Poruszamy się zgodnie z planem. Pierwsza faza spadku inflacji jest gwałtowna, wiedziona bazą stastyczną, spadkami cen energii, paliw oraz stabilizacją cen żywności. Dajmy się jeszcze dezinflacji wyszaleć przez kilka miesięcy, bo pod koniec roku nisko wiszące owoce zostaną zerwane, a ruch w kierunku celu zwolni z tempa gepardziego do ślimaczego.
13% inflacji rocznej było zgodne z naszym szacunkiem. Co ciekawe, niewiele pomyliśmy się też w kompozycji wskaźnika. Obstawiliśmy nieco większe spadki cen żywności i energii, ale mniejsze paliw. W rzeczywistości było odwrotnie, ale błędy się zniosły. Pozytywną niespodziankę - niewielką, aczkolwiek warto ją odnotować - sprawiły cen bazowe. Ich wzrost spowolnił z 12,2% w kwietniu do 11,5-11,6% w maju. Spory postęp dokonał się też w przypadku impetu cen bazowych.
W krótkim terminie widzimy jeszcze potencjał do uspokojenia cen żywności. Sezon może jednak przynieść niespodzianki w górę (szalona prognoza to miesięczne wzrosty cen żywności utrzymujące się w lipcu i sierpniu). Podobnie sprawa wygląda z nośnikami energii - na razie w dół, po wakacjach w górę. W przypadku inflacji bazowej obserwujemy regularnie - co 4 miesiące - spadki. Być może jest tam nieco sezonowości rezydualnej. Tak czy inaczej mamy raczej do czynienia z wynikiem, który jest w tym miesiącu zaniżony. Dopiero w sezonie wakacyjnym (i na starcie roku szkolnego) ujawnią się ostateczne efekty zmian cen energii i żywności. Potencjał do dalszego ruchu na wskaźniku rocznym jest. Potencjału do istotnego spadku tego wskaźnika raczej nie ma. Niewykluczone, że obecnie znajdujemy się blisko maksimów luki popytowej w tym cyklu (gdyby zmierzyć ją stopą bezrobocia, czy zatrudnieniem, to właściwie jej nie ma). W konsekwencji nie spodziewamy się obniżek stóp procentowych w tym roku.