Rekordowo stopy procentowe w Polsce ciążą złotemu, na co zwrócił dziś uwagę jeden z członków Rady Polityki Pieniężnej. Większość decydentów opowiada się jednak za utrzymaniem stóp na obecnych poziomach przez kolejne lata. Czy wyczekiwane przez oszczędzających wyższe stopy procentowe zobaczymy dopiero w 2020, albo nawet 2022 roku?
Czytaj również: Kurs dolara do funta, złotego i euro - jakie perspektywy na kolejne dni?
Posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej z początku listopada pokazało nam, że decydenci chcą jak najdłużej utrzymywać stopy procentowe na obecnych, rekordowo niskich poziomach. Nastawienie prezesa Narodowego Banku Polskiego w tej kwestii nie zmieniło się nawet pomimo prognoz wskazujących na wyraźny wzrost inflacji. Ostatnie wypowiedzi innych członków Rady wskazują, że istnieją pomiędzy nimi rozbieżności w ocenie potrzeby zmiany nastawienia polityki pieniężnej w przyszłości. Eryk Łon przyjął w tym względzie gołębią postawę, stając po stronie szefa NBP – Adama Glapińskiego. Z kolei Kamil Zubelewicz wypowiadał się już w nieco bardziej jastrzębi sposób.
Stopa referencyjna bez zmian do końca kadencji RPP?
Eryk Łon przyznał, że cieszy go każdy kolejny miesiąc utrzymywania stóp procentowych NBP na stałym poziomie. Wyraził on także pogląd, że korzystnie byłoby utrzymanie podstawowej stopy procentowej na poziomie 1,5% do końca obecnej kadencji RPP, albo nawet dłużej. Taka opcja jest nawet bardziej gołębią od tej, której aktualnie trzyma się Adam Glapiński. Ten po ostatnim posiedzeniu Rady wskazał jedynie, że nie widzi przesłanek do zmiany poziomu stóp procentowych do końca 2019 roku, a jeśli nie pojawią się żadne nowe okoliczności, to nawet do końca 2020 roku.
Łon uważa, że strategia stabilnych stóp procentowych jest potrzebna, gdyż dzięki niej polska gospodarka „jest i może być dalej postrzegana jako swoista oaza stabilności.”
„Bardzo ważne jest to, że jest to taka stabilność, która nie stoi w sprzeczności z szybkim rozwojem gospodarczym. Dzięki temu możliwe jest mozolne wypracowanie jak najlepszej wersji polskiego modelu kapitalizmu" – wskazał członek RPP.
Eryk Łon należy do członków RPP, którzy nie przejęli się prognozami wskazującymi na to, że w kolejnych latach poziom inflacji w Polsce może wzrosnąć do poziomów przekraczających cel inflacyjny. Dostrzega przy tym czynniki, które mogą łagodzić presję inflacyjną, ułatwiając Radzie trzymanie się niskich stóp procentowych.
"Chciałbym także podkreślić, że z otoczenia zewnętrznego płyną informacje, które napawają mnie ogromnym wewnętrznym spokojem. Przykładowo, zniżki cen ropy naftowej powodują spadek presji inflacyjnej, a na ewentualne wyzwania związane z możliwym spowolnieniem aktywności gospodarczej za granicą NBP jest przygotowany" – powiedział Eryk Łon.
Czytaj również: Funt traci do euro i złotego. Czekamy na ruchy kursu dolara nowozelandzkiego.
Wysoka inflacja realnym zagrożeniem
Do członków RPP, którzy na poważnie potraktowali zagrożenie wysoką inflacją należy za to Kamil Zubelewicz. Przypomnijmy, że analitycy NBP wskazali, iż w przyszłym roku inflacja może wynieść 3,2% (wobec poprzedniej prognozy na poziomie 2,7%). Jeśli ten scenariusz zrealizowałby się, to inflacja znalazłaby się bardzo blisko górnej granicy dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego (2,5% +/- 1 p.p.). Centralna ścieżka projekcji na 2020 rok wskazuje z kolei na poziom 2,9%. Centralna ścieżka dla inflacji bazowej na lata 2019-2020 to z kolei 2,1% i 2,7%.
W zasadzie jest to sygnał, który wiele banków centralnych odczytałoby jako potrzebę zacieśniania polityki pieniężnej, by schłodzić wzrost cen. Po listopadowym posiedzeniu Adam Glapiński bronił jednak postawy Rady tym, że analitycy przyjęli negatywny scenariusz dla wzrostu cen energii (który jest głównym czynnikiem odpowiedzialnym za wzrost prognozowanej inflacji), a Rada zakłada, że wzrost ten będzie ograniczony ze względu na rok wyborczy.
Kamil Zubelewicz nie zgadza się z tym, że prognozy inflacyjne zostały opracowane w sposób konserwatywny (w oparciu o negatywny scenariusz), a należy je uznać za realistyczne. Jego zdaniem, o ile nie nastąpią gwałtowne pozytywne szoki podażowe, to ceny mogą rosnąć w tempie powyżej 3% rocznie. Zubelewicz uważa, że w dłuższym okresie inflacja prawdopodobnie utrzyma się powyżej poziomu docelowego.
Rada może znaleźć się między młotem a kowadłem
Członek RPP wydaje się obawiać, że w przyszłości dynamika cen ‘ucieknie’ Radzie, patrząc na to, że od początku 2015 trwa rosnący trend. Nastawienie się na politykę stabilnych stóp procentowych może sprawić, że Rada spóźni się z decyzją o zacieśnianiu polityki pieniężnej.
"Jestem przekonany, że ewentualne decyzje Rady w kwestii podwyżek stóp procentowych będą spóźnione. Tylko nieufność wobec przedstawianych Radzie prognoz może usprawiedliwiać utrzymywanie stóp na niezmienionym poziomie. W całym horyzoncie projekcji jesteśmy przecież niemal pewni, że inflacja trwale utrzyma się powyżej środka przedziału wahań wokół celu" - powiedział Zubelewicz.
Jeśli obawy Zubelewicza zrealizują się, to bank centralny może znaleźć się w podobnej sytuacji, w jakiej od ubiegłego roku znajduje się Bank Anglii. Wyraźnie wyższa inflacja od poziomu docelowego zmusiła decydentów do rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp procentowych w warunkach niskiego wzrostu gospodarczego. Polsce raczej nie grozi na razie ograniczenie tempa rozwoju gospodarczego do poziomu Wielkiej Brytanii, ale projekcje NBP i tak zakładają spowolnienie – z 4,8% w 2018 roku do 3,6% w 2019 roku i 3,4% w 2020 roku.
Propozycją Zubelewicza dla Rady jest obniżenie celu inflacyjnego o 0,5 punktu procentowego (co wymusiłoby na decydentach bardziej jastrzębią postawę). Byłoby to korzystne dla złotego, na którego kursie ciąży bierność banku centralnego.
"Nasi główni partnerzy handlowi mają cel inflacyjny na poziomie do 2 proc. Bufor +/- 1 pkt proc. dopuszczałby przecież szybszy wzrost cen w Polsce, związany czy to z szybszym niż w państwach zachodnich wzrostem gospodarczym, czy też z niezależnym od naszej polityki gospodarczej osłabieniem waluty. Obecny cel 2,5 proc. jednak skutkuje sztucznym, systematycznym, długookresowym i niepotrzebnym osłabianiem się złotego. Z mocniejszą walutą łatwiej spłacać zadłużenie zagraniczne, o czym często się zapomina" – wskazał Zubelewicz.