Tak można w dwóch słowach podsumować marcowe dane z amerykańskiego rynku pracy publikowane w Wielki Piątek. Liczby, na które rynek patrzy w pierwszej kolejności, a więc te dotyczące kreacji miejsc pracy wg badania przedsiębiorstw, pokazały, że w ub. miesiącu w sektorze pozarolniczym przyrosło 236 tys. etatów wobec 326 tys. w lutym. Szczegóły były zgodne z logiką obecnej kondycji gospodarki – już tylko sektor usług odpowiada za wzrost miejsc pracy.
Wzrost NFP był z grubsza zgodny z oczekiwaniami i pomimo wymiaru mniejszego względem lutego jest wciąż mocny. Poza tym obniżyła się stopa bezrobocia, z 3,6% do 3,5%. Te dwie pozycje stanowią znaczącą sugestię dla Fed, że rynek pracy może być nadal zbyt mocny dla realizacji celów inflacyjnych. Ale w piątkowym odczycie są też kontrargumenty dla powyższej tezy, choć mają nieco bardziej miękki wydźwięk. Po pierwsze dynamika płac. Ta w ujęciu r/r obniżyła się z 4,6% do 4,2% (najniżej od połowy ’21). Z kolei m/m po wyrównaniu sezonowym odnotowany został wzrost 0,3%.
Nieco szybszy niż w lutym (0,2%), ale też na tym etapie raczej akceptowalny i nie wskazujący na razie na nadmierną presję płacową. Tak też można rozczytywać czwarty miesiąc z rzędu wzrostu aktywności zawodowej, który pomaga nieco luzować napięcia podażowe na rynku pracy. Piątkowe dane wpisują się w dotychczasowy obraz łagodnego rozładowywania presji inflacji płynącej z kierunku rynku pracy, głównie kanałem płac. Mogą być interpretowane w różny sposób, choć Fed jak na razie dawał do zrozumienia, że ma podejście bardziej konserwatywne (niska stopa bezrobocia to znaczące ryzyka dla perspektyw inflacji). Na rynku dane okazały się pretekstem dla umiarkowanej korekty w górę, znacząco obniżonych w marcu, oczekiwań dot. wysokości stopy procentowej w USA.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję