Okazało się, że gigant internetowy Google zataił wyciek danych swych użytkowników, korzystających z serwisu Google+. Jak wyglądają szczegóły tej sprawy?
8 października poinformowano, że gigant internetowy Google zamyka serwis społecznościowy Google+. Wcześniej magazyn „Wall Street Jornal” opublikował raport na temat ogromnego wycieku danych użytkowników serwisu. Problem ten trwał od 2015 r. i dotyczył danych ponad pół miliona osób.
Jakie dane wyciekły?
Publiczne okazały się takie dane użytkowników, jak imię, nazwisko, data urodzenia, płeć, zdjęcie profilowe, historia zamieszkania, zatrudnienia i status związku, nawet jeśli użytkownicy zaznaczyli te dane jako prywatne. Można się pocieszyć tym, że nie wyciekły dane do logowania.
Prawdopodobnie problem zaczął mieć miejsce od momentu, gdy firma Google udostępniła API Google+ niezależnym twórcom aplikacji.
Google zataiło wyciek
„Wall Street Journal” przeprowadził własne śledztwo w tej sprawie, o czym poinformował w swym artykule. Okazało się, że gigant technologiczny Google wiedział o tej luce bezpieczeństwa danych, a mimo to zataił ten fakt przed użytkownikami. Prawdopodobnie firma próbowała uniknąć konsekwencji podobnych do tych, które spotkały Facebooka po ujawnieniu afery Cambridge Analytica.
Czy to koniec Google+?
Google twierdzi, że nie ma dowodów, że ktoś wykorzystał te dane do jakichkolwiek celów. Na swym blogu jednak ogłosił, że zamknie Google+ w ciągu 10 miesięcy, podając jako główną przyczynę tej decyzji słabe zainteresowanie użytkowników.
Osoby indywidualne będą mogły korzystać z serwisu jeszcze przez wspomniane 10 miesięcy zanim zostanie zamknięty.
Nie będzie to jednak całkowity koniec Google+, gdyż będą mogli w dalszym ciągu korzystać z tego serwisu klienci korporacyjni. Google planuje skupić się na rozwoju Google+ dla firm.
