Zmienność na rynkach finansowych pozostaje podwyższona. Mając ten fakt z tyłu głowy, w dzisiejszej nocie omawiamy ostatnie ruchy na stopach procentowych, kursach walutowych oraz oczekiwaniach inflacyjnych w USA, strefie euro oraz Polsce. Ponadto, kreślimy rozgrywanie potencjalnych scenariuszy makroekonomicznych, a także główne ryzyka dla takiego toku myślenia. Środowisko jest wymagające, stąd do tematu podchodzimy z pokorą.
Bez względu na położenie geograficzne, zachowanie rynków finansowych w ostatnim czasie miało pewien element wspólny - wzrost obaw o recesję. To skutkowało solidną wyprzedażą cen surowców przemysłowych (kolejny pomysł chińskiej stymulacji fiskalnej nacelowany w infrastrukturę nie jest na tyle znaczący, aby zauważalnie wpłynąć na globalny bilans) oraz energetycznych. Problem jednak w tym, że oczekiwania odnośnie do inflacji pozostają wciąż bardzo wysokie, choć w minionych tygodniach zostały one nieco utemperowane (przynajmniej te pozyskiwane z instrumentów finansowych). Jednocześnie prognozy dot. wzrostu gospodarczego są systematycznie obniżane. Na tym tle strefa euro wypada jednak znacznie słabiej. Po krótkim wprowadzeniu, uwypuklającym pewne części wspólne, proponujemy głębsze zanurzenie w sytuację w poszczególnych regionach
Strefa euro
Obraz w strefie euro wygląda zgoła inaczej - coraz słabsza waluta oraz znacznie trudniejsza pozycja energetyczna z jeszcze gorszą perspektywą. Największym obecnie ryzykiem są dostawy gazu. Tyczy się to nie tylko samej strefy, ale w zasadzie całej Europy. Nawet w scenariuszu braku zatrzymania dostaw gazu należy liczyć się z jego reglamentacją w przemyśle, co już samo w sobie jest negatywne dla aktywności gospodarczej (niepewność, wpływ wysokich cen na popyt). Nie trzeba tłumaczyć jaki wpływ miałoby całkowite odcięcie dostaw.
W związku z powyższym oczekiwania rynku wskazują na wysoką inflację w połączeniu z bardzo słabym wzrostem gospodarczym graniczącym z recesją (zatrzymanie dostaw gazu automatycznie aktywuje taki scenariusz). Z tego powodu struktura stóp procentowych w strefie euro wygląda inaczej. Choć w ostatnich tygodniach także doświadczyliśmy cofnięcia, to jednak ścieżka na najbliższe lata pozostaje wzrostowa (premia inflacyjna oraz rozciągnięty cykl podwyżek, bez wyraźnej zawrotki jak w przypadku Fed). Sygnalizuje to, iż w opinii rynku, Europejski Bank Centralny będzie musiał działać nawet pomimo istotnego schłodzenia aktywności gospodarczej.
Taka perspektywa zdaje się nie wróżyć nic dobrego dla kursu walutowego, co może w dalszym ciągu utrudniać walkę z inflacją. Pewną iskierką nadziei dla EBC jest fakt, że presja płacowa w strefie euro nie wyrwała się jeszcze spod kontroli. To samo dotyczy oczekiwań inflacyjnych, które aktualnie oscylują niemalże dokładnie w okolicy 2%. Problemem może być tutaj perspektywa cen energii w najbliższym półroczu, ale i w kolejnych latach. To może skłaniać rządy poszczególnych państw do wspierania gospodarstw domowych, tudzież firm, co ograniczałoby przestrzeń do spadku inflacji. Nadzieja jednak w tym, że pomoc ta będzie przybierać coraz bardziej formę 'nacelowanej', tak jak zapowiedzieli to ostatnio choćby Węgrzy**.
** Tu należy się dodatkowy komentarz. Jeśli wychodzimy z założenia, że długoterminowo Europa zamierza prowadzić do zmniejszenia uzależniania od węglowodorów, czy nośników energii w ogóle, muszą pojawić się oszczędności u odbiorców końcowych. Mechanizm rynkowy wymusza takie oszczędności ceną. Uruchamia ona dostosowania substytucyjno-dochodowe i prowadzi w konsekwencji do wyraźnego zmniejszenia popytu. Dotacje obniżające ceny zaburzają ten mechanizm. Podobnie z wszelkimi działaniami dot. wprowadzenia cen maksymalnych. Teoretycznie lepiej zostawić ceny rynkowe i uruchomić transfery do odbiorców (które mogą wydać jak chcą) niż zaburzać mechanizm cenowy. Ale to tylko teoria i w rzeczywistości w grze pozostaje mnóstwo innych mechanizmów.