Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Nic nie powstrzyma wzrostów Wall Street

|
selectedselectedselected
Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin
wykop

Nic nie powstrzyma wzrostów na Wall Street – do takiego wniosku można dojść, obserwując rynek akcji amerykańskich w ostatnich tygodniach. Powodów do spadków jest bez liku, a mimo tego cały czas utrzymujemy się bardzo blisko historycznych szczytów.

 

Wall Street ponownie jest w centrum uwagi inwestorów z całego świata, a być może także postronnych obserwatorów. Okazuje się bowiem, że obecna hossa napędzana przez banki centralne stała się drugim najdłuższym rajdem w historii, ustępując jedynie wzrostom z okresu bańki internetowej. Od 2009 roku to właśnie rynek amerykański napędza wzrosty na światowych rynkach i prawdopodobnie jako jedyny nie zaliczył naprawdę poważnej korekty. Przed rozpoczęciem dzisiejszej sesji wydawało się, że negatywna niespodzianka ze strony Banku Japonii popsuje nastroje inwestorom z Wall Street, jednak pierwsze godziny handlu pokazały jak odporni są Amerykanie.

 

Powodów do niepokoju wcale jednak nie brakuje – indeksy amerykańskie są przewartościowane niemal pod każdym względem. Oczywiście dane aktywo jest warte tyle, ile są za nie skłonni zapłacić nabywcy, ale historycznie patrząc akcje są obecnie po prostu zbyt drogie. Indeks S&P500 od dawna rośnie w tempie dużo szybszym niż PKB Stanów Zjednoczonych, co wywindowało ten wskaźnik kapitalizacji giełdy względem PKB do poziomów z czasu bańki internetowej. Również wskaźniki cena/zysk czy cena/sprzedaż znalazły się na najwyższych poziomach od 15 lat. Jak gdyby tego było mało, coraz mocniej spowalnia gospodarka Stanów Zjednoczonych – pomijając dzisiejszy kiepski odczyt PKB, wystarczy wspomnieć o produkcji przemysłowej, która znajduje się w trendzie spadkowym od niemal półtora roku.

Reklama

 

Czy mamy do czynienia z prawdziwą hossą? Trudno powiedzieć, ponieważ w zasadzie od półtora roku indeksy amerykańskie znajdują się w konsolidacji, a kolejne szczyty przychodzą z coraz większym trudem. Na razie jednak ani Bank Japonii, ani OPEC, ani słabe odczyty z gospodarki, ani najgorszy sezon wyników od 2009 roku nie są w stanie wywołać większej przeceny. Jeżeli taki splot negatywnych informacji nie doprowadza do przeceny, to oznacza, że rynek jest bardzo silny, ale z drugiej strony trudno jest całkowicie pominąć fundamenty, które w tym wypadku uzasadniają korektę choćby podobną do tej z początku roku. Czego potrzeba aby wywołać taką przecenę? Najprawdopodobniej umocnienia dolara, który ostatnio napędza notowania surowców, co sprzyja ogólnej poprawie nastrojów. Dolar zaś nadal ma potencjał do wzrostów, ponieważ nawet w obecnej sytuacji FED mimo wszystko pozostaje najbardziej jastrzębio nastawionym bankiem centralny, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.

Jesteś dziennikarzem i szukasz pracy? Napisz do nas

Masz lekkie pióro? Interesujesz się gospodarką i finansami? Możliwe, że szukamy właśnie Ciebie.

Zgłoś swoją kandydaturę


Mateusz Adamkiewicz

Mateusz Adamkiewicz

Trader kontraktów terminowych na światowe indeksy giełdowe. Na rynkach finansowych nieprzerwanie od 2008 roku.


Tematy

Reklama
Reklama