To był ciekawy tydzień, nie tylko na złotym, ale paradoksalnie także na eurodolarze, mimo że ten charakteryzował się niską zmiennością i poruszał w kanale 1,05-1,06. Złoty natomiast silnie umacniał się w pierwszej części tygodnia, ale później został przytłoczony awersją do ryzyka, wzrostami rentowności i słabszą giełdą.
Dolarowi fundamentalnie sprzyja dużo
W tym tygodniu na rynek spłynęła cała seria mocnych danych makro z USA. Pozytywnie zaskoczyły m. in. dynamiki sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej, a więc teoretycznie najważniejsze odczyty tygodnia. Mocny pozostaje rynek pracy, bo nowych bezrobotnych przybyło poniżej 200 tys., co jest bardzo dobrym wynikiem. Do tego jeszcze cały czas zaogniona jest sytuacja na Bliskim Wschodzie, z potencjalnym ryzykiem ofensywy lądowej Izraela na Strefę Gazy. W takich warunkach dolar powinien mocno zyskiwać do euro, tymczasem się osłabia. J. Powell wypowiadał się w sposób stonowany, mówiąc o potencjalnej przerwie w podwyżkach stóp i wpływie wysokich rentowności obligacji skarbowych powodujących efekt podobny do podwyżki stóp, ale to teoretycznie za mało, aby usprawiedliwić siłę euro. Rynek być może gra już pod jastrzębie podejście EBC, przy przystopowaniu z podwyżkami w USA.
Zobacz także: Czy w Polsce żyje się lepiej? Ten wskaźnik rozwieje Twoje wątpliwości
Dla złotego najważniejszym wydarzeniem były wyniki wyborów
Przewaga partii opozycyjnych i potencjał na utworzenie przez nie nowego rządu spowodowały eksplozję radości na polskich aktywach. W dół poszły rentowności obligacji skarbowych, giełda rosła o kilka procent. Na tej fali mocno zyskiwał też złoty. Niemniej, optymizmu starczyło do połowy tygodnia, a druga część jest już gorsza. Mamy jednak kurs EUR/PLN na 4,45, co oznacza przejście piętro niżej – z konsolidacji 4,50-4,60 na 4,40-4,50. Na USD/PLN, dzięki wzrostom eurodolara, efekt jest jeszcze mocniejszy. Kurs jest blisko wsparcia na 4,20, a jego mocniejsze przekroczenie będzie sygnałem sprzedaży dolara.