Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Zimbabwe: czy złota waluta ma pokrycie w złocie? - czyli o dokonaniach i perspektywach monetarnych kraju, który chce powrócić do złota

|
selectedselectedselected

Jak wiadomo, w zeszłym roku Zimbabwe z medialną pompą zaanonsowało plany wprowadzenia waluty narodowej opartej o złoto. I to nie tylko „w oparciu o standard złota”, ale fizycznie nań wymienialnej – czego w polityce monetarnej świat nie widział od dawna. Przynajmniej nie na szeroką skalę.

Zimbabwe: czy złota waluta ma pokrycie w złocie? - czyli o dokonaniach i perspektywach monetarnych kraju, który chce powrócić do złota
materiał partnera
Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin
wykop

Krok był odważny i godzien szacunku, wracający w swych założeniach do pieniądza o utrwalonej wartości, niepodatnej na kaprysy banku centralnego. Ale, zarazem, był to także krok wymuszony. Tylko to bowiem dawało cień nadziei na to, by waluta Zimbabwe ponownie nabrała wartości i zaufania.

Do zobaczenia pozostaje jednakże, czy krok ten faktycznie uda się władzom tego kraju postawić. Po szumnych zapowiedziach jak zwykle pojawiła się bowiem „proza życia”, zaś złośliwe języki jęły formułować niewygodne dla rządu i Banku Rezerw Zimbabwe pytania.

Kronika przewidywalnej katastrofy

Zimbabwe kojarzy się bowiem w szerokiej świadomości jako miejsce najbardziej spektakularnej katastrofy monetarnej w niedawnej historii. Ta z kolei była skutkiem zarówno upadku gospodarczego na ogromną skalę, jak i nieprawdopodobnej niekompetencji w politycznym zarządzaniu pieniądzem.

Kraj ten może w tej kwestii rywalizować jedynie z przypadkami w rodzaju Wenezueli, choć w istocie rozważania, które państwo miało więcej zer we wskaźniku inflacji, pozbawione są sensu. Po prostu i w jednym, i w drugim przypadku państwowe banknoty przestały być cokolwiek warte.

Kraj ten – znany wówczas jako Rodezja – uchodził niegdyś za gospodarczą potęgę. Zawdzięczał to przede wszystkim wielkim areałom wspaniale żyznych gruntów oraz znakomicie rozwiniętej, efektywnej kulturze rolniczej, opartej na modelu indywidualnych i rodzinnych (choć wielkoobszarowych) farm.

Reklama

Rodezja była też wówczas krajem apartheidu, kierowanym przez białą ludność pochodzenia burskiego. Była też krajem mocno zmilitaryzowanym, toczyła bowiem przewlekłą Wojnę w Buszu ze sponsorowanymi przez ZSRS, czarnymi ruchami rebelianckimi, a także sąsiednimi krajami o podobnej afiliacji sojuszniczej.

Ciężary te nie przeszkodziły jej jednak pozostawać jednym z większych światowych eksporterów żywności. Zmieniło się to dopiero po upadku rządów białych w Harare (wówczas Salisbury). Władzę przejął wówczas Robert Mugabe oraz jego komunizująca partia, ZANU-PF. No i się „zaczęło” – a raczej „skończyło”.

 

Przyszłość należy do Afryki

Mugabe rządził jako dyktator przez niemal cztery dekady, w sposób typowy dla regionu – czyli „dopuszczając się naruszeń praw człowieka”. Wyznacznikami jego rządów był socjalizm jako doktryna ekonomiczna oraz czarny nacjonalizm w relacjach narodowościowych.

Zaś podporą tychże rządów – wiecznie czujna bezpieka oraz ogarnięte rewolucyjnym „entuzjazmem” partyjne bojówki. Kierowały one ostrze swoich działań przeciw wszystkim prawdziwym i wyimaginowanym wrogom Mugabe. A także tym, których mienie można by znacjonalizować.

Zniesieniu apartheidu bynajmniej nie towarzyszyło zniesienie rasizmu w rządach. Wprost przeciwnie, ten ostatni wyraźnie się nasilił. Zmieniono jedynie jego wektor – przeciwko białym, zwłaszcza Burom. Obydwa te czynniki płynnie zlały się w scenariusz przyszłej gospodarczej katastrofy.

Reklama

W ciągu kolejnych lat dyktatury Mugabe, w wyniku represji politycznych, terroru kryminalnego i rabunkowego oraz „wywłaszczeń”, sukcesywnie i doszczętnie zniszczono podstawę gospodarki i dobrobytu kraju, czyli sektor farmerski.

Białych farmerów, którzy je prowadzili, powypędzano (oczywiście tych, którzy wcześniej sami nie wyemigrowali lub nie zostali zamordowani). W efekcie tego Zimbabwe – które wcześniej szeroko eksportowało żywność – pośród bankructwa, hiperinflacji i innych objawów załamania, doświadczyło także fali głodu.

 

Na dno i (być może) z powrotem

Rząd Mugabe na pogłębiającą się katastrofę finansów publicznych reagował z subtelnością słonia – po prostu dodrukowując pieniądze. Oraz, oczywiście, zwiększając ciężary podatkowe – jednak gospodarka i tak została w znacznej części znacjonalizowana lub oddana sojusznikom prezydenta.

Efekt był nietrudny do przewidzenia – w 2009 roku Zimbabwe przestało emitować własną walutę. Nie miało to dłużej sensu, bowiem rok wcześniej wskaźnik inflacji odnotował drobne 79 600 000 000%. Ludność zaś i tak używała zagranicznych pieniędzy, zaś rząd nawet przestał z tym walczyć.

W 2017 roku, w wyniku wewnętrznych intryg i przewrotu pałacowego, od władzy odsunięto Mugabe, miejsce którego zajął Emmerson Mnangagwa. Zmiana i tak była nieunikniona, kumulowało się bowiem społeczne niezadowolenie powodowane korupcją i powszechnym niedostatkiem.

Reklama

Mnangagwa nie jest bynajmniej osobistością kryształową. Także reprezentuje ZANU-PF, przez wiele lat był szefem zbrodniczej bezpieki Mugabe, wcześniej działając w krwawych ruchach partyzanckich. Przy tym wszystkim uchodzi jednak za znacznie bardziej pragmatycznego niż doktrynersko nastawiony Mugabe.

Rozpoczął on ostrożne próby reform gospodarczych kraju (przebąkując nawet o odszkodowaniach dla białych farmerów za odebrane im mienie...). Pośród tych na centralnym miejscu znalazła się próba wskrzeszenia narodowej waluty Zimbabwe – i to tak, żeby była ona coś warta.

 

Pobłysk złota – światłem stabilności

Naturalnie, nie było to łatwe – kto o zdrowych zmysłach zaufałby w kwestii walutowej rządowi autorytarnego kraju, którego dotychczasowe dokonania na polu ekonomii są, oględnie mówiąc, katastrofalne?

W ciągu ostatniej półtorej dekady pięciokrotnie próbowano wprowadzić nowy pieniądz państwowy. Z podobnym – czyli żadnym – skutkiem. Chcąc nie chcąc, rząd oraz Bank Rezerw Zimbabwe wyciągnęły z tego jasny wniosek, że bez twardego zabezpieczenia się nie obejdzie

I stąd też w zeszłym roku Johna Mangudya, gubernator banku, poinformował o programie szerokiego powrotu złota do systemu monetarnego kraju. Nie powinno to w istocie dziwić, biorąc pod uwagę, że Zimbabwe dysponuje bogatymi złożami naturalnymi, w tym złota (a także platyny, diamentów, niklu...).

Reklama

Bank zaczął na szeroką skalę sprzedawać złote monety, które nabrały statusu legalnego środka płatniczego. Ogłoszono także plany emisji zwykłych banknotów, opartych jednak i wymienialnych na złoto. Pierwsze wprowadzono do obiegu 5. kwietnia tego roku.

Nowa waluta nazwana została ZiG – skrót od „Zimbabwe Gold”. I, jak stwierdzono nieomal z zaskoczeniem, obietnica pokrycia w złocie działa. Waluta nie jest najmocniejsza na świecie, jednak sobie radzi, a nawet notuje wzrosty, osiągając w maju szczytowy kurs 13,27 ZiG za dolara.

 

Powinno się udać – no chyba, że jednak nie

Oczywiście, kluczowa dla powodzenia ZiG jest wiarygodność deklaracji pokrycia jej wartości w złocie. Bank Rezerw Zimbabwe zobowiązał się – niby oczywistość, ale w lokalnych warunkach jednak rewolucyjna – do nie emitowania większej ilości banknotów, niż ma złota na ich poparcie.

Zadeklarował także solennie (hmm...), że w żadnym wypadku nie dojdzie do emisji ZiG w celu pokrycia wydatków budżetowych państwa – tak jak to było powszechną praktyką za Mugabe. Słowem, polityka monetarna ma być prowadzona tak, jak w założeniu od zawsze być powinna, ale dotąd nie wychodziła...

Pośród wyrazów uznania (i to nawet ze strony IMF, który w czerwcu wysłać ma delegację obserwacyjną do Zimbabwe) znalazła się jednak łyżka dziegciu. Winston Chitando, minister ds. kopalń i rozwoju górnictwa, wezwał bowiem do „mobilizacji” wydobycia kruszcu w całym Zimbabwe.

Reklama

Ministerstwo wysłało w kraj „grupy mobilizacyjne”, które „zachęcać” mają – nader ciekawe, w jaki sposób… – rzemieślniczych wydobywców oraz niewielkie kopalnie do legalizacji działalności poprzez oficjalną rafinerię państwową, Fidelity Gold Refinery. I, przede wszystkim, dostarczenia do skarbca kruszcu.

Oficjalnie ma to być działanie „proaktywne” – mimo wszystko nasuwa to jednak pytanie, ile to w istocie Zimbabwe ma złota na pokrycie ZiG? Tym bardziej, że wspomniana Fidelity Gold Refinery ma gorączkowo pracować nad systemem śledzenia pochodzenia złota – tak, aby utrudnić przemyt cennego metalu za granicę.

Czyżby rynek znów dawał o sobie poznać, gryząc rząd wyższymi niż ten by pragnął cenami kruszcu?


 

Jesteś dziennikarzem i szukasz pracy? Napisz do nas

Masz lekkie pióro? Interesujesz się gospodarką i finansami? Możliwe, że szukamy właśnie Ciebie.

Zgłoś swoją kandydaturę


FlyingAtom

FlyingAtom

Polski kantor Bitcoin i kryptowalut działający na rynku od 2015 roku. Poza biurami stacjonarnymi FlyingAtom posiada sieć 47 bitomatów - urządzeń do wymiany Bitcoina. Oprócz działalności na rynku kryptowalut FlyingAtom prowadzi też działalność kantorową związaną ze sprzedażą fizycznego złota, srebra oraz diamentów inwestycyjnych.
 


Reklama
Reklama