Artykuł z serii: "Piotr Kuczyński dla iWealth"
W piątek 10.09 zwracało uwagę to, co działo się na rynku surowców. Tam mocno (ponad dwa procent) zdrożała ropa (drożała również w poniedziałek) oraz miedź (o blisko cztery procent). Mówiło się, że to pierwsza, telefoniczna rozmowa Joe Biden – Xi Jinping tak pomogło surowcom, ale według mnie to duża przesada. Przecież Chiny po tej rozmowie nie przestaną sprzedawać ropy i miedzi ze swoich rezerw, po to, żeby powstrzymać zwyżki cen. Poza tym ich działanie na tym polu USA nie szkodzi.
W poniedziałek miedź oddała połowę tej zwyżki ceny (spadek o dwa procent) i we wtorek nadal traciła, bo Codelco w Chile dogadało się ze strajkującymi pracownikami, a w BHP Group głosowanie w sprawie nowej propozycji podwyżek płac dawało też szansę na zmniejszenie napięć na rynku pracy w kopalniach miedzi. Na pozór nieco dziwne wydawało się to, że ropa od piątku mocno drożała, ale okazało się, że zniszczenia spowodowane przez huragan Ida są bardzo pokaźne. W poniedziałek Bureau of Safety and Environmental Enforcement meldowało, że 43,6% produkcji skupionej w okolicy Zatoki Meksykańskiej nadal nie działa. Poza tym czekano na kolejny tropikalny sztorm pod nazwą Nicholas. Pomagał też OPEC – organizacja zwiększała prognozy popytu w tym i w przyszłym roku.
Jak wyżej piszę w środę ropa zdrożała o 3%. Przypisywanie tak dużego wzrostu ceny ropy danym o jej zapasach w USA może dziwić, bo cena swój szczyt osiągnęła o 16:00, czyli na pół godziny przed publikacją danych (które rzeczywiście pokazywały duży spadek zapasów). Po nich cena nawet nieco spadła. Z tego wniosek, że albo na rynku są równi i równiejsi i duzi inwestorzy wiedzieli, co znajdzie się w danych albo po prostu zaburzenia na rynku spowodowane huraganami musiały zmniejszyć znacznie zapasy ropy i wszyscy o tym wiedzieli. Nawiasem mówiąc w cieniu ropy, miedzi i złota kryją się na przykład: nikiel (7. letni szczyt - stal nierdzewna i baterie aut elektrycznych), aluminium (13. letni szczyt). uran (6.letni szczyt), gaz naturalny (7.letni szczyt), lit (3. letni szczyt). To wszystko będzie też podkręcało inflację.
W czwartek rynki zostały zaskoczone doskonałymi danymi o sprzedaży detalicznej w USA oraz dużo lepszym od oczekiwań indeksem Fed z Filadelfii. Można powiedzieć, że komentatorzy zgłupieli po tych danych. Indeksy nastroju nurkują, inflacja rośnie, a Amerykanie kupują jak szaleni? Coś tu nie gra… Jeśli dokładne spojrzy się na dane to wiadomo, co. Dane z lipca zostały zweryfikowane z -1,1% m/m na – 1,8%, z czego wynika, że dane sierpniowe wcale nie były takie doskonałe. Te dane wymusiły jednak przecenę EUR/USD (umocnienie dolara), wzrost rentowności obligacji i przecenę surowców (przede wszystkim złota, srebra i miedzi). Indeksy w Europie rosły, ale początek (spadkowy) sesji w USA nieco je chłodził. W USA indeksy na początku sesji traciły ponad pół procent (dobre dane to złe dane, bo Fed będzie niegrzeczny), ale po 1,5 godzinie zaczęły się podnosić i zakończenie sesji było neutralne. Prawdę mówiąc niczego innego nie można było oczekiwać. Wnioski na końcu tekstu.
A tymczasem w Polsce
W Polsce w piątek WIG20 usiłował (podobnie jak jego odpowiedniki na innych giełdach) wypracować odbicie, ale to się niezbyt powiodło, bo trudno uznać zwyżkę o 0,18% jako sensowne odbicie. Nam też zaszkodził początek sesji w Stanach. To, co nie udało się w piątek udało się w poniedziałek. Indeksy przez cała sesję spokojnie rosły, a końcówka dołożyła jeszcze blisko 0,4 pp., dzięki czemu indeks zyskał 1,15%. Przecena akcji banków, którą zawdzięczały konferencji prezesa NBP i decyzji RPP, zakończyła się właśnie w poniedziałek dużym wzrostem indeksu WIG Banki. Pewnie dlatego końcówka dołożyła w poniedziałek 10 punktów, żeby zrekompensować to, co mogło się wydarzyć we wtorek, kiedy to odjęcie dywidendy Cyfrowego Polsatu i PZU zdejmować mogło nawet blisko 0,9 pp. Drożejące akcje PZU ten wpływ zmniejszały.
Jednak w tej sytuacji ponad jednoprocentowy spadek WIG20 na początku wtorkowej sesji należało uznać za prawie neutralny początek. Nadal w poniedziałek zwracały uwagę zwyżki spółek z sektora wydobycia węgla (np. JSW), co nie mogło dziwić skoro ceny węgla biły rekordy wszech czasów. Od początku straty indeksu zmniejszały się, a zakończenie sesji spadkiem o 0,49% należało uznać za sukces byków. Wydawało się, że nasz rynek, tak jak i innego giełdy europejskie, spokojnie czekał na koniec korekty w USA. Poza tym gracze czekali też na piątek, czyli wygasanie wrześniowej linii kontraktów na WIG20. Takie czekanie na wygasanie bardzo często wypacza zachowanie rynku podczas całego tygodnia. Ten spokój wyczerpał się jednak w środę tuż przed oczekiwanym odbiciem w USA.
Nie widziałem w środę reakcji rynku walutowego
na większy od pierwszego odczytu wzrost inflacji CPI (o tym niżej). Nawet bankom nie pomagała. Po godzinie 16:00, kiedy poprawa nastrojów na rynkach była już widoczna, złoty zaczął szybko tracić. Być może wpływ miała dyskusja w Parlamencie Europejskim nad rezolucją w sprawie Polski. Nastrojów to z pewnością nie poprawiało. Dobiło nasza walutę zachowanie kursu EUR/USD w czwartek. Duży spadek po doskonałych danych makro (sprzedaż detaliczna i indeks z Filadelfii – o tym niżej) tak umocniły dolara, że złoty gwałtownie się przeceniał. WIG20 od początku sesji barwił się na czerwono i wyglądał nieco gorzej niż inne giełdy europejskie. Zakończył jednak podobnie jak inne europejskie indeksy – spadkiem o 0,87%. Wydawało się, że będzie to wypadek przy pracy, ale okazało się że nasz rynek akcji również w czwartek był bardzo słaby. Indeksy w Niemczech i Francji dzielnie odrabiały środowe straty, a WIG20 trzymał się blisko poziomu neutralnego i tam dzień zakończył. Wyjaśnieniem jest to, że indeksy na innych giełdach pod wpływem otwarcia na Wall Street też nieco zwiędły, a poza tym czekanie na piątkowe wygasanie linii kontraktów odebrało bykom dużo siły.