- Australia to najchętniej wybierany cel emigracji zarobkowej na świecie
- Polacy najczęściej stawiają na Niemcy, ale wybierają też np. Nową Zelandię
- Powodzeniem cieszą się kraje z językiem angielskim i dolarem
Gdzie do pracy? Świat wybiera Australię
Osoby poszukujące pracy za granicą najczęściej wybierają Australię – tak to wygląda globalnie. Wiadomo jednak, że dla Polaków to dość odległa destynacja. Dlatego nasi rodacy decydują się na znacznie bliższy wyjazd: do Niemiec. Jakie jeszcze kraje cieszą się zainteresowaniem emigrantów zarobkowych?
Z raportu "Dream Destinations and Mobility Trends" przygotowanego przez Boston Consulting Group, wynika, że pracy poza swoim krajem poszukuje już 800 mln osób. Dlaczego w ubiegłym roku najbardziej przyciągała ich Australia? W odpowiedziach ankietowanych największą popularnością cieszyły się możliwości zawodowe, jakość życia oraz klimat, atrakcyjne zarobki, a także niskie podatki i koszty życia.
Na podium zestawienia znalazły się jeszcze Stany Zjednoczone oraz Kanada, a zaraz za nimi pojawia się Wielka Brytania (Londyn zwyciężył wśród miast, cieszących się największym zainteresowaniem emigrantów zarobkowych). Co łączy te państwa? Język. Aż dwie trzecie ankietowanych stwierdziło, że obowiązywanie języka angielskiego w środowisku pracy ma znaczenie, gdy szukają pracy za granicą. To nawet ważniejsza kwestia od wysokości zarobków.
Pierwszą piątkę popularnych destynacji zarobkowych uzupełniają Niemcy, a na kolejnych miejscach znalazły się Japonia, Szwajcaria, Singapur, Francja oraz Hiszpania. Obecność w zestawieniu tej ostatniej jest dość ciekawa: Hiszpania znajdowała się wysoko w rankingu z 2018 roku (miejsce szóste), ale w czasie pandemii straciła tę pozycję. Zdaniem ankietowanych do jej atutów należą klimat i jakość życia.
Przeczytaj także: Bezrobocie w Niemczech jest największe od ponad 3 lat
Polacy wolą bliżej. Ale do Nowej Zelandii też chętnie pojadą
Z raportu "Migracje zarobkowe Polaków" przygotowanego przez Gi Group można się dowiedzieć, że w 2023 roku nasi rodacy wybierali inne kierunki wyjazdów niż te przywołane. Przynajmniej częściowo. W przypadku przedstawicieli naszej nacji najchętniej wybieranym kierunkiem emigracji pozostają Niemcy, które nawet zyskują na popularności względem poprzednich edycji badania.
Na drugim miejscu znalazła się Holandia, której brakuje w 10 globalnego zestawienia. Podium zamyka Wielka Brytania, do której wrócił sentyment po brexitowym załamaniu emigracyjnym. Ciekawostką jest pozycja numer cztery: Nowa Zelandia. Kraj ten wyprzedza na liście Francję, Norwegię, Hiszpanię, Irlandię oraz USA, czyli państwa bardzo kojarzone z emigracją zarobkową Polaków.
Na podstawie tej listy można stwierdzić, że język angielski zapewne nie wystarczy, jeśli myśli się o wyjeździe do pokaźnej części wspomnianych państw. Konkurencja pracowników z innych państw rośnie, więc znajomość dodatkowego języka (miejscowego) będzie miała znaczenie. Ale Polacy chyba to rozumieją. Eksperci z platformy LiveXP, służącej do nauki języków, wskazują, że rodacy najczęściej uczą się angielskiego, ale na kolejnych miejscach znajdziemy niemiecki i hiszpański, a potem włoski i francuski.
Przeczytaj także: Coraz trudniej o pracę w USA. Dwa razy mniej firm szuka pracowników
Nie tylko euro i dolar amerykański
Przed emigracją warto poznać nie tylko język czy obyczaje kraju, do którego się wyjeżdża, ale też sprawdzić, w jakiej walucie będzie się zarabiać. I jak prezentuje się jej kurs na przestrzeni nie tylko ostatnich dni, ale lat. W przypadku USA czy państw strefy euro to dość powszechna wiedza, a jeśli ktoś chciałby poznać prognozy dla euro i dolara, powinien przeczytać ten tekst. Co z pozostałymi krajami, o których była już mowa?
Frank szwajcarski, który wielu Polakom kojarzy się raczej negatywnie, przed dwoma laty przebił granicę 5 PLN, ale od tamtego czasu zdążył spaść w okolice nawet 4,3 PLN. Obecnie za jednego CHF trzeba zapłacić około 4,50 PLN.
Wykres: notowania franka szwajcarskiego
Źródło Stooq
Brytyjski funt szterling zaraz po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie zbliżył się w okolice 6 PLN. Jednak po tamtym wystrzale na północ nie ma już śladu – funt notowany był nawet poniżej 5 PLN, chociaż były to krótkie epizody. Obecnie za jednego GBP trzeba zapłacić około 5,15 PLN.
Wykres: notowania funta szterlinga
Źródło: Stooq
Gorsze czasy ma też za sobą korona norweska, za którą zaraz po agresji Rosji na Ukrainę płacono nawet 0,5 PLN. Potem jednak jej kurs głównie spadał, w lipcu br. osiągnął poziom 0,36 PLN. I mniej więcej tyle trzeba dzisiaj zapłacić za jedną NOK.
Wykres: notowania korony norweskiej
Źródło: Stooq
Z kolei za jednego jena zapłacicie teraz 0,026 PLN. I pewnie nie będzie zaskoczeniem, że było już drożej. W marcu 2022 roku za jednego JPY należało zapłacić nawet 0,039 PLN.
Wykres: notowania jena
Żródło: Stooq
Pora na kilka różnych dolarów. Za ten australijski trzeba obecnie zapłacić 2,64 PLN. Na początku marca 2022 roku kurs był znacznie wyższy – wówczas za jednego AUD trzeba było zapłacić niemal 3,3 PLN. Podobnie wyglądało to w przypadku dolara nowozelandzkiego, którego kurs w marcu 2022 roku przekroczył 3 PLN, by potem sukcesywnie spadać. Teraz za jednego NZD trzeba zapłacić około 2,4 PLN.
Wykres: notowania dolara australijskiego
Źródło: Stooq
Wykres: notowania dolara nowozelandzkiego
Źródło: Stooq
Dość egzotyczny, z naszego punktu widzenia, jest dolar singapurski, za który obecnie trzeba zapłacić niemal 3 PLN. Jednak w ostatnich latach bywało znacznie drożej – w październiku 2022 roku jeden SGD kosztował prawie 3,5 PLN. Podobnie w tym czasie zachowywał się dolar kanadyjski. Jeszcze w sierpniu 2022 roku kosztował 3,64 PLN, a teraz za jednego CAD zapłacicie około 2,85 PLN.
Wykres: notowania dolara singapurskiego
Źródło: Stooq
Wykres: notowania dolara kanadyjskiego
Źródło: Stooq
Przeczytaj także: Polacy to uległy naród? Protestowaliśmy 60 razy rzadziej niż Francuzi
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję