O sprawie Pracowni Nowych Technologii zrobiło się naprawdę głośno na początku lutego, za sprawą niepokojąco brzmiącego listu otwartego Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin, zachęcającego potencjalnych poszkodowanych do opisania swojej sytuacji. W międzyczasie również do naszej redakcji zwróciło się wielu inwestorów, którzy ulokowali swój kapitał w PNT i którzy bezskutecznie próbowali dochodzić swoich praw oraz uzyskać pożądane informacje od zarządu spółki. Sama Pracownia Nowych Technologii, której prezesem jest promotor tokenów personalnych i najbardziej rozpoznawalna postać w polskim środowisku kryptowalut - Szczepan Bentyn, zebrała pieniądze od ponad 230 inwestorów na budowę i prowadzenie kopalni kryptowalut, później konsekwentnie nazywanej serwerownią lub centrum obliczeniowym. Jej problemy rozpoczęły się tak naprawdę od zakończenia hossy na rynku kryptowalut i rozpoczęcia trendu spadkowego na początku 2018 r. Problemy inwestorów PNT polegają jednak zgoła na czymś innym - na mało przejrzystej cyrkulacji kosztów pomiędzy spółkami powiązanymi z PNT, a także na braku szczegółowej wiedzy o tym, ile rzeczywiście zapłacili oni za sprzęt i budowę kopalni. Nie wspominając już o dysonansie pomiędzy agresywnym przekazem marketingowym spółki szukającej inwestorów, a ich obecną, niezbyt nieciekawą sytuacją.
Piękny początek
Pracownia Nowych Technologii szukała inwestorów chętnych do budowy wspólnej kopalni kryptowalut już od początku 2017 r. Zachęcała nie tylko nabierającymi pędu wzrostami na rynku kryptowalut, potencjalną stopą zwrotu na poziomie nawet do 200% rocznie, ale także stosunkowo bezpieczną z punktu widzenia inwestorów formą lokowania kapitału - pożyczką zabezpieczoną wekslem z oprocentowaniem 6% rocznie, spłacaną maksymalnie do 30 miesięcy i wymagalną bez względu na kondycję finansową spółki. Jedynym wynagrodzeniem dla spółki miało być 25% zysków z urobku, później zaś ze sprzedaży mocy obliczeniowej (ze względu na zmianę kwalifikacji działalności z powodów podatkowych). Niemałą rolę w początkowym sukcesie PNT odegrały również autorytet Pracowni Finansowej, pod skrzydłami której rozkręcano kopalniany biznes oraz rosnąca rozpoznawalność Szczepana Bentyna, który został prezesem PNT sp. z o.o. Oprócz tego spółka w swoim spójnym i śmiałym przekazie marketingowym zapewniała, że koparki będą korzystały z taniej i ekologicznej energii odnawialnej, a także zachęcała do inwestycji wizją prac rozwojowo-badawczych nad nowatorską technologią zanurzeniową, która rzekomo miała pozwolić na zwiększenie wydajności koparek przy jednoczesnym wykorzystaniu wytworzonego ciepła do ogrzewania obiektów publicznych, takich jak np. szkoły. Ponadto inwestorzy, którzy wpłacili pierwsze 10 mln złotych kapitału otrzymali łącznie 10 mln tokenów użytkowych PNT Coin, które wedle obietnic zawartych w materiałach marketingowych miały wkrótce wejść na giełdy kryptowalut i systematycznie zyskiwać na wartości, zwiększając tym samym potencjalne zyski inwestorów. Nie zabrakło oczywiście klauzuli o wysokim ryzyku inwestycyjnym, była ona jednak starannie zrównoważona przez stosunkowo agresywny przekaz marketingowy.
Plan działania PNT wydawał się prosty, skuteczny i korzystny dla inwestorów. Jak się jednak okazało, coś poszło nie tak i dziś spółka ma nie tylko problemy z płynnością finansową, zaległymi spłatami zobowiązań, ale również z samymi inwestorami, których część czuje się oszukana i jest w trakcie przygotowywania się do dochodzenia swoich praw na drodze sądowej.
W najgorszym możliwym momencie
Pracownia Nowych Technologii do końca lutego 2018 r. zebrała niemal 21,5 mln złotych od ponad 230 inwestorów, do czego w dużym stopniu przyczyniła się sytuacja na rynku kryptowalut na przełomie grudnia i stycznia, skutecznie zachęcająca inwestorów do ulokowania kapitału „na górce”. Inwestorzy na mocy umowy stali się wspólnikami (komandytariuszami) w spółce komandytowej PNT, zaś spółka z o.o. Pracownia Nowych Technologii - której prezesem jest Szczepan Bentyn i której większość udziałów posiada Pracownia Finansowa - stała się komplementariuszem dysponującym zebranym kapitałem. Taki układ ma jednak pewne istotne wady - do podejmowania decyzji wymaga jednomyślności wszystkich wspólników, co implikuje dużą bezwładność spółki przy próbach wprowadzania istotnych zmian, a także wymaga od zarządu respektowania terminów spłat pożyczek pobranych od inwestorów, przez co spółka nie może reinwestować zysków na rozwój infrastruktury. Trudno jednak podejrzewać, aby Pracownia Nowych Technologii wybierając taki model działalności kopalni nie wiedziała, jakie są jego konsekwencje. Co więcej, wpłata kapitału w formie oprocentowanej pożyczki spłacanej przez PNT w czterech ratach była swoistą kartą przetargową przy poszukiwaniu inwestorów - kilku z nich przyznało, że to właśnie „bezpieczna” pożyczka na weksel skusiła ich do ulokowania kapitału w PNT. Jednak już w lutym zeszłego roku zarząd spółki, rzekomo na prośbę samych wspólników, zaproponował przekształcenie spółki komandytowej na spółkę z o.o., co po pierwsze wyeliminowałoby konieczność jednomyślności wszystkich członków spółki przy głosowaniu zmian, a przede wszystkim zamieniło pożyczki inwestorów na kapitał spółki, uwalniając PNT od nałożonego na siebie obowiązku regularnych spłat rat kapitałowo-odsetkowych. Jak nietrudno się domyślić, część inwestorów nie zgodziła się na taki układ, co wg zarządu spółki przyczyniło się do obecnych jej problemów. Obecnie planowane jest sądowe postępowanie restrukturyzacyjne, które może wymusić zmianę formy prawnej spółki z komandytowej na z o.o.
Co i za ile?
Jak wspomniano wcześniej, PNT zebrała kapitał od większości inwestorów niemal dokładnie na szczycie bańki spekulacyjnej na rynku kryptowalut. Od początku 2018 r. notowania wszystkich kryptowalut zaczęły spadać, choć początkowo łudzono się, że „to tylko korekta” poprzedzająca kolejny atak na historyczne szczyty. Pracownia Nowych Technologii nie trafiła na dobry moment, gdyż oprócz załamania koniunktury na samym rynku kryptowalut, natrafiła również na problemy w kraju związane ze znacznym wzrostem cen energii elektrycznej, co zmusiło spółkę do zmiany początkowej lokalizacji kopalni. W połowie listopada kopalnia wyłączyła swoje koparki, ze względu na znaczny spadek ceny bitcoina, z ponad 6300 dolarów do poziomu poniżej 4 tys. dolarów. Z tego też powodu spółka zaczęła szukać nowych lokalizacji dla kopalni - padło na Rosję oraz Iran.
Co więcej, największego zakupu 448 koparek do wydobycia bitcoina, które stanowią niemal połowę całej bazy sprzętowej spółki, dokonano w marcu zeszłego roku, czyli w wyjątkowo niekorzystnym momencie, w którym ich producent, chińska firma Bitmain, wciąż utrzymywał wysokie ceny, wywierając presję na potencjalnych nabywcach, zaś kurs bitcoina i innych kryptowalut systematycznie spadał.
Oczywiście, z perspektywy czasu łatwo powiedzieć jest, że była to chybiona decyzja. Wśród inwestorów jednak nie spotkaliśmy osób, które obwiniałyby PNT za załamanie koniunktury na rynku kryptowalut. Problem leży gdzie indziej.
Na wspomniane koparki do bitcoina (SHA256), którymi były Antminery S9, wg raportu finansowego wydano ponad 6,2 mln złotych, wliczając w to koszt niezbędnej do ich funkcjonowania infrastruktury. Oznacza to, że zakup i przygotowanie do pracy jednej koparki S9 kosztowało dokładnie 13 854,76 PLN, zaś w marcu zeszłego roku cena takiego urządzenia u producenta po doliczeniu podatku VAT nie powinna przekroczyć 10 tys. PLN. Inwestorzy jednak nie są w stanie uzyskać dokładnych informacji na temat tego jakie dokładne koszty wchodziły w skład zaangażowania kapitału spółki w przeliczeniu na pojedyncze urządzenie, co daje pole do nadużyć. Jest to możliwe tym bardziej ze względu na fakt, że zakup koparek i ich przygotowanie do pracy zostało wykonane przez spółkę PNT Lab, która powstała wyłącznie po to, aby świadczyć usługi kopalni PNT. Co więcej, PNT Lab w 90% należy do spółki Pracownia Nowych Technologii, będącej komplementariuszem w spółce komandytowej PNT. Inwestorzy nie mają jednak wglądu w faktury PNT Lab, gdyż teoretycznie jest ona niezależną spółką, stąd też nie wiadomo ile zarobiła ona na dostarczeniu i przygotowaniu koparek.
Problemy z płynnością
Oprócz sprzętu i infrastruktury, z pożyczek od inwestorów pokryto również koszt pozyskania kapitału, obsługi prawnej oraz wynajmu samego budynku kopalni, co zostało wycenione na ponad 2,3 mln złotych brutto. Podobnie jak w przypadku koparek i ich infrastruktury, również szczegółowe wydatki na przygotowanie inwestycji nie są znane wspólnikom. W kwocie tej znajduje się również prowizja dla Pracowni Finansowej za pozyskanie inwestorów, co bulwersuje wielu z nich, gdyż w swoich materiałach marketingowych PNT zapewniało o jedynej prowizji w postaci 25% zysków ze sprzedaży mocy obliczeniowej. W lutym spółka poinformowała również o zaległym rachunku za prąd, jaki należny jest spółce PNT Lab w wysokości… 1,8 mln złotych, o którym wcześniej jednak nie było mowy. W jaki sposób w spółce mogło dojść do przeoczenia tak dużego zobowiązania, w dodatku wobec podmiotu, który świadczy usługi w zasadzie tylko jej?
Jeśli chodzi zaś o spłaty pożyczek inwestorów, Pracownia Nowych Technologii z oczywistych względów nie dotrzymuje ich terminów - dotychczas spłacono 2 649 569 PLN z zebranych 21 450 000 PLN (stan na koniec lutego 2019 r.). Wg wstępnych wyników podatkowych spółki komandytowej, do których udało nam się dotrzeć, PNT w 2018 r. uzyskało przychody na poziomie niecałych 4,9 mln złotych oraz poniosło koszty w wysokości ponad 8,92 mln złotych, co daje stratę za zeszły rok wynoszącą ponad 4 mln PLN (lekko poniżej 4 mln przy odjęciu wydatków niestanowiących kosztów uzyskania przychodu).
Część inwestorów, a w zasadzie wspólników PNT czuje się oszukana i przygotowuje się do wejścia na drogę sądową w ramach pozwu zbiorowego. Zarząd spółki wciąż nie widzi problemów z brakiem transparentności finansowej i zapewnia, że zmiana lokalizacji kopalni pozwoli wyjść jej na prostą. O tym jak potoczą się losy spółki i jej wspólników z pewnością będziemy informować na naszych łamach w przyszłości.