Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

„Chcemy naszego złota!” Fala zamorskich repatriacji rezerw kruszcu

|
selectedselectedselected

W zeszłym tygodniu świat obiegły doniesienia o tym, że Nigeria repatriuje swoje złoto do kraju. Władze tego kraju postanowiły, że w jego granice powinny wrócić narodowe rezerwy kruszcu – w cokolwiek niepowalającej ilości 21 ton – dotąd przechowywane w skarbcach Rezerwy Federalnej USA.

„Chcemy naszego złota!” Fala zamorskich repatriacji rezerw kruszcu
freepik.com
Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin
wykop

Naturalnie mówiąc o tym, że informacje te „obiegły świat”, chodzi o „świat” w ujęciu mocno umownym – czyli o tę część mieszkańców globu, którzy zainteresowani są obserwacją zjawisk ekonomicznych. 

Nawet jednak pośród tego grona zainteresowanych tematy rodem z kraju takiego jak Nigeria najpewniej nie stanowią dla wielu osób szczytu zainteresowania. Lekceważenie jednakże tych doniesień tylko z uwagi na, mówiąc uczciwie, nieprzesadny wpływ Nigerii na światową gospodarkę i finanse, byłoby dalece niesłuszne. Podobnie mylące byłoby zwracanie uwagi jedynie na niewielki wolumen złota, o którym mowa. Chodzi bowiem nie o sam akt, lecz zjawisko.

Jak stwierdzono w komentarzu do decyzji o sprowadzeniu złota do Abudży, Nigeria „nie tylko sprawuje [dzięki temu] większy zakres kontroli nad swoimi aktywami finansowymi, ale też demonstruje przezorność w zarządzaniu ryzykiem finansowym w sytuacji globalnej niepewności”. Ów pełen samogratulacji autopanegiryk wzbogacono jednak także o konkretniejszą przyczynę. Ma ona „stanowić strategiczną odpowiedź na obawy o stan amerykańskiej gospodarki”. Która to gospodarka „zmaga się z wyzwaniami takimi jak wysoka inflacja czy narastające zadłużenie”.Przez to dalsze przechowywanie zasobów złota USA ma być dla tych zasobów niebezpieczne.

Trzeba oddać krajom afrykańskim co afrykańskie – ich styl komunikacji, i to nawet tej oficjalnej, jest nadzwyczaj bezpośredni i odświeżająco szczery (nawet jeśli niekiedy także siermiężny, toporny czy niezbyt wyszukany). Stoi on w zupełnym kontraście do pełnego eufemizmów i niedopowiedzeń, ale nieodmiennie utrzymanego w tonie urzędowego optymizmu stylu komunikacji urzędowej czy korporacyjnej w krajach Europy, Ameryki czy Azji wschodniej. Tam, w analogicznej sytuacji, można by się spodziewać podania szeregu obiektywnych przyczyn, które w żadnym, ale to absolutnie żadnym stopniu nie mają sugerować braku zaufania do „naszych partnerów”, i po prostu jedynie „niezależne okoliczności” zadecydowały...

Tymczasem w tym przypadku – bach, przyczynę w piach. Nigeria nie ufa USA. Nie ufa także gospodarce Stanów Zjednoczonych, w dalszym ciągu, mimo wszystkich trudności, uchodzącą za najsilniejszą i najbardziej innowacyjną na świecie. Nie ufa na tyle, że boi się, że jej złoto zostanie „zapriopriowane”, skonfiskowane czy po prostu w inny sposób zagarnięte. I bez znaczenia jest tu, że Nigeria sama przeżywa ostatnio wstrząsy gospodarcze o magnitudzie daleko większej, niż cokolwiek w USA od czasów Wielkiego Kryzysu.

Reklama

Rzecz bowiem w tym, że Nigeria nie jest tutaj jedyna. Zaś jej opinia stanowi po prostu wypowiedzenie na głos obaw, które liczni obserwatorzy formułowali od dawna. Ale z którymi urzędowe komunikaty oraz oficjalnie publikowane dane gospodarcze niezbyt korespondowały.

 

Historia – nauczyciel srogi i złośliwy

W ciągu ostatnich kilku miesięcy podobną decyzję o repatriacji swego złota podjął cały szereg krajów. Kamerun, Ghana czy Senegal również stwierdziły, że ich rezerwy powinny powrócić z skarbców w Europie i Ameryce w ich własne granice. Dwa ostatnie z tych krajów same z siebie są notabene znacznymi wydobywcami złota (historyczna nazwa Ghany to Złote Wybrzeże). W odróżnieniu od większości mniej uprzemysłowionych krajów mają zatem realne perspektywy do tego, by ich rezerwy faktycznie, i długofalowo, rosły.

Największy ostatnio wolumen złota – 100 ton – sprowadził z Londynu Bank Rezerw Indii. Na przestrzeni kilku ostatnich lat trend ten objął znacznie więcej krajów. I to nie tylko Afryki i Azji, bo najpierw zaznaczył się w Europie. Swoje złoto zapragnęły mieć z powrotem u siebie Niemcy, Austria, Rumunia, Węgry, Belgia czy Holandia. A także Polskę (notabene – nareszcie...). Postulaty takie pojawiają się nawet w krajach pokroju Francji, która sama przechowuje zapasy kruszcu innych (np. część niemieckich). Skąd cała ta fala? I czyżby banki centralne świata nagle przestały sobie ufać? Pytanie jest o tyle zasadne – a przy tym niemożliwe do zbycia stwierdzeniem „przecież i tak nigdy sobie nie ufały” – że wcześniej jednak nikt nie domagał się repatriacji narodowych ton kruszcu. A przynajmniej nie na taką skalę.

W przeciągu ostatniego stulecia praktyka przechowywania rezerw złota w bezpiecznych lokacjach zagranicznych stała się zjawiskiem powszechnym i nie budzącym zdziwienia. Nie bez powodu – burzliwe dzieje XX wieku dostarczyły aż nadto powodów, by pomyśleć o zabezpieczeniu narodowych skarbów. Perspektywa przetaczających się przez kontynenty wojen, zarówno tych światowych, jak i pomniejszych, lecz finansowo równie niszczycielskich, niosła ze sobą oczywiste zagrożenie – gromadzone przez dekady rezerwy kruszcu były łakomym celem dla dowolnego agresora. By prowadzić wojnę, potrzebne są przecież niekończące się fundusze.

Smutne dzieje przejętych przez III Rzeszę czechosłowackich zasobów złota, czy też podobny los, który z lepkich rąk Sowietów spotkał rezerwy rumuńskie, unaoczniły nader wyraźnie wielu krajom, że ich zapasy kruszcu nie są bezpieczne w ich własnych granicach. Gdzie w takim razie byłyby bezpieczne? Drogą doświadczeń praktycznych dotarto do konkluzji, że przede wszystkim za morzem. W Anglii, oddzielonej od kontynentu „fosą” La Manche, orz (zwłaszcza) w Ameryce – której dwa oceany gwarantowały, że żadna z wrogich armii Eurazji nie ma tam szans dotrzeć.

W niektórych przypadkach wnioski te wyciągnięto niemal za późno – ale jednak z naciskiem na „niemal”. Już w toku niemieckiej inwazji w 1940 roku Norwegom udało się wywieźć zasoby swojego banku centralnego (o sensacyjnej historii tego wyczynu nakręcono nawet niedawno film). To samo uczynili Francuzi. Także rezerwy złota II Rzeczypospolitej udało się we wrześniu 1939 r. ewakuować – najpierw do Rumunii, potem Francji i Wielkiej Brytanii (inna sprawa, ile solidni, wiarygodni i zupełnie nie zdradliwi sojusznicy RP pod różnymi pretekstami zabrali wówczas dla siebie).

Reklama

Koniec II wojny nie przyniósł, jak wiadomo, geopolitycznej ulgi. Nad światem (a zwłaszcza Europą) błyskawicznie zawisła groźba kolejnej wojny – i wisiała nad nią, groźnie pobrzękując nuklearnymi głowicami – przez prawie półwiecze. Ponury cień obaw przed wojennymi planami komunistycznego Kremla wymuszał branie pod uwagę kolejnego niszczycielskiego najazdu również w kontekście planów przechowywania rezerw.

Po doświadczeniach drugowojennych wiadomo było zresztą, czego można się w tej kwestii po „Ludziach Radzieckich” spodziewać. Zaś wiecznie niewydolna i deficytowa gospodarka Obozu Demokracji Ludowej wskazywała, że rabunek zasobów finansowych podbitych przez komunistów krajów może być w istocie jednym z głównych ich celów – i motywów, które mogłyby ich skłonić do agresji (której oczywiście dokonano by w imię „konieczności dziejowej” i wyzwolenia klasy robotniczej spod ucisku. Z tego też względu Zimna Wojna przyniosła nasilenie tendencji do tego, by drogocenne rezerwy trzymać poza zasięgiem rąk Sowietów – czyli najlepiej za siedmioma morzami (co w realiach XX-wiecznej geopolityki oznaczało za Atlantykiem, albo choć za Kanałem Kontynentalnym).

Zimna Wojna minęła, minęła także następująca po niej, jak się wydawało, epoka wiecznej szczęśliwości, pokoju i rozrostu wydatków socjalnych. Wstrząsy ostatnich kilku lat, w tej liczbie zwłaszcza rosyjski najazd na Ukrainę, unaocznił wszystkim, że fizyczne i zbrojne zagrożenie dla bogactwa dalej jest realne. Wszystko to wskazywałoby na to, że trzymanie setek i tysięcy sztab złota w Fort Knox czy podziemiach Banku Anglii dalej może mieć sens. A jednak tendencja radykalnie się zmieniła, i mimo świata niepewnego i niespokojnego bardziej, niż było to od dekad, kraje świata rzuciły się repatriować swoje rezerwy. Można zapytać „co się stało?” – ale czy to nie oczywiste?

 

Nieznośna lekkość monetarnej wiarygodności

Nie będzie nader odkrywczym stwierdzenie, że aby być pewnym bezpieczeństwa złota powierzonego na przechowanie Bankowi Anglii lub Rezerwie Federalnej, trzeba najpierw czuć do tychże instytucji zaufanie. Tymczasem polityka rzeczonych w ciągu ostatnich dekad czyni to odrobinkę utrudnionym. Od załamania się w 1971 r. monetarnej jengi, którą ułożono niemal trzy dekady wcześniej w Bretton Woods – a z której Fed z upodobaniem wyciągał wciąż to kolejne klocki, licząc, że nigdy się nie przewróci – zaufanie (i przyzwyczajenie) było podstawowym paliwem, które pozostało Rezerwy Federalnej.

Na nim zasadzał się fakt, że fiducjarny dolar, mimo brutalnego ograbienia z pokrycia w złocie, wciąż był powszechnie używany i akceptowany – przynajmniej tak długo, jak w optyce użytkowników choćby mniej więcej utrzymywał swoją wartość. Oczywiście stan ten w znaczący sposób „wspomagało” wsparcie polityczne dla dolara, a także kontrolująca światowe szlaki handlowe amerykańska flota. Cóż, być może Fed postanowił zakończyć rozwodem swój „ograniczający jego aspiracje” mariaż ze złotem – jednak złoto wydaje się być partnerem pamiętliwym i bynajmniej nie zapomina o Fed oraz jego bękartach: fiducjarnym, papierowym dolarze oraz jego planowanym młodszym bracie, dolarze elektronicznym

W miarę tego, jak zwiększał się rozmach, z jakim pracowały maszyny drukarskie, na zlecenie rezerwy „emitujące” kolejne miliardy i biliony dolarów, tak i rosła nie tylko rynkowa cena samego złota, ale też i kontrast pomiędzy niezmienną i niezbywalną wartością kruszcu a ulotnością dolara. A wraz z nim także ulotnością perspektyw gospodarczych USA, ich prosperity i wiarygodności finansowej, a nawet podstaw stabilności ekonomicznej tego kraju. Również i w tej kwestii przykłady historyczne (vide Wielki Kryzys i mający miejsce krótko potem rabunek złota Amerykanów przez Roosevelta) są tutaj nader sugestywne.

Reklama

Pęczniejący balon astronomicznego długu federalnego Stanów Zjednoczonych, finansowanego głównie dodrukiem dolara i zaciąganiem jeszcze kolejnego długu, jawi się jako w dużej mierze niespłacalny. Zaś przecięcie tego bąbla, z uwagi na jego wymiary, w oczywisty sposób wywoła kryzys na skalę trudną do przewidzenia. I to pociąga za sobą nieuniknione pytanie, które pozostaje (i pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie pozostawać) otwarte – czy kryzys ten wciągnie w swój wir rezerwy złota krajów trzecich, które przechowywane są w USA czy Wielkiej Brytanii?

W teorii są one prawnie chronione – nie tylko na mocy prawa własności, ale też suwerennego immunitetu państwowego. Clou jednak właśnie w tym, że ta ochrona ma charakter prawny – innymi słowy, działa tak długo, jak długo kontrolujący te zasoby faktycznie chce tego prawa przestrzegać. Brak jej natomiast charakteru materialnego, który można by w jakiś sposób wyegzekwować. Normalnie za czynnik egzekucyjny zwykło się uważać starą, sprawdzoną wojnę – dziś trudno sobie jednak wyobrazić, by jakieś państwo wypowiedziało innemu otwartą wojnę z tytułu bilateralnych rozliczeń finansowych.

Tak też było nawet w przypadku Rosji, szeroko znanej ze swojej agresywnej i konfrontacyjnej retoryki. Pomimo faktu, że jej przechowywane na Zachodzie rezerwy złota zamrożono na mocy wprowadzonych po agresji na Ukrainę sankcji, nie zdobyła się ona na realną, symetryczną odpowiedź. A to znaczące, bowiem wcześniej Rosjanie jednoznacznie grozili, że naruszenie jej własności postrzegane będzie jako casus belli. Jednak postrzeganie – postrzeganiem, a gdy przyszło co do czego, Rosja nie zdołała zareagować (wyjąwszy naturalnie reakcję werbalną) – nawet mimo faktu, że nie miała problemu z rozpoczęciem agresji przeciw sąsiadowi.

 

Raz puszczona w ruch lawina

Stąd też obawy o utratę swych rezerw w pieczy obcych państw i banków nie są bynajmniej oderwane od rzeczywistości. Tym bardziej, jeśli do groźby ekonomicznych niepokojów dołożyć wstrząsy natury politycznej, a zwłaszcza wynikające z nich perspektywy różnorakich sankcji, retorsji, roszczeń, działań prawnych i innych zabiegów, których wspólnym mianownikiem jest to, że mogą pozbawić dany kraj kontroli nad swym złotem.

Niektórzy obserwatorzy odnotowują zresztą, że częściowo taka utrata już mogła mieć miejsce. Wystarczy bowiem przypomnieć sobie komplikacje, jakie napotkali Niemcy, chcąc sprowadzić swoje złoto z USA i Francji. Bundesbank ogłosił plany jego repatriacji w 2013 roku. Cenny ładunek znalazł się jednak w Niemczech nie wcześniej niż w 2017 roku. Czemu zwrot kruszcu tyle zajął? Zdaniem podejrzliwych, tego złota w skarbcu Fed po prostu nie było. Faktycznie bowiem mogło ono zostać wyleasingowane, zastawione czy w inny sposób trafić na rynek metali, pod pieczą Rezerwy Federalnej pozostając wyłącznie w teorii i w sensie prawnym.

Nie znaczy to oczywiście, że repatriacja złota sama w sobie zagwarantuje jego bezpieczeństwo. W żadnym przypadku – a po prawdzie to w niektórych przypadkach rezerwy te mogą zniknąć znacznie szybciej, będąc w bezpośredniej gestii lokalnych banków centralnych. Wojny i międzynarodowe wstrząsy polityczne nie są tu jedynym, co im zagraża. Innym czynnikiem jest nieodpowiedzialność budżetowa polityków i ich pokusa, by uciec od konsekwencji swoich błędów lub zaniechań poprzez przejadanie rezerw. Na tak cenne zasoby czyhają także staromodne zjawiska korupcji i defraudacji, a także praktycy takich działań – a dla których możliwość zdefraudowania narodowych zasobów złota jawiłaby się jako, nomen omen, złota okazja.

Reklama

Słowem, podróż narodowych rezerw królewskiego metalu z powrotem do kraju pochodzenia bynajmniej nie oznacza, że nie zostaną one skradzione lub zrabowane. Trudno zresztą się dziwić, że nawet skorumpowani politycy i takież reżimy mogliby życzyć sobie uniknięcia utraty swego złota za granicą. W końcu jeśli ktoś miałby je zagrabić, to dlaczego miałyby być to jakieś zagraniczne instytucje, a nie oni...? Jednak fakt, że podobne obawy o rozgrabienie są żywe, a do grona ich adresatów należy też Fed i inne banki centralne, jest znaczący.

I dlatego też z dużym marginesem pewności można postawić tezę, że zjawisko „de-globalizacji rezerw złota”, jeśli można je tak określić, będzie tylko nabierać rozpędu. Zaś krajów pragnących sprowadzić do siebie zgromadzone przez siebie zasoby kruszcu – będzie coraz więcej.

 

Jesteś dziennikarzem i szukasz pracy? Napisz do nas

Masz lekkie pióro? Interesujesz się gospodarką i finansami? Możliwe, że szukamy właśnie Ciebie.

Zgłoś swoją kandydaturę


FlyingAtom

FlyingAtom

Polski kantor Bitcoin i kryptowalut działający na rynku od 2015 roku. Poza biurami stacjonarnymi FlyingAtom posiada sieć 47 bitomatów - urządzeń do wymiany Bitcoina. Oprócz działalności na rynku kryptowalut FlyingAtom prowadzi też działalność kantorową związaną ze sprzedażą fizycznego złota, srebra oraz diamentów inwestycyjnych.
 


Reklama
Reklama