Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

kiedy inflacja w Polsce zacznie spadać

Zaledwie kilka dni temu prezes NBP Adam Glapiński na konferencji po posiedzeniu RPP przekonywał, że szczyt inflacji nastąpi w wakacje, a potem będzie już tylko lepiej. Dziś jednak NBP opublikował centralną ścieżkę projekcji inflacji i wzrostu PKB, która mówi coś zupełnie innego. Wysoka inflacja nie tylko zostanie z nami na dłużej, ale w przyszłym roku będzie utrzymywać dwucyfrowe wartości.

 

Inflacja w górę, tempo wzrostu gospodarczego w dół

We wtorek Narodowy Bank Polski opublikował lipcową, drugą w tym roku, centralną ścieżkę projekcji inflacji na 2022 rok. Jak nietrudno się domyślić, dość zauważalnie różni się ona od prognoz banku centralnego opublikowanych w marcu. Najnowsza projekcja NBP zakłada, że inflacja konsumencka (wskaźnik CPI) w całym 2022 roku wyniesie aż 14,2 proc. r/r. Co gorsza, w 2023 roku wskaźnik CPI ma spaść do 12,3 proc. r/r, co jest jasnym sygnałem tego, że NBP nie widzi szans na szybki spadek dynamiki wzrostu cen w gospodarce i daje do zrozumienia, że w przyszłym roku również musimy przygotować się na comiesięczne dwucyfrowe odczyty inflacji. Presja inflacyjna ma odpuścić dopiero w 2024 roku, kiedy średnioroczna wartość wskaźnika CPI wg NBP osiągnie poziom 4,1 proc. w porównaniu do poprzedniego roku. Jeśli chodzi  natomiast o inflację bazową (wskaźnik Core CPI, czyli bez uwzględnienia cen żywności i kosztów energii), to najnowsza ścieżka projekcji banku centralnego zakłada, że w tym roku wyniesie ona 8,9 proc. w porównaniu do 2021 roku, a w 2023 roku spadnie zaledwie o niecałe półtora punktu procentowego, do 7,5 proc. Co ciekawe, wg NBP inflacja bazowa w 2024 roku będzie nieznacznie wyższa (o 0,1 pkt. proc.) niż ogólny poziom wzrostu cen w gospodarce - wg prognozy ma ona wynieść 4,2%.

Dla porównania, marcowa centralna ścieżka projekcji inflacji zakładała, że wzrost cen konsumenckich w 2022 roku wyniesie 10,8 proc. r/r i równe 9 proc. r/r w 2023 roku. Prognozowana inflacja w 2024 roku miała natomiast wynieść 4,2 proc. r/r i jest to jedyna wartość dotycząca dynamiki wzrostu cen, która w lipcowej projekcji została zrewidowana w dół.

Reklama

O tym jak bardzo Narodowy Bank Centralny musiał zmienić swoje prognozy, między innymi w związku z wybuchem wywołanej przez Rosję wojny na Ukrainie, świadczy fakt, że centralna ścieżka projekcji z listopada zeszłego roku zakładała, że wskaźnik CPI w 2022 roku wyniesie… 5,8 proc. r/r, natomiast w kolejnym roku dynamika inflacji spadnie do 3,6 proc. r/r, niemal zbliżając się do górnej granicy odchylenia celu inflacyjnego NBP (3,5 proc.). Już jednak poprzednia, marcowa projekcja banku centralnego nie pozostawiała złudzeń - w najbliższych latach nie ma co liczyć nawet na zbliżenie się tempa wzrostu cen do celu inflacyjnego.

  grafika numer 1 grafika numer 1

Lipcowa projekcja inflacji CPI, źródło: NBP

 

Centralna ścieżka projekcji Narodowego Banku Polskiego obejmuje również prognozy dotyczące wzrostu gospodarczego. Tutaj również doszło do istotnych rewizji w stosunku do poprzedniej, marcowej projekcji - oczekiwane tempo wzrostu PKB zostało podniesione dla 2022 roku i zrewidowane w dół dla kolejnych lat. Wg lipcowej projekcji NBP, wzrost gospodarczy Polski w 2022 roku wyniesie 4,7 proc. r/r, spadając w kolejnym roku do poziomu 1,4 proc. r/r, natomiast prognozowana dynamika PKB w 2024 roku osiągnie 2,2 proc.

Poprzednia, marcowa projekcja NBP zakładała wzrost PKB w 2022 roku o 4,4 proc., równe 3 proc. wzrostu w 2023 roku i 2,7 proc. w 2024.

Czytaj również: O projekcji NBP słów kilka (albo i wiele)

Reklama

 

Zapomnij o niskiej inflacji w przyszłym roku

Po raz kolejny już Narodowy Bank Polski „przesuwa” termin, w którym nastąpi długo oczekiwany szczyt inflacji. Nie da się ukryć, że realia gospodarcze brutalnie zweryfikowały poprzednią prognozę NBP z połowy marca - wówczas bank centralny przewidywał, że szczyt inflacji nastąpi w trzecim kwartale tego roku, kiedy to wskaźnik CPI nieznacznie przekroczy 12 proc. Stało się to niestety już w pierwszym miesiącu drugiego kwartału, kiedy to kwietniowa inflacja wyniosła 12,3 proc. (wobec prognozowanego szczytu 12,1 proc.).

W lipcowej projekcji NBP nie tylko znacząco podniósł swoją prognozę szczytu dynamiki wzrostu cen, ale też przesunął ją o dwa kwartały - z najnowszej prognozy wynika, że najwyższy odczyt wskaźnika CPI wyniesie aż 18,8 proc. r/r i przypadnie na pierwszy kwartał przyszłego roku. To oznacza, że nawet sami ekonomiści banku centralnego nie biorą zbyt poważnie zapewnień prezesa NBP i przedstawicieli rządu o inflacji, która już niedługo przestanie być tak dotkliwa. Co ciekawe, Adam Glapiński zaledwie kilka dni temu, na zeszłotygodniowej konferencji po lipcowym posiedzeniu RPP, twierdził że szczyt inflacji może nadejść jeszcze w te wakacje. Z najnowszej projekcji wynika jednak, że drożyzna w najbliższych miesiącach nie tylko nie odpuści, ale tempo wzrostu cen będzie jeszcze wyższe. Co więcej, maksymalne górne odchylenie od projekcji centralnej NBP zakłada, że inflacja w pierwszym kwartale przyszłego roku może przekroczyć nawet 26 proc., - to zaś byłoby równoznaczne z najwyższym tempem wzrostu cen od stycznia 1995 roku.

Główną przyczyną tak mocnej rewizji w górę prognoz NBP dotyczących inflacji jest przede wszystkim napięta sytuacja za naszą wschodnią granicą i sankcje gospodarcze nałożone na Rosję, w tym także rosyjskie sankcje odwetowe. Agresja Rosji na Ukrainę doprowadziła do znacznego wzrostu cen surowców energetycznych. Oprócz tego, Polska od końca kwietnia nie otrzymuje gazu ziemnego bezpośrednio z Rosji (kupując go m.in. od Niemiec), po tym jak Gazprom zerwał kontrakt jamalski (który i tak miał wygasnąć z końcem roku). W połowie kwietnia wprowadzono embargo na rosyjski i białoruski węgiel importowany do Polski. Działania zbrojne na Ukrainie wpłynęły również na wzrosty cen surowców rolnych, w tym zbóż paszowych, co wpływa na ogólny wzrost cen żywności.

NBP w najnowszej projekcji nie ukrywa, że ścieżka inflacji i wzrostu gospodarczego będzie w głównej mierze zależeć od skali i dalszego przebiegu działań wojennych na Ukrainie. Lipcowe prognozy banku centralnego zakładają, że rządowa tarcza antyinflacyjna zostanie utrzymana do końca października tego roku, z zastrzeżeniem, że w przypadku utrzymującej się wysokiej inflacji, może ona zostać wydłużona na kolejne miesiące 2023 roku. Jeżeli tak się stanie, to NBP w kolejnej projekcji, która zostanie opublikowana w listopadzie, obniży ścieżkę inflacji na przyszły rok i podwyższy ją na 2024 rok. Ekonomiści banku centralnego oceniają, że tarcza antyinflacyjna obniży dynamikę wzrostu cen w 2022 roku o 3,2 pkt. proc., (czyli, bez tarczy projekcja inflacji w 2022 roku wyniosłaby 17,4 proc.) jednocześnie przyczyniając się podobnego wzrostu inflacji w przyszłym roku, już po jej likwidacji.

Reklama

Sam Narodowy Bank Polski między słowami przyznaje więc, że rządowe regulacje cen nie rozwiązują problemu wysokiej inflacji, a jedynie rozkładają go w czasie.

NBP w kolejnej projekcji przygotowuje nas do tego, że mimo wysokiej bazy z 2022 roku, w kolejnym roku inflacja nie spadnie ani, szybko, ani gwałtownie - wg prognoz średnioroczny wskaźnik CPI w 2023 roku będzie o zaledwie niecałe 2 pkt. proc. niższy niż w tym roku, a na wytchnienie od drożyzny poczekamy co najmniej do 2024 roku. Trzeba jednak pamiętać, że nawet gdyby hipotetycznie średnioroczna inflacja wyniosła 0% w 2024 roku, po tym jak rok wcześniej przekroczyła 12%, to i tak oznaczałoby to pozostanie cen na wysokim poziomie. O jakichkolwiek spadkach kosztów życia, transportu czy rozrywki nie ma więc co nawet marzyć. Do przysłowiowego repertuaru rzeczy, których możemy być pewni, obok śmierci i podatków, można więc bez większych wątpliwości zaliczyć również inflację.

Czytaj również: Inflacja w Polsce w czerwcu 2022 roku bije kolejne rekordy! A tegoroczny szczyt wzrostu cen dopiero przed nami

 

 

Prognozy PKB zrewidowane w górę i w dół

Reklama

Lipcowa projekcja NBP przyniosła również rewizję w górę prognozowanego wzrostu PKB w tym roku (4,7 proc., wobec 4,4 proc. w marcowej projekcji). Główna przyczyną był znacznie wyższy od i tak już wysokich oczekiwań odczyt PKB za pierwszy kwartał, który wyniósł aż 8,5 proc. rok do roku (już po uwzględnieniu inflacji), co jest najwyższym wynikiem po 1995 roku. W porównaniu do poprzedniego kwartału PKB wzrósł o 2,4 proc. Do tak dobrych odczytów przyczyniła się przede wszystkim niska baza z poprzedniego roku, a także wzrost zapasów, który był najwyższy w historii odczytów prowadzonych przez GUS (czyli od 1995 roku).

Co ciekawe, wielu ekonomistów, w tym nawet powiązanych z rządzącą Zjednoczoną Prawicą, takich jak Paweł Borys z Polskiego Funduszu Rozwoju, podkreślało że już w kolejnych kwartałach tego roku możemy mieć problem nawet z techniczną recesją, czyli sytuacją, w której PKB w perspektywie kwartalnej notuje spadek co najmniej dwa razy z rzędu. Optymizmem nie napawają też ostatnie odczyty wskaźnika PMI dla przemysłu (czerwcowy odczyt na poziomie 44,4; spadek z 48,5 pkt. w maju), które sygnalizują spowolnienie gospodarcze ma przełomie drugiego i trzeciego kwartału. To właśnie słaby PMI za czerwiec najprawdopodobniej przyczynił się do tego, że RPP w lipcu podniosło stopy procentowe o zaledwie 75 pkt. Bazowych, czyli poniżej oczekiwań. Tym bardziej dziwi jednoczesna rewizja w górę ścieżki projekcji wzrostu PKB w 2022 roku.

Wzrost zapasów w kolejnych kwartałach ulegnie jednak obniżeniu i właśnie w ten sposób NBP tłumaczy rewizję w dół ścieżki projekcji wzrostu PKB w 2023 i 2024 roku (1,4 proc. w 2023 i 2,2 proc. w 2024 roku). Za rewizją w dół przyszłorocznej ścieżki wzrostu PKB przemawiają również słabsze prognozy rozwoju gospodarczego krajów wspólnoty, z Niemcami na czele.

Czytaj również: Analitycy Credit Agricole zrewidowali prognozy na lata 2022-2023!

 

Reklama

 

Ekonomiści NBP mają inne zdanie niż… prezesi

Przy okazji warto zwrócić uwagę na kolejne problemy w polityce komunikacyjnej Narodowego Banku Polskiego i sporą niespójność w przekazie konkretnych danych. Abstrahując już od słynnych wystąpień prezesa Adama Glapińskiego podczas konferencji prasowych po posiedzeniach RPP, które nie bez powodu są żartobliwie określane mianem „stand-upów”, w tym samym dniu, w którym bank centralny publikuje nową ścieżkę projekcji inflacji i wzrostu gospodarczego, wiceprezes NBP w państwowej stacji telewizyjnej mówi coś, co zupełnie nie pokrywa się z danymi zawartymi w lipcowej prognozie banku centralnego. Wiceprezes Marta Kightley podczas wtorkowego wywiadu udzielonego TVP Info powiedziała, że: „Według danych, które mamy na dzień dzisiejszy, inflacja będzie mieć szczyt podczas tych wakacji. Lipiec, sierpień i to już nie powinno być dużo więcej niż odczyt z czerwca, czyli 15,6%. Następnie inflacja będzie się powoli obniżać w tym roku, a jeśli tarcza antyinflacyjna zostanie utrzymana (…) to wtedy z radykalniejszym spadkiem inflacji będzie mieli do czynienia w przyszłym roku”. Problem w tym, że słowa wiceprezes nijak mają się do publikacji NBP, wg której szczyt inflacji zbliżający się do 19% wskaźnika CPI nastąpi w I kwartale przyszłego roku, a przedłużenie tarczy antyinflacyjne o kolejne miesiące sprawi, że w przyszłym roku spadek dynamiki inflacji będzie mniej odczuwalny.

Czytaj również: Konferencja prezesa Glapińskiego mniej jastrzębia

Czytaj więcej