Cena ropy odbiła się podczas piątkowej sesji od dwumiesięcznych minimów ustanowionych dzień wcześniej, jednak nie pomogło to w tygodniowym wyniku, który zafundował nam największe spadki od stycznia tego roku.
Ceny ulegały ciągłym wahaniom na skutek nadwyżki zapasów surowca oraz spowalniającej gospodarki, która z drugiej strony poddawana jest w wątpliwość przez coraz to nowe problemy z wydobyciem (np. pożary w Kanadzie).
Kontrakty na ropę typu brent były rano handlowane po 46.58$ za baryłkę, o 18 centów więcej niż dzień wcześniej, ropa crude zaliczyła 17 centowy wzrost do ceny 45.31$ za baryłkę.
Nie zmienia to faktu, że zarówno ropa brent jak i crude straciły w tym miesiącu po około 7% swojej wartości, co okazało się największym spadkiem od stycznia. „To może być powrót do spadków na tle fundamentalnym” mówią analitycy JBC.
Ceny spadły o 5% po tym jak USA opublikowało dane dotyczące swoich zapasów ropy, z których wynikało, że kurczą się one wolniej niż przypuszczano w prognozach. W piątek jednak inwestorzy oraz analitycy stwierdzili, że reakcja była znacznie przesadzona.
„Spadek produkcji w USA bardzo mocno przyczynia się do zacieśniania globalnej podaży, która jest redukowana w wielu przypadkach na skutek przestojów w produkcji w krajach OPEC.” Twierdzi specjalista z Commerzbank.
Niekończące się problemy
Piątkowy wzrost cen równie dobrze mógł być skutkiem oficjalnych doniesień z Nigerii, gdzie buntownicy wysadzili kolejny ropociąg. W dalszym ciągu jednak perspektywy dla cen są niepewne, z uwagi na w dalszym ciągu ładowane po brzegi super tankowce oraz obawy o globalny popyt.
W piątek dane z Niemiec wykazały największy od 9 miesięcy spadek eksportu, to kolejny sygnał, że słabnący globalny popyt nadwyręża największą gospodarkę Unii Europejskiej.
„Nastawiamy się na wzrosty w przyszłym roku, jednak do końca 2016 sytuacja może być niepewna, na dzień dzisiejszy uważamy, że ropa nie osiągnęła swoich krótkoterminowych minimów” komentuje spadki specjalista z Societe Generale Michael Wittner.