Coroczny szał sklepowych wyprzedaży, związany z „Czarnym Piątkiem” wypadającym dzień po amerykańskim Święcie Dziękczynienia, od wielu lat jest już wydarzeniem globalnym w kalendarzu zarówno klientów, mających nadzieję na trafienie jak najlepszych okazji, jak i sprzedawców detalicznych, a od niedawna również usługodawców, liczących na podniesienie kwartalnych wyników sprzedaży i pobicie tych sprzed roku. Mimo, że każdy słyszał o Black Friday (jeśli nie, to najprawdopodobniej musiał być odcięty od Internetu i telewizji przez ostatnie kilka lat), to niewiele osób wie skąd wzięła się ta nazwa i jakie były początki amerykańskiej tradycji ogromnych wyprzedaży, która szybko ogarnęła cały świat. A wszystko zaczęło się - jak to nierzadko bywa - od rynków finansowych.
Czytaj także: Black Friday | nawet do -60%
Czarny Piątek na rynku złota
Etymologia nazwy Black Friday jest dość zawiła, stąd tez precyzyjne i jednoznaczne określenie dlaczego coroczne sklepowe obniżki cen i rabaty zostały nazwane akurat „Czarnym Piątkiem” jest niemal niemożliwe.
Pierwsze wzmianki na temat Black Friday sięgają 1869 r. i nie mają nic wspólnego ze współczesnym określeniem szału sklepowych wyprzedaży.
Po wojnie domowej w Stanach Zjednoczonych, w latach 60. XIX w. kondycja gospodarcza kraju była słaba, zaś wysiłki związane z rekonstrukcją po wyniszczającym konflikcie wymagały ogromnego nakładu finansowego. Skutkowało to dynamicznym i niekontrolowanym wzrostem długu publicznego, który z 64 mln dolarów w 1860 r. wystrzelił do ponad 2,8 mld dolarów w 1869 r. Dla ratowania gospodarki wyemitowano wtedy również banknoty, niemające pokrycia w złocie, tzw. Greenbacks (po raz pierwszy w 1862 r.), które jednak przyspieszyły wzrost deficytu.
Wybrany na prezydenta USA w 1869 r. Ulysses S. Grant postanowił zatrzymać proces dynamicznego zadłużania się państwa, decydując się na systematyczne wykupowanie Greenbacksów za złoto lub jego ekwiwalent, co miało na celu przywrócenie wiarygodności waluty i ustabilizowanie gospodarki. Grant zdecydował się również na sprzedaż państwowych rezerw złota, w celu zmniejszenia deficytu budżetowego, co systematycznie odbywało się w tygodniowych interwałach na nowojorskiej giełdzie.
Sytuację tę w mistrzowski sposób postanowili wykorzystać dwaj doświadczeni spekulanci i jedocześnie dyrektorzy kolei Erie Railroad - James Fisk i Jay Gould. Wpadli oni na pomysł corneringu rynku złota, który polegał na skupieniu dużych jego ilości, doprowadzających do wzrostu notowań, a następnie sprzedaniu złota na szczycie. Ich misternie przygotowany plan, nazywany „Złotym pierścieniem”, zakładał wielomiesięczne zbliżanie się do środowiska prezydenta i Sekretarza Skarbu USA, George Boutwella, zarówno za pomocą rodzinnych koneksji ich wspólników, jak i łapówek.
Chcieli oni dzięki temu uzyskać informacje na temat kolejnych zleceń sprzedaży państwowych rezerw złota w celu dokonania insider tradingu, który miał na celu akumulowanie złota po jak najniższych cenach, a także przekonanie Sekretarza Skarbu do nie wystawiania oferty sprzedaży, dla rzekomego dobra rolników. Proceder rozpoczął się 1 września 1869 r. przy wycenie złota na poziomie 132 dolarów za uncję, swój finał miał zaś w piątek 24 września, kiedy notowania złota wynosiły już ponad 160 dolarów. Doszło wtedy również do złamania „złotego pierścienia”, gdyż na skutek masowej wyprzedaży złota, w tym federalnych rezerw, cena spadła do 138 dolarów, rujnując setki spekulantów, doprowadzając do bankructwa brokerów i skutkując spadkiem wartości akcji na nowojorskiej giełdzie o ponad 20%.
Wydarzenie to nazwano Czarnym Piątkiem ze względu na tragiczne skutki krachu, który poważnie odbił się na osłabionej gospodarce Stanów Zjednoczonych, uderzając szczególnie w sektor rolniczy, a także doprowadzając do wieloletniej bessy na amerykańskiej giełdzie.
Co zatem wspólnego z promocjami w sklepach ma krach na rynku złota z XIX wieku? Jedna z hipotez mówi, że jest to osobliwe nawiązanie do spadku cen w tym dniu, które pikują podobnie do notowań giełdowych podczas Black Friday z 1869 r.
Czarny jak atrament
Kolejna z hipotez pochodzenia nazwy Black Friday związana jest ze starą praktyką księgową amerykańskich właścicieli sklepów, którzy mieli w zwyczaju zapisywanie dni stratnych czerwonym atramentem, zaś zyskownych atramentem czarnym. Na długo przed ukonstytuowaniem się zwyczaju Czarnych Piątków w sklepach, sprzedawcy decydowali się na wprowadzanie obniżek przedświątecznych, rozpoczynających się właśnie od piątku po Święcie Dziękczynienia. Obniżka cen skutkowała wzrostem sprzedaży i tym samym zysków, stąd też bardzo często w księdze rozrachunkowej sklepów to właśnie trzeci piątek listopada był tym pierwszym „czarnym” dniem. Stąd też mogła się wziąć nazwa Black Friday.
Nie daj się nabrać na Czarny Piątek!
Początki wykorzystywania nazwy Black Friday w dzisiejszym znaczeniu datuje się na lata 60. XX w. Obecnie, Czarny Piątek jest już bardziej „Czarnym tygodniem”, gdyż sprzedawcy starają się jak najbardziej wydłużać okres zwiększonego obrotu w swoich sklepach.
Tradycja listopadowych wyprzedaży na początku XXI została zaszczepiona również w Europie, w tym także w Polsce. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że polskie wyprzedaże mają się nijak do amerykańskich. W naszych warunkach są one w większym stopniu chwytem marketingowym, mającym osłabić czujność, chętniej niż zazwyczaj sięgających po portfel, klientów niż rzeczywistymi „okazjami roku”. Nagminną praktyką jest systematyczne podnoszenie cen produktów od końca października, aby zaoferować „rabaty” właśnie na Black Friday. Swoistą karykaturą Czarnego Piątku są też rabaty w formie obniżki rzędu 10-15% przy zakupie dwóch produktów, naliczaną na tańszy z nich (często stosowane w sieciowych sklepach z elektroniką użytkową). Przy podejmowaniu decyzji zakupowych, podobnie jak przy inwestycjach wszelkiego typu, nie należy kierować się emocjami, przed zakupem dokładnie porównując ceny danego produktu (również w przeszłości, co jest wykonalne m.in. dzięki internetowym porównywarkom cen). Warto też być cierpliwym - nierzadko tuż po świętach, już w nowym roku, niektóre z produktów mogą być jeszcze tańsze, ze względu na niski popyt, odczuwany przez sklepy.