Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Jak inwestować w akcje w Stanach Zjednoczonych?

|
selectedselectedselected
Inwestowanie w USA | FXMAG
Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin
wykop

Rynek amerykański w Polsce kojarzy się głównie z daytradingiem. Nowojorskie parkiety NYSE/NASDAQ to największe skupisko spółek na świecie, od wielomiliardowych gigantów takich jak Apple, czy Amazon, po niewielkie firmy handlowe, produkcyjne, czy farmaceutyczne o kapitalizacji kilkudziesięciu milionów USD. Inwestowanie za granicą nie różni się niczym szczególnym od spekulacji na warszawskiej giełdzie, z tą różnicą, że w Stanach tylko na dwóch giełdach jest notowanych ponad 6400 spółek, a oprócz tego inwestorzy mają dostępny szeroki wybór funduszy ETF, czy opcji. Poza tym nowojorskie parkiety z racji swojej ogromnej skali codziennie stwarzają wiele okazji do zajęcia dobrych pozycji. 

 

Zanim jednak zdecydujemy się ruszyć po worki z pieniędzmi na giełdę w Stanach Zjednoczonych, będziemy musieli odpowiedzieć sobie na jedno kluczowe pytanie – co tak naprawdę chcemy grać? I od tego będzie zależało jakich narzędzi będziemy potrzebowali do podejmowania spekulacji, a także to czy oferta domów maklerskich czy brokerów działających w Polsce będzie dla nas wystarczająca. Nie ma idealnego narzędzia 'all in one' do pracy, które spełniłoby wymagania zarówno inwestorów z mniejszym, jak i większym zasobem środków, czy daytraderów, którzy grają pod chwilową zmienność.

 

Reklama

Jako, że jest to pierwszy artykuł z serii poruszania się po giełdach w Stanach Zjednoczonych, przyjmę model inwestora, który spekuluje ostrożnie, wykonując kilka do kilkunastu transakcji w miesiącu.

 

Konto bankstera w Polsce? Nie ma wyboru i będzie drogo!

 Przez długi czas inwestowanie za granicą wiązało się z przeszkodą związaną z kosztami, prowizjami i biurokracją, a usługa była dostępna głównie w 'przybankowych' domach maklerskich.  Ale to już przeszłość, pojawienie się nowych zagranicznych podmiotów zwiększyło konkurencyjność ofert, co naturalnie przełożyło się na obniżenie kosztów inwestycji w spółki zza oceanu. Co nie znaczy, że jest bardzo tanio – warto dobrze obejrzeć tabelę opłat i prowizji danego domu maklerskiego, czy brokera, zanim otworzymy konto, zasilimy rachunek złotówkami i otworzymy pierwsze trejdy. 

 

Przede wszystkim zdecydowane nie polecam otwierania rachunków we wspomnianych bankowych domach maklerskich, takich jak Bank Ochrony Środowiska, czy BZ WBK – ich oferty wyraźnie odstają od peletonu. Horrendalne, nieuzasadnione, prowizje od zleceń zaczynające się od kilkudziesięciu złotych, brak dobrych narzędzi do pracy, bardzo okrojona oferta instrumentów, a także nieobecność fachowego doradcy w praktyce dyskwalifikuje możliwość aktywnego korzystania przeciętnemu inwestorowi. Mam wręcz odczucie, że domy maklerskie nie są zupełnie zainteresowane tym segmentem usług, a ich oferty są wyłącznie po to, aby chwalić się szerokim zakresem dostępnych instrumentów.

Reklama

 

Holendrzy w natarciu

 Innym rozwiązaniem mogą być propozycje od zagranicznych domów maklerskich działających w oparciu o zagraniczne licencje i regulacje, ale z dobrym umocowaniem w Polsce i wysokim progiem wiarygodności. Mam tu na myśli obsługę, support i platformę w języku polskim oraz przejrzystą procedurę zakładania rachunku, który możemy uruchomić przez internet bez wychodzenia z domu. Dom maklerski DeGiro z holenderskim paszportem, kilka lat temu delikatnie „wstrząsnął” skostniałym polskim rynkiem brokerów giełdowych, oferując dumpingowe prowizje w stosunku do lokalnej konkurencji. Holendrzy minimalizują koszty, prowadząc model biznesowy wypożyczania akcji między swoimi klientami (to oznacza, że zlecenie wcale nie musi trafić na giełdę, a wymiana odbywa się wewnątrz sieci), nie utrzymują sieci sprzedaży, a swoim klientom dostarczają podstawowe narzędzie do handlu w przeglądarce, jednocześnie oddając do dyspozycji swoich klientów ogromny zakres dostępnych instrumentów. Dzięki temu, za zakupy akcji w Stanach Zjednoczonych zapłacimy według tabeli opłat 0,5 EUR + (0,004 USD za akcję). To naprawdę dobra cena dla detalicznego odbiorcy, można na tym grać. Podobnie działa inny 'holender' spod zielonego szyldu LYNX. Firma, z przedstawicielstwem z Polsce w osobie miłej pani, z którą miałem przyjemność kiedyś rozmawiać, jest 'furtką' do zaplecza amerykańskiego uznanego brokera Interactive Brokers, oferując dzięki temu dostęp inwestorom z mniejszym zasobem finansowym (min. 10 tys. PLN, a nie min 10 tys. USD) i nieco wyższe prowizje niż bezpośrednio w IB – coś za coś. Dla użytkowników, którzy nie potrzebują tak zaawansowanego narzędzia jak IB, broker dostarcza uproszczoną wersję – własną platformę obsługiwaną z przeglądarki. Prowizje dla akcji z USA zaczynają się od 5 USD – przyzwoicie, chociaż różnica między ofertą powyżej jest znacząca. 

 

Niedawno do swojej oferty pulę kilkuset akcji rzeczywistych rynku amerykańskiego włączył DM XTB. Inwestorzy jednak muszą się liczyć z prowizjami minimum 10 USD za otwarcie pozycji. 

 

CFD?

Reklama

 Polski inwestor może także skorzystać z ofert brokerów oferujących kontrakty CFD na akcje, a te – przynajmniej w wersji okrojonej do największych amerykańskich spółek – oferuje większość brokerów forexowych. Kontrakty CFD, mimo że stanowią grę z brokerem, mają pewną przewagę nad zwykłymi akcjami – można je sprzedać 'na krótko' czyli zagrać na spadek – w zdecydowanej większości przypadków – oraz działają na dźwigni – obecnie po zmianach w regulacjach ESMA będzie wynosiła ona 1:5. Z grania na krótko mogą zostać wyłączone akcje o podwyższonym stopniu ryzyka lub mniejszej płynności (tak jest na przykład w Saxo Bank). Jeżeli chcemy skorzystać z usług brokera oferującego CFD, należy się liczyć z wyższymi kosztami. Bezapelacyjnym liderem jeśli chodzi o ekspozycję w kierunku Stanów Zjednoczonych jest Saxo Bank, jednak prowizje za transakcje (min. 15 USD za otwarcie pozycji) są wyjątkowo wysokie. Przyzwoitą ofertę i ekspozycję na akcje amerykańskie w ilości ponad 4000 znalazłem w CMC Markets, jednak trzeba liczyć się z wydatkiem minimum 7 USD za otwarcie pozycji.

 

Konto u jankesa?

 Otwarcie rachunku w amerykańskim domu maklerskim jest jak najbardziej możliwe jeśli nie jesteśmy stałymi rezydentami w Stanach Zjednoczonych, jednakże będzie wiązało się z nieco większą biurokracją. Amerykańskie przepisy nakładają obowiązek na brokerów dość wnikliwego sprawdzenia swoich klientów, toteż możemy być proszeni o podanie, oprócz standardowych dokumentów, także tych, które świadczą choćby o uzyskiwanych przez inwestora dochodach lub majątku. Amerykański broker poprosi nas także o wypełnienie ankiety lub testu z zakresu znajomości rynków kapitałowych, czy umowy, którą podpisujemy. Należy także uwzględnić wysokie koszty przelewów do Stanów Zjednoczonych (plus opłata za księgowanie środków) i z powrotem do Polski. Zagraniczni brokerzy nie wystawiają PIT-a, toteż cała procedura rozliczenia transakcji stoi po stronie inwestora, który na mocy porozumienia o podwójnym opodatkowaniu, będzie musiał rozliczyć się z Urzędem Skarbowym w Polsce.  

 

Otwierając konto maklerskie u 'jankesów' należy wziąć pod uwagę, że  za wielką wodą funkcjonuje inny model biznesowy – platformy transakcyjne są wysokiej jakości, ale trzeba za nie płacić, bez względu na to czy się handluje czy nie, podobnie jak za notowania giełdowe w czasie rzeczywistym. Stawka będzie zależała od zakresu (jeden poziom ceny lub głębiej) oraz ilości giełd. Konto u brokera z USA to zarówno pewne korzyści jak niższe prowizje czy „żywy” rynek, ale i wady, które opisałem powyżej. Niemniej jednak po rachunek za oceanem choćby do ChoiceTrade, Sogotrade, czy Sure Trader, powinni sięgać inwestorzy, którzy mają do zainwestowania większą pulę środków, chcą grać w profesjonalnej skali i po prostu mają już pewne podstawy i wiedzą co robią.  Znajomość języka angielskiego także się przyda, gdyż opiekunowie lubią czasem zadzwonić do klienta, zapytać co słychać. 

Reklama

 

Amerika ist wunderbar

 Wejście na rynek NYSE/NASDAQ wymaga od inwestora obrego okresu przygotowawczego. Giełdy w Stanach Zjednoczonych, z racji swojej wielkości, codziennie dostarczają nam szereg okazji inwestycyjnych, co nie oznacza, że strategia 'kup i trzymaj' będzie działać. Jak każda inna czynność, ta także wymaga od nas pewnego zaangażowania i pozyskania informacji, nauki i obserwacji rynku. W gruncie rzeczy, inwestowanie w spółki amerykańskie jest proste „do ogarnięcia”, według mojej oceny dużo łatwiejsze i bardziej przejrzyste, niż ma to miejsce w przypadku walut, indeksów lub innych kryptowalut. Amerykańscy inwestorzy i traderzy rozgrywają spółki w longterm pod bardzo proste setupy, wystarczy przejrzeć kilka video z Youtube'a, by dostrzec, że za oceanem się 'nie wymyśla'. Wbrew temu co ostatnio można usłyszeć nad Wisłą, w grze amerykańskich swing traderów jest więcej krótkoterminowych spekulacyjnych trejdów opartych o prostą analizę techniczną, niż rozkładanie spółki na czynniki pierwsze pod kątem fundamentów.

 

W kolejnych artykułach zastanowimy się czy analiza techniczna przydaje się do grania akcji spółek oraz jakie spółki grać na NYSE/NASDAQ i dlaczego wcale nie muszą to być topowe medialne firmy.

Jesteś dziennikarzem i szukasz pracy? Napisz do nas

Masz lekkie pióro? Interesujesz się gospodarką i finansami? Możliwe, że szukamy właśnie Ciebie.

Zgłoś swoją kandydaturę


Patryk Chyła

Patryk Chyła

Daytrader na rynkach NYSE/NASDAQ od 2017 roku. Wieloletni współpracownik Paszportu Do Wall Street, założyciel firmy doradczej Iceberg Trading. Iceberg Trading (http://icebergtrading.pl/) jest firmą doradczą i oferuje pomoc ambitnym i zmotywowanym ludziom w rozwoju ich kariery w tradingu na rynkach giełdowych NYSE/NASDAQ oraz osiągnięciu sukcesu w tym niesamowicie dużym i interesującym biznesie.


Reklama
Reklama