bardzo głębokie, jednak to cały czas dla S&P500 zaledwie 30% spadku - historycznie nie jest to głęboką bessą. W trzecim tygodniu marca spadki dotarły do okolic dołka z grudnia 2018 i poziomów z początku stycznia 2017. Jeżeli założylibyśmy, że to koniec spadków, do szczytów z 19 lutego 2020, roku brakuje zaledwie 40%. Patrząc przez pryzmat kolejnej hossy i tempa wzrostu z ostatnich lat, to przestrzeń do ruchu na nowe rekordy to zaledwie dwa lata dobrej koniunktury (poprzednio wybicie nowych szczytów zajęło 4 lata). Prawdziwa, oczyszczająca bessa, idąc ramię w ramię z poważnym załamaniem gospodarki światowej, powinna przynajmniej na chwilę zmienić pierwszą cyfrę notowań indeksu S&P500 z 2 na 1. Poniżej 2000 pkt znajdują się z kolei istotne dołki z okolic Brexitu i końca załamania chińskiego w 2016 roku. Duża część spółek z WIG20 nie ma już takiego potencjału, jednak przestrzeń dla globalnych zawirowań, bankructw i negatywnych nastrojów wciąż istnieje, szczególnie na zachodnich indeksach.
Notowania S&P500 od 2015 roku (źródło: tradingview.com)
Oczywiście wszystko nie odbędzie się tak szybko, jak dotąd. Wcześniej czeka nas zapewne mocna korekta wzrostowa, rozbudzająca nadzieję na powrót hossy, w akompaniamencie globalnej pomocy światowych rządów. Dopiero po niej powinno nastąpić kolejne testowanie rynku pod kątem odporność na lokalne szoki. To wszystko będzie owocować rozlicznymi okazjami na rozgrywanie bieżącej sytuacji pod kątem poszukiwania działów gospodarki radzących sobie lepiej w trudnej sytuacji, aż po polowanie na kolejne spektakularne spadki.