Spółka Pracownia Nowych Technologii, oferująca inwestycje w budowę kopalni kryptowalut, we wtorek 26 maja ogłosiła zakończenie działalności. Spółka od dłuższego czasu borykała się z problemami finansowymi, zaś jej zarząd był skonfliktowany ze znaczną grupą inwestorów, którzy uznawali się za poszkodowanych. Do upadku spółki przyczyniły się nie tylko zakup sprzętu do kopania kryptowalut po mało korzystnych cenach, ale również rosnące koszty energii elektrycznej i związana z tym konieczność zmiany lokalizacji kopalni, wzrost trudności wydobycia oraz halving bitcoina, a także poważne problemy wizerunkowe spółki i postępowanie prokuratorskie toczące się w jej sprawie. O problemach inwestorów Pracowni Nowych Technologii pisaliśmy już ponad rok temu w obszernym reportażu.
Początek godny pozazdroszczenia
Pracownia Nowych Technologii rozpoczęła swoją działalność na początku 2017 r., czemu w głównej mierze zawdzięcza swój pierwotny sukces. Był to rok nieustannych, dynamicznych wzrostów bitcoina (BTC), trwających aż do połowy grudnia, kiedy to kurs największej kryptowaluty przekroczył 20 tys. dolarów, osiągając dotychczasowy historyczny szczyt notowań. Ciągłe wzrosty przyciągały do rynku kryptowalut coraz większe grono inwestorów, chcących na tym zarobić. Pracownia Nowych Technologii oferowała taką możliwość, chwaląc się prognozowanymi zyskami na poziomie od 50%, nawet do 200% rocznie, przy minimalnej inwestycji w wysokości zaledwie 50 tys. złotych. Pieniądze zebrane od inwestorów miały zostać przeznaczone na uruchomienie kopalni kryptowalut (nazywanej później blockchain data center), zaś zyski z „cyfrowego urobku” w 75% miały trafiać do inwestorów, pozostałe 25% było natomiast prowizją dla spółki.
Co szczególnie istotne, zainwestowana kwota była pożyczką dla Pracowni Nowych Technologii udzieloną na 30 miesięcy i oprocentowaną na 6% rocznie, co również prezentowało się wyjątkowo korzystnie z punktu widzenia inwestorów. Kilka procent gwarantowanego zysku z odsetek rocznie plus regularne wypłaty zysków z wydobycia kryptowalut (określanej później jako sprzedaż mocy obliczeniowej) - oferta prezentowała się wówczas bardzo atrakcyjnie.
Marka działającej od kilku lat na rynku nieruchomości Pracowni Finansowej (będącej posiadaczem 70% udziałów PNT), niewątpliwa charyzma i duża rozpoznawalność prezesa spółki Szczepana Bentyna, agresywny przekaz marketingowy i szaleństwo na rynku kryptowalut przyczyniły się do ogromnego sukcesu zbiórki kapitału prowadzonej przez Pracownię Nowych Technologii.
Początkowym celem było zebranie 10 mln złotych, co jasno wynika z korespondencji prowadzonej z wczesnymi inwestorami, a czemu zaprzeczał później zarząd spółki. Finalnie, zbiórka pieniędzy na budowę kopalni kryptowalut przeciągnęła się jeszcze w 2018 r., ze względu na ogromne zainteresowanie związane z euforią na rynku kryptowalut. Ostatecznie wzięło w niej udział ponad 230 inwestorów, którzy łącznie wyłożyli 21 450 000 złotych.
Wspólnik, a nie inwestor
Inwestorzy Pracowni Nowych Technologii w praktyce stali się jednak jej wspólnikami, zostając komandytariuszami w stworzonej do tego celu spółce komandytowej o tej samej nazwie. Jest to o tyle istotne, że jako komandytariusze mają oni teraz mniejsze możliwości dochodzenia swoich roszczeń - z prawnego punktu widzenia inwestorzy udzielili Pracowni Nowych Technologii pożyczki zabezpieczonej wekslem in blanco. Oznacza to, że nie przysługuje im ochrona m.in. z tytułu ustawy o obrocie papierami wartościowymi, nie mogą też składać skarg do Komisji Nadzoru Finansowego, mimo że w praktyce pożyczyli spółce pieniądze na zasadach niemal tożsamych z obligacjami.
Już na początku 2018 r., gdy pojawiły się pierwsze problemy ze spłatą raty kapitałowo-odsetkowej pożyczki komandytariusze (inwestorzy) usłyszeli od Pracowni Nowych Technologii propozycję przekształcenia spółki komandytowej w z o.o., co wiązałoby się z zamianą pożyczki zabezpieczonej wekslem (i wynikającej z niej konieczności regularnej spłaty rat) na kapitał wpłacany do spółki. Wówczas nie wszyscy inwestorzy uznali takie rozwiązanie za korzystne, szczególnie że było ono radykalną zmianą zasad gry, które jeszcze niedawno na webinarach sprzedażowych przedstawiane były jako pewne i niezmienne. Rok później, na jednym ze spotkań wspólników, ze strony zarządu PNT pojawiło się niebezpośrednio wyrażone ultimatum - jeśli nie uda się przekształcić spółki i zamienić pożyczek na wkład do kapitału, jedynym wyjściem będzie ogłoszenie upadłości. Byłoby to o tyle niekorzystne, że inwestorzy po upadku spółki mogą walczyć o odzyskanie swoich pieniędzy jedynie w zakresie jej majątku. W praktyce oznacza to długotrwałą walkę o zwrot niewielkiego ułamka zainwestowanego kapitału, nie mówiąc już o jakichkolwiek zyskach.
Utrata wartości sprzętu zakupionego przez PNT jest szczególnie dotkliwa - przestarzałe i obecnie już w zasadzie całkowicie nierentowne koparki kryptowalut zakupione po mało korzystnych cenach w okresie szczytowego popytu są dziś praktycznie bezwartościowe.
Początek problemów
Głośno na temat Pracowni Nowych Technologii zrobiło się w lutym zeszłego roku, kiedy Polskie Stowarzyszenie Bitcoin opublikowało list otwarty w sprawie niepokojących sygnałów na temat działalności i kondycji finansowej spółki. Stowarzyszenie poprosiło osoby współpracujące z PNT, które czują się poszkodowane o kontakt. Jeszcze przed publikacją listu PSB naszej redakcji udało się nawiązać kontakt z grupą komandytariuszy Pracowni Nowych Technologii, którzy zdecydowali się nagłośnić swoją sytuację, szczególnie w obliczu ciągłego poszukiwania nowych inwestorów przez spółkę, nieświadomych tego, co wówczas działo się w PNT. Sprawa została szczegółowo opisana w naszym reportażu z 22 lutego zeszłego roku, a także w materiale opublikowanym w 17. Wydaniu Magazynu Inwestora.
W największym możliwym skrócie, problemy inwestorów Pracowni Nowych Technologii rozpoczęły się wraz z brakiem terminowych spłat rat kapitałowo-odsetkowych. Na początku zeszłego roku, mimo tego że wówczas minęły już trzy z czterech terminów spłaty rat, Pracownia Nowych Technologii zwróciła swoim inwestorom zaledwie 3 z ponad 21 mln złotych. Ponadto, spółka w 2018 r. nie wypracowała jakiegokolwiek zysku. Wiele wątpliwości inwestorów wzbudzał również sam zakup znacznej części koparek do kryptowalut, który został przeprowadzony w marcu 2018 r., czyli w momencie bardzo dużego popytu rynkowego i niskiej dostępności urządzeń, co przełożyło się na wyjątkowo wysokie ceny. W swoich materiałach marketingowych PNT zapewniało zaś, że dzięki swojej pozycji negocjacyjnej będzie w stanie zakupić sprzęt po znacznie korzystniejszych cenach niż rynkowe. Jakby tego było mało, inwestorzy nie mieli dokładnego wglądu w to, za ile tak naprawdę spółka kupiła koparki, jaki był koszt ich instalacji i niezbędnego oprzyrządowania. Zakup i montaż sprzętu był bowiem realizowany przez stworzoną wyłącznie do tego celu spółkę PNT Lab, które prezesem był… Szczepan Bentyn, zaś właścicielem 90% udziałów sama Pracownia Nowych Technologii. Oprócz tego, inwestorzy narzekali na dodatkowe prowizje, o których wcześniej nie było mowy - w tym m.in. wynagrodzenie dla Pracowni Finansowej za pozyskanie klienta w wysokości 10% wpłaconej kwoty.
Po publikacji naszego materiału i nagłośnieniu problemów PNT również przez inne media, część komandytariuszy zdecydowała się dołączyć do pozwu zbiorowego przeciwko spółce. Efektem tego było wszczęcie postępowania w sprawie Pracowni Nowych Technologii przez warszawską Prokuraturę Okręgową pod koniec listopada zeszłego roku. Podejrzenia prokuratury dotyczą niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie przynajmniej 21,45 mln złotych, a także usunięcia składników majątku w postaci ponad tysiąca koparek do kryptowalut, co najprawdopodobniej odnosi się do faktu przeniesienia kopalni poza granice Polski (najpierw do Rosji, później do Iranu).
Dlaczego Pracownia Nowych Technologii upadła?
W sporym stopniu przyczyniła się do tego sytuacja na rynku kryptowalut i nierealne prognozy zysków oparte na przekonaniu, że kurs bitcoina i innych kryptowalut będzie kontynuował trend wzrostowy, mimo bardzo dynamicznych wzrostów w czwartym kwartale 2017 r. Jak pisze sama Pracownia Nowych Technologii, zyskowność jednej koparki ASIC do bitcoina (Bitmain AntMiner S9), z uwzględnieniem kosztów prądu, w szczycie kryptowalutowej hossy dochodziła do 500 dolarów miesięcznie. Utrzymanie rentowności na takim poziomie przyniosłoby zwrot z inwestycji w czasie od kilku do kilkunastu miesięcy, co nieustannie powtarzano na webinarach sprzedażowych i w materiałach marketingowych. Była to wizja o tyle optymistyczna, co nierealna - rynek zweryfikował ją już na początku 2018 r., kiedy to rozpoczął się trwający ponad rok trend spadkowy na rynku kryptowalut. Oprócz tego, PNT zakupiła znaczną część sprzętu do kopania dopiero w marcu 2018 r., w okresie w którym ceny BTC systematycznie spadały, jednakże wysoki popyt na koparki wciąż się utrzymywał, co przekładało się na wyjątkowo niekorzystne ceny zakupu. Jak podaje PNT, rentowność koparki S9 niewiele ponad pół roku później, w sierpniu 2018 r., była niemal dziesięciokrotnie niższa - wynosiła bowiem 51 dolarów.
Kolejnym problemem, na który napotkała PNT były znaczne podwyżki energii elektrycznej, wymiernie obniżające rentowność. Zmusiło to spółkę do poszukiwań nowych lokalizacji dla kopalni, w których ceny prądu zapewniałyby uzyskanie wyższej rentowności. Pierwszą z zagranicznych lokalizacji była Syberia, drugą zaś Iran. Proces relokacji był jednak kosztowny i długotrwały, zaś w tym czasie koparki nie pracowały. Sam Iran okazał się również mało fortunną lokalizacją, ze względu na napiętą sytuację polityczną i przerwy w dostawach prądu i internetu.
Szanse za zachowanie jakiejkolwiek rentowności pogrzebał majowy halving bitcoina, w ramach którego nagroda za blok spadła o połowę, z 12,5 do 6,25 BTC.
Co dalej z inwestorami?
Zgodnie z prawem, wraz z ogłoszeniem upadłości przez Pracownię Nowych Technologii i podlegających jej spółek, wierzyciele (czyli inwestorzy-wspólnicy) zostaną spłaceni z majątku spółki. W praktyce oznacza to, że inwestorzy odzyskają niewielką część zainwestowanych pieniędzy. Jakie będą to kwoty? Okaże się w toku procesu likwidacji majątku spółki.