Wczoraj w USA opublikowane zostały czerwcowe dane o inflacji konsumenckiej. Odczyt na poziomie 9,1% r/r był wyższy od majowego (8,6% r/r) oraz przebił oczekiwania rynkowe (8,8% r/r). Powyżej oczekiwań uplasowała się także inflacji bazowa (bez żywności i energii) rosnąc o 5,9% r/r wobec 6% r/r w maju.
Oczekiwano wyraźniejszego cofnięcia (do 5,7% r/r). W ujęciu m/m po odsezonowaniu zarówno CPI jak i CPI bazowa zaliczyły najwyższy tegoroczny wzrost, odpowiednio o 0,7% oraz 1,3%. Presja zatem nie zwolniła, a wręcz przyspieszyła. To prawdopodobnie głównie skutek rosnących cen energii (7,5% m/m po odsezonowaniu), ale na pewno nie można lekceważyć rozlewania się tego elementu po gospodarce, co w pewnym uogólnieniu obrazuje wysokie momentum inflacji bazowej. Fed mając w rękach dane czerwcowe, a więc solidny obraz rynku pracy (lepszy od oczekiwań) i ustanawiającą nowe rekordy inflację, raczej nie będzie się bawił w deliberacje (w lipcu ceny energii wyraźnie w dół, perspektywy hamowania globalnych presji inflacyjnych w 2H’22) i utrzyma/przyspieszy tempo podwyżek stóp. To by oznaczało lipcowy ruch o 75/100 p.b.
Jeśli faktycznie chce ujarzmić inflację przy pomocy polityki monetarnej (a tak cały czas deklaruje) to jest zmuszony do coraz bardziej radykalnego cięcia popytu. Tym samym rośnie ryzyko słabszych wyników gospodarki, a rynek od jakiegoś czasu już wycenia scenariusz, w którym po ostrym zacieśnianiu polityki monetarnej w ’22, w ’23 przyjdzie czas na obniżki stóp z poziomu ok. 3,7% osiągniętego w grudniu’22 do ok. 3% w grudniu’23.