Komentarz z serii: "Piotr Kuczyński dla iWealth"
W piątek 27.08 (kończę zawsze komentarz tygodniowy w czwartek) wystąpienie Jerome Powella, szefa Fed podczas rozpoczęcia sympozjum Fed w Jackson Hole zaowocowało wybuchem optymizmu. Indeksy na Wall Street ustanowiły nowe rekordy, drożały mocno ropa i miedź (bo mocno stracił dolar), spadały rentowności obligacji.
Co takiego nadzwyczajnego powiedział szef Fed,
żeby doprowadzić do takiej wręcz euforii? Otóż nie powiedział niczego nowego. Serio. Potwierdził nawet zapowiedzi „jastrzębi”, którzy chcą w tym roku rozpocząć redukcję zakupów aktywów (QE taper). Tyle tylko, że powiedział również, iż podjęcie takiej decyzji zależy od tego, jakie dane makro zostaną przed posiedzeniami FOMC opublikowane - tu wchodzi w grę przede wszystkim piątkowy raport z rynku pracy (jeśli mówimy o wrześniowym posiedzeniu) - oraz jak wariant delta wirusa SARS COV2 będzie wpływał na gospodarkę.
Jak zawsze gracze giełdowi wybrali sobie kilka zdań
z tego wystąpienia i na nich zbudowali górę optymizmu. Chodziło o te fragmenty wypowiedzi Powella, w których mówił, że pośpiech w zaostrzaniu polityki monetarnej byłby szkodliwy (szczególnie, jeśli chodzi o podwyżki stóp). Naprawdę nic oprócz tego stwierdzenia w tym wystąpieniu nie było nowego, ale to obozowi byków wystarczyło, żeby namalował na tym pretekście obraz znakomitej dla wielu aktywów sytuacji.
W poniedziałek te same czynniki z dodatkiem „windows dressing”
na koniec miesiąca doprowadziły w USA do kolejnych zwyżek indeksów. S&P 500 zyskał 0,43% i ustanowił kolejny rekord. Najsilniejszy był NASDAQ, bo to właśnie spółki z sektora „growth”, czyli te z akronimu FAANG prowadziły indeksy na północ. Mówiono, że one najbardziej skorzystają na łagodnym stanowisku Fed. Nadal drożały ropa i miedź, a złoto nieco się cofnęło.
Dziwne (jeszcze bardziej dziwne, bo dziwne to już jest od dawna)
było zachowanie rynków we wtorek. Wtedy to dane makro były bardzo słabe (szczegóły poniżej w akapicie poświęconym danym makro). Spadł mocniej niż tego oczekiwano indeks Chicago PMI, zanurkował do sześciomiesięcznego dna indeks zaufania konsumentów publikowany przez Conference Board, a mimo to obóz byków usiłował w USA dźwignąć indeksy. Po początkowym małym spadku natychmiast zabarwiły się na zielono i co prawda ta szarża byków zakończyła się niepowodzeniem, ale spadki indeksów na zakończenie sesji były mikroskopijne. Mało tego – rynek obligacji zareagował na słabe dane wzrostem rentowności, co było szczególnie cudaczne. Można powiedzieć, że koniec miesiąca prowokował do niestandardowych zachowań rynków, gdyby to był tylko ten czynnik…
Dziwnie też zachował się rynek walutowy
Duży wzrost inflacji w Europie - dane wstępne pokazały, że w Niemczech CPI wyniosła 3,9% r/r i była najwyższa od 13 lat. Podobnie było w innych krajach strefy, a w całej strefie inflacja HICP wyniosła 3% i też była od 10. lat największa. Zaczęto mówić (wypowiadali się ludzie z ECB), że to może zmienić „gołębie” nastawienie banku centralnego. To oczywiście umocniło euro do dolara, ale po wejściu Amerykanów do gry z tych wzrostów EUR/USD prawie nic nie zostało, mimo tego, że amerykańskie dane makro były słabe.
Już w środę jednak kurs EUR/USD wzrósł
(pomógł słaby raport ADP o zatrudnieniu w sektorze prywatnym), ale niespecjalnie pomogło to surowcom – złoto nie zmieniło ceny (ewidentna słabość), a ropa nawet staniała. Najbardziej staniała miedź – tutaj ciągle wyprzedaż chińskich rezerw i obawa przed pandemią szkodzą surowcowi. Wall Street usiłowała kontynuować hossę (pomagały świeże pieniądze angażowane na rozpoczęcie miesiąca) mimo tego, że dane makro były mieszane (o nich poniżej). Znowu najmocniejsze były spółki z NASDAQ, a S&P 500 zyskiwał nieco ponad 0,3%, ale ostatnie dwie godziny sesji były już realizacją zysków. S&P 500 zyskał śladowo 0,03%, a NASDAQ ustanowił nowy rekord rosnąć jedynie o 0,33%.
Wydawało się, że wraz z wrześniem byki tracą impet,
ale w czwartek już początek sesji przyniósł wyraźne zwyżki indeksów. Trudno było nawet znaleźć powód dla tego optymizmu (opowiadanie o tygodniowych danych z rynku pracy jest kompletnie bezsensowne). Po prostu trwa hossa, która od dawna już nie ma oparcia w fundamentach. Jednak w połowie sesji znowu podaż przycisnęła i zanosiło się na całkowicie neutralne zakończenie, ale w ostatnim kwadransie indeks S&P 500 zyskał 0,2 pkt. proc., dzięki czemu zyskał 0,28%, a NASDAQ jedynie 0,14%. Coś się powoli rodzi, ale na razie niedźwiedzie są bezsilne.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję