Pieniądz XXI wieku jest abstrakcją, którą sobie wymyśliliśmy. Odkąd upadł system z Bretton Woods, żadna waluta nie jest już powiązana z wartością złota i nie ma żadnej wartości referencyjnej – przynajmniej teoretycznie. Skoro pieniądz papierowy i tak nie ma żadnej wartości, dlaczego nie można go wymienić na kryptowaluty, a najlepiej Bitcoina? Przynajmniej jego ilość jest stała, a zwykły pieniądz można drukować do woli. Kto by chciał sztuczny, wydrukowany pieniądz? Po co nam w ogóle banki centralne?
Ten artykuł będzie odpowiedzią na argumenty pewnej części zwolenników kryptowalut, krytykujących dodruk pieniądza przez banki centralne.
Argument 1: Nad walutami narodowymi nie ma żadnej kontroli, mogą one być dodrukowywane w nieograniczonej ilości przez banki centralne.
Prawdą jest, że jeżeli bank centralny będzie chciał, to może wydrukować, ile chce. Pytanie tylko, gdzie to umieści i w jakim celu. Gdyby rzeczywiście za pomocą dodruku pieniądza można byłoby ludziom „rozdać” pieniądze i wszyscy byliby bogatsi, to każdy bank centralny, zwłaszcza taki kontrolowany przez rząd, miałby tzw. pokusę nadużycia. Byłoby to, co prawda, nie fair wobec innych krajów, ale to obywatele są najważniejsi. Problem w tym, że jeszcze nikt nie wzbogacił się na dodruku pieniądza. Dlaczego?
Gdyby dać komuś możliwość natychmiastowego otrzymania 1 mln złotych, na pewno by skorzystał. Świetna perspektywa, czyż nie? Może ona wpędzić w iluzję, że popyt na pieniądz jest nieograniczony. Nie jest to jednak prawdą – popyt na pieniądz JEST ograniczony w skali makroekonomicznej i to potężnie. Gdyby każdemu rozdać ten 1 mln zł, po prostu wzrosłaby inflacja, co w szybkim czasie ograniczyłoby wiarygodność banku centralnego. To w standardowej sytuacji, gdy sytuacja gospodarcza jest stabilna.
Ważne pytanie brzmi: czy każdy dodruk pieniądza wywoła inflacje, czy są sytuacje, w których można zwiększyć podaż pieniądza i nie wywoła ona inflacji, a poprawi koniunkturę? Najlepiej sprawdzić to, badając przyczyny i rezultaty drukowania pieniądza w ostatnich latach za pomocą programów QE. Przejdźmy więc do kolejnego argumentu.
Argument 2: Programy luzowania ilościowego (QE) odniosły porażkę.
Programy luzowania ilościowego (QE - quantitative easing) to nowe narzędzie banków centralnych. Zostało wprowadzone między innymi dlatego, że podczas kryzysu zabrakło technicznych możliwości prowadzenia ekspansji monetarnej (zwiększania podaży pieniądza) za pomocą obniżania stóp procentowych. Gdy stopy procentowe w gospodarce zbliżają się do zera, polityka monetarna przestaje działać. Związane jest to z tzw. pułapką płynności – sytuacją, w której występuje nieskończony popyt na pieniądz gotówkowy, ale nie jest on zamieniany w inwestycje, a przechowywany w formie, która nie wpływa na wzrost gospodarczy. Zatem, gdy banki centralne miały ustaloną stopę procentowa na poziomie bliskim zera, nie mogły już jej dalej obniżyć, aby stymulować gospodarkę poprzez zwiększanie podaży pieniądza. Potrzeba było zwiększenia inwestycji, a to mogło być osiągnięte jedynie dzięki redukcji DŁUGOTERMINOWYCH stóp procentowych. A jak można było je zmniejszyć, gdy krótkoterminowe były na poziomie zera?
W końcu, gdy pożyczasz pieniądze na rozwój biznesu, nie interesuje Cię koszt za miesiąc, a za 10 lat. Jeżeli jest za duży, to nie weźmiesz kredytu. Gdy krótkoterminowe stopy procentowe są na poziomie 0%, a długoterminowe na poziomie 3%, to bardziej opłaca Ci się trzymać gotówkę, niż przeznaczać na inwestycję. Zwłaszcza, jeżeli towarzyszy temu kryzys finansowy i duża niepewność co do przyszłości.
Podstawowym celem pośrednim programów QE było zatem zmniejszenie różnicy (spreadu) pomiędzy stopą zwrotu z długo- i krótkoterminowych stóp procentowych, w nadziei, że wpłynie to także na sferę realną i pobudzi aktywność gospodarczą. I w tym zakresie absolutnie nie można powiedzieć, że programy QE odniosły porażkę – wszystkie z nich w istotnym zakresie obniżyły długoterminowe stopy procentowe.
Czy jednak programy QE pomogły gospodarkom, a mianowicie czy doprowadziły wyjścia z deflacji i poprawy wzrostu gospodarczego? Zobaczmy na obecne doświadczenia.
Najgorzej sytuacja wyglądała w Japonii, gdzie przez lata się to nie udawało. Warto jednak pamiętać, że Japonia jako pierwsza wprowadziła tego typu program, a pierwsze programy były bardzo skromne w porównaniu do wprowadzonych później w USA. Wyniki ostatnich paru lat sugerują jednak, że nowy program o większej skali w Japonii przynosi lepsze rezultaty, co potwierdzają konkretne. badania naukowe. Ciężko jest również powiedzieć o spektakularnych sukcesach Banku Anglii, chociaż badania naukowe sugerują, iż program QE w Wielkiej Brytanii wpłynął pozytywnie na inflację (wzrost o 1,25%) i wzrost gospodarczy (1,5%), w stosunku do wartości, która byłaby osiągnięta bez programu QE. To zawsze coś. Największy sukces na swoim koncie ma USA, gdzie wygląda na to, że program QE przyniósł bardzo pozytywne rezultaty, szybko wyciągając Stany Zjednoczone z kryzysu finansowego. Ponadto, po 3 latach działania programu QE, także Europejski Bank Centralny może mówić o pewnym sukcesie: celem programu było zwalczanie deflacji i przywrócenie inflacji na poziomie bliskim, lecz nie wyższym niż 2%. I to się udało, a wzrost gospodarczy wraca na dobre tory. Gdzie tu więc jest porażka QE?
Nawet jeśli nie wszystkie programy odniosły wielkie sukcesy, to lepiej robić coś niż nic. Dlaczego?
Argument 3: Można by było nic nie robić, i też by było dobrze.
Nie wszystkie efekty QE mogą być widoczne gołym okiem we wskaźnikach makroekonomicznych. Trzeba się zastanowić, co by było, gdyby nie dodrukowano pieniądza. A mogłoby być bardzo źle. Kryzys lat 30. XX w. także był kryzysem finansowym. Gdy wartość dolara i innych walut była powiązana ze złotem, niemożliwe było prowadzenie ekspansji monetarnej, bo podaż złota była ograniczona. I wiele późniejszych badań naukowych dowiodło, że to zbyt restrykcyjna polityka monetarna oraz parytet złota doprowadziły do tak wielkiej skali recesji. Deflacja wtedy sięgnęła 33%. Brzmi niewyobrażalnie? Być może, gdyby banki centralne nie uczyły się na błędach, w następstwie kryzysu w 2008 roku także wpadlibyśmy, poprzez zbytnią restrykcję i wolne działanie banków centralnych, w recesję o takiej skali oraz panikę jak w latach 30?
Najlepiej powiedzieć, że drukowanie pieniędzy jest złe, bo tworzenie pieniędzy „z powietrza” nie powinno mieć racji bytu. Ale są sytuacje, w których jest po prostu potrzebne, aby gospodarka szybko wyszła z kryzysowego szoku. Jeżeli szybko tego nie zrobi, to jest szansa, że wpadnie w tzw. histerezę – sytuację, w której beznadziejna sytuacja tak kształtuje świadomość społeczeństwa, że myśli ono, że taka sytuacja to stan normalny i będzie się długo utrzymywać. Takie myślenie doprowadza do negatywnych, strukturalnych zmian gospodarek, które trudno skorygować. Lepiej dodrukować pieniądze ryzykiem późniejszej inflacji, niż doprowadzić społeczeństwo do przekonania, że recesja jest faktem.
Należy pamiętać, że drukowanie pieniędzy jest dobrym narzędziem jedynie w sytuacji poważnego kryzysu finansowego. Wtedy można go użyć do redukcji ogromnego wahnięcia koniunktury. Jeżeli narzędzie to zostanie użyte w normalnej sytuacji wzrostu gospodarczego, to najprawdopodobniej doprowadzi do wysokiej inflacji. Dlatego też banki centralne nie mogą drukować, ile chcą, a muszą tego narzędzia używać odpowiedzialnie.
Argument 4: Stała podaż waluty (kryptowaluty) jest lepsza, bo przeciwdziała inflacji. Niepotrzebny jest więc bank centralny, bo można po prostu posługiwać się kryptowalutą.
W odpowiedzi na powyższe, podam kilka argumentów, dla których podaż pieniądza nie może być stała, a tym bardziej nie deflacyjna, jak w przypadku kryptowalut.
- Sterowanie podażą pieniądza pozwala łagodzić wahania cykli koniunkturalnych – w sytuacji ogromnego kryzysu, lepiej rozprowadzić jego efekt na wiele lat, zapewniając wolny, lecz stabilny wzrost gospodarczy, niż doprowadzić do ogromnego załamania gospodarczego i paniki, która może się utrwalić poprzez opisany wcześniej efekt histerezy
- Stała podaż waluty (kryptowaluty) doprowadziłaby do oczekiwań deflacyjnych, co ograniczyłoby inwestycje i konsumpcję. Zamiast inwestować, ludzie trzymaliby kryptowalutę (np. bitcoina) w nadziei, że jego wartość urośnie. Po co inwestować, skoro zarabiasz na tym, że trzymasz pieniądze w portfelu?
- Inflacja jest potrzebna – wśród ekonomistów panuje względna zgoda, że inflacja jest zjawiskiem koniecznym, aby gospodarka się rozwijała. Mowa o inflacji na poziomie 2-4% rocznie. Bezinflacyjna kryptowaluta nie jest w stanie tego zapewnić. Nawet w opinii monetarystów, jak M. Friedman, którzy mówią o neutralności pieniądza w długim okresie, podaż pieniądza powinna wzrastać w stabilny sposób (dostosowanym do wzrostu gospodarczego), aby kreować oczekiwania.
- Inflacja pozwala ograniczyć nadwyżkę oszczędności nad inwestycjami – nadwyżka oszczędności doprowadza do spadku wzrostu gospodarczego i wzrostu bezrobocia
A do czego potrzebny jest gospodarce bank centralny? Odwrócę pytanie: a kto inny mógłby zagwarantować stabilny wzrost podaży pieniądza dostosowany do wzrostu gospodarczego? Kto inny mógłby szybko dodrukować pieniądz, aby zapobiec 30 procentowej deflacji w sytuacji ogromnego kryzysu? Kto mógłby kreować pozytywne i stabilne oczekiwania inflacyjne?
Jedynie dobry, działający transparentnie i odpowiedzialnie, niezależny od rządu bank centralny.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję