Wczorajszy dzień został zdominowany przez wstępne indeksy PMI w zasadzie z każdego zakątka świata. Biorąc pod uwagę w jakim momencie jesteśmy (rozdźwięk między "twardymi", a "miękkimi" wskaźnikami), postanowiliśmy przyjrzeć się co z ww. publikacji wynika dla perspektywy gospodarczej oraz stanowiska banków centralnych w USA i strefie euro.
Co czeka nas dzisiaj?
Przed południem poznamy węgierskie płace za listopad, a także styczniowy indeks IFO z Niemiec. O godzinie 10:00 GUS powinien także zaraportować stopę bezrobocia (wraz z biuletynem statystycznym). Zakładamy potwierdzenie szacunku MRiPS na poziomie 5,2%.
W godzinach popołudniowych warto zwrócić uwagę na decyzję kanadyjskiego banku centralnego, gdzie konsensus wskazuje na utrzymanie stóp na poziomie 4,25%. Styczniowe posiedzenie okraszone będzie dodatkowo raportem nt. polityki monetarnej oraz konferencją prasową.
Kilka wniosków po PMI
PMI-e w strefie euro powędrowały w górę. Indeks dla przemysłu wzrósł z 47,8 pkt. do 48,8 pkt., a dla usług z 49,8 pkt. do 50,7 pkt. O tym jakie wnioski można wysnuć z tych danych dla europejskiej gospodarki pisaliśmy dla DGP – nie ma sensu się powtarzać, przytaczamy więc wspomniany komentarz:
Styczniowe indeksy PMI ze strefy euro zaskoczyły pozytywnie, a tempo wzrostu zbiorczego wskaźnika oczekiwań przedsiębiorstw było najwyższe od czerwca 2020. Z inflacyjnego punktu widzenia warto odnotować, że pomimo spadku presji kosztowej, średnia cena pobierana przez przedsiębiorstwa usługowe i przemysłowe łącznie wzrosła. To sygnalizuje, iż firmy wciąż potrafią podwyższać ceny pomimo zacieśnienia warunków finansowych. Jakie płyną z tego wnioski na przyszłość?
Po pierwsze, obawy recesyjne, sterowane głównie kwestiami pogodowymi, okazały się nadmiernie pesymistyczne. Warunki atmosferyczne do tej pory były znacznie łagodniejsze niż zazwyczaj, co poskutkowało brakiem szybkiego zużycia zapasów gazu. To przyczyniło się także do pozytywnego zaskoczenia w danych makro w ostatnich tygodniach.
Po drugie, kreślona ścieżka PKB dla strefy euro autorstwa EBC z grudnia nie wydaje się, jak na razie, błędna. Przypomnijmy, że zwiastowała ona bardzo optymistyczny scenariusz z tylko marginalnym spadkiem PKB na przełomie roku. Indeksy PMI potwierdzają to, a styczniowe dane implikują już pewien zwrot w koniunkturze.
Po trzecie, przejście przez kryzys energetyczny relatywnie suchą stopą oznacza, iż presja cenowa będzie najpewniej utrzymywać się. Wspierać taki pogląd będzie sytuacja na rynkach pracy w wielu krajach bloku. Widać to także po zachowaniu inflacji bazowej, która obecnie znajduje się powyżej 5% r/r i wciąż przyspiesza. Sama projekcja EBC także pozostaje dość sceptyczna, gdyż maluje powrót do w okolicę celu inflacyjnego dopiero w 2025 roku (niemniej nawet wówczas nie osiąga go).
Po czwarte, aktualnie rynkowa krótka stopa znajduje się w okolicy 2%, co po uwzględnieniu inflacji oznacza stopę realną ~0% (niespecjalnie restrykcyjny poziom). Rynek wycenia obecnie szczyt cyklu w okolicy 3,4% w połowie roku. Biorąc pod uwagę dość mocną perspektywę makro i wynikający z tego problem inflacyjny może się okazać, iż wycena ta jest wciąż zaniżona. Jednocześnie obraz gospodarczy neguje jak na razie gołębie głosy wydostające się w ostatnich dniach z EBC.
Relatywnie optymistycznie wybrzmiały też PMI z USA. Relatywnie, bo indeksy wciąż znajdują się poniżej 50 pkt, ale jednak wyniki (46,8 pkt. w przemyśle i 46,6 pkt. w usługach) były zaskoczeniem w górę.
Firmy sygnalizowały spadek produkcji i aktywności w porównaniu do poprzedniego miesiąca, ale tempo tego spadku spowolniło. Na minus wciąż oddziaływał słaby popyt konsumentów (ten z kolei tłumiony jest i był inflacją). PMI nie zmienia naszego spojrzenia na perspektywy stojące przed amerykańską gospodarką. Te opisaliśmy wScenariuszach na 2023 rok (poniżej fragment):
Z punktu widzenia polityki Fed dane te nie powinny zmieniać nastawienia, o ile to uległo już zmianie w następstwie ostatnich publikacji wskaźników wyprzedzających. Nie wolno zapominać, że o ile dane opóźnione nie pokazują niczego złego (choć i tam zaczynamy powoli widzieć wytracenie impetu wzrostowego), o tyle wiele wskaźników wyprzedzających "bije na alarm". W obliczu prawdopodobnego profilu opadania inflacji na przestrzeni roku wydaje się, że wypatrywanie końca cyklu podwyżek ma sens.