Bieżące nastroje od początku roku sukcesywnie się poprawiają. Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej mimo, że nadal ma wartość ujemną zbliża się powoli ku granicy oddzielającej przewagę pesymistów nad optymistami. W kwietniu jednak wartość wskaźnika wyniosła -11,5 pkt i była wyższa o 0,8 pkt.
Wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej jest niższy niż jego bieżący odpowiednik i w kwietniu wynosi -6,8 pkt. Jest to jednocześnie wynik gorszy niż przed miesiącem, kiedy to wskaźnik znajdował się na poziomie -5,2 pkt.
Na takie zachowanie konsumentów – lepsze nastroje teraz, pogorszenie nastrojów w przyszłości - ma wpływ inflacja. Ostatnie odczyty na poziomie poniżej 2% wyraźnie poprawiły nastroje. Choć nadal zdecydowana większość uważa, że ceny rosną w szalonym tempie. Stąd też oba wskaźniki nie są w stanie przebić granicy 0 pkt.
Poprawę nastrojów przynosi też rzeczywisty wzrost wynagrodzeń. Zaczęliśmy odczuwać, że stać nas na więcej – rośnie wskaźnik dokonywania obecnie ważnych zakupów, jak również wzrasta pozytywna ocena finansów gospodarstwa domowego. Jednocześnie ostatnie dwa lata z inflacją na barkach podniosły świadomość ekonomiczną Polaków i zdaje się, że rozumiemy, że lada moment ceny ponownie zaczną rosnąć w tempie szybszym niż w marcu. To właśnie oczekiwania inflacyjne „wystrzeliły”. Jeszcze w marcu niewiele ponad 7% respondentów badania GUS oczekiwało, że ceny będą rosły szybciej w najbliższych 12 miesiącach. W kwietniu odsetek takich odpowiedzi zwiększył się do blisko 12,5%.
Gdyby nastroje miały być jednym z elementów predykcyjnych na ten rok, to można uznać, że szansa na odbicie konsumpcji się zwiększa. Zarabiamy realnie więcej, czujemy, że możemy oszczędzić więcej, a co za tym idzie zapewne zaczniemy wydawać więcej.