Ostatnie miesiące minionego roku dla Wenezueli były trudne pod względem sytuacji gospdarczej i politycznej. Państwo okrzyknięto bankrutem. Obecnie nic nie wskazuje, aby sprawy uległy poprawie. Jeszcze w grudniu Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro zapowiedział, że kraj wprowadzi do obiegu swoją kryptowalutę – petro, która wzmocni pozycję gospodarczą państwa. Temat powrócił znów na salony.
W grudniu, gdy opinia publiczna i wenezuelska opozycja usłyszały plany Maduro, nikt nie potraktował jego wypowiedzi poważnie. Nikt też nie widział sensu, aby w upadającym państwie wprowadzić własną kryptowalutę. Grudniowa wypowiedź Prezydenta Wenezueli wydawała się jeszcze bardziej abstrakcyjna, gdy ten dodał, że petro będzie mieć pokrycie w surowcach. Jeśli ktoś myślał, że śmiałe plany poszły w zapomnienie, to mógł się mylić. Maduro w swoim najnowszym wystąpieniu podtrzymał grudniową zapowiedź i podał więcej konkretów. Kryptowaluta petro miałaby mieć pokrycie w wydobywanej w Wenezueli ropie. Cena jednej baryłki ropy naftowej na wenezuelskim rynku miałaby odpowiadać jednostce kryptowaluty. Jak podaje Reuters, łączna emisja petro byłaby warta około 5,6 mld dolarów. Maduro zapowiedział, że w ciągu najbliższych dni do obiegu am trafić około 100 mln jednostek petro.
Słowem klucz jest tu bliżej nieokreślona data - „najbliższe dni”. Kolejną wątpliwość rodzi pytanie, kto zechciałby zainwestować w kryptowalutę upadającego państwa, które nie jest w stanie utrzymać własnych obywateli i zaprowadzić rządów prawa?
