Projekt globalnej sieci płatniczej tworzonej przez Facebooka jest nie tylko jednym z najgorętszych tematów branży technologiczno-finansowej w ostatnich miesiącach, ale również wyjątkowo mocnym bodźcem mobilizującym poszczególne kraje we wspólnej walce, mającej na celu maksymalne ograniczenie dostępności i wpływów Projektu Libra. Facebook od momentu ogłoszenia swoich planów napotyka na zapowiedzi problemów regulacyjnych ze strony różnych krajów, które ostrzegają, że mogą nie dopuścić do wprowadzenia sieci płatniczej Libra na swoim terenie. Co ciekawe i nie do końca oczekiwane, jak dotąd największe problemy spotykają Facebooka i wchodzące w skład Stowarzyszenia Libra korporacje ze strony rodzimych instytucji w Stanach Zjednoczonych. To jednak nie koniec - temat Projektu Libra zawędrował na naprawdę wysoki szczebel międzynarodowych rozmów. W ostatni weekend bowiem temat „globalnych stablecoinów”, ze szczególnym naciskiem na Projekt Libra, pojawił się w raporcie opublikowanym przez państwa wchodzące w skład grupy G7. Czego obawiają się najpotężniejsze kraje na świecie?
Kto się boi Facebooka?
Z raportu, do którego dotarła agencja BBC, jasno wynika, że przedstawiciele czołowych gospodarek świata jednogłośnie uznają zdecentralizowane sieci płatnicze, takie jak m.in. Projekt Libra, za istotny czynnik ryzyka dla globalnego systemu finansowego. Przedstawiciele Grupy G7 uważają, że dopóki wszystkie wątpliwości i potencjalne czynniki ryzyka nie zostaną określone i ujęte w rządowych regulacjach, dopóty żadna z sieci płatniczych oparta na wirtualnej walucie nie powinna zostać zaakceptowana przez którykolwiek z krajów.
Jakie ryzyka wg G7 grożą gospodarkom, które zgodzą się na funkcjonowanie zdecentralizowanych sieci płatniczych opartych na wirtualnych stablecoinach?
Jak wynika z raportu, sieci tego typu mogą stanowić problem dla banków centralnych, które nie będą w stanie w pełni kontrolować podaży pieniądza znajdującego się w obiegu, co może doprowadzić do komplikacji przy ustalaniu wysokości stóp procentowych. Bez wątpienia również problemem dla status quo jest samo zakończenie monopolu banków centralnych na wprowadzanie do obrotu prawnego środka płatniczego, co byłoby swego rodzaju rewolucją (która notabene z teoretycznego punktu widzenia rozpoczęła się już ponad dekadę temu, wraz z powstaniem bitcoina). Raport G7 zauważa również, że globalne sieci płatnicze, takie jak m.in. Libra, mogą w bardzo szybkim i niekontrolowanym tempie zyskać popularność, która zmarginalizuje wykorzystanie dotychczasowych rozwiązań płatniczych, co może w skrajnych przypadkach doprowadzić nawet do monopolizacji. Kolejnym zagrożeniem jest możliwość gwałtownej utraty zaufania użytkowników do wirtualnej waluty, co może nawet wywołać destabilizację systemu finansowego. Oprócz tego, wszystkie korporacje współtworzące daną sieć muszą być wiarygodne pod względem finansowym i spełniać wszelkie regulacje związane z przeciwdziałaniem praniu brudnych pieniędzy, podobnie jak robią to banki. Warto przypomnieć, że w zeszłym tygodniu aż czterech członków Stowarzyszenia Libra zrezygnowało ze współtworzenia projektu, ze względu na niepewność regulacyjną i konsekwencje wizerunkowe. Nie wróży to dobrze Projektowi Libra z tego względu, że były to spółki świadczące usługi płatnicze, takie jak PayPal, Visa, MasterCard oraz Stripe.
Raport zwraca uwagę na to, że Projekt Libra może zostać niedopuszczony do obrotu w poszczególnych krajach, nawet jeśli jego twórcom uda się rozwiać wszelkie wątpliwości natury regulacyjnej.
Wnioski z opisywanego raportu zostaną przedstawione ministrom finansów i prezesom banków centralnych podczas corocznego spotkania Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które odbędzie się w tym tygodniu w Waszyngtonie.
Co warto wiedzieć o „kryptowalucie Facebooka”
Projekt Libra został oficjalnie zaprezentowany 18 czerwca, kiedy opublikowano jego white paper. Jest to sieć płatnicza oparta na technologii blockchain z własnym tokenem płatniczym o nazwie Libra Coin. Sam Libra Coin nie będzie miał charakteru spekulacyjnego, ponieważ jego kurs ma mieć pokrycie w rezerwach projektu Libra, które będą składać się z koszyka aktywów, takich jak waluty o niskiej podatności na inflacje oraz obligacje banków centralnych o wysokiej wiarygodności. Nie znaczy to jednak, że Libra Coin będzie miał całkowicie stabilny kurs.
Sieć Libra będzie mieć w pełni regulowany charakter, co oznacza że każdy użytkownik Libra Coina będzie zobowiązany do dokonania uprzedniej weryfikacji tożsamości (KYC). Oprócz tego, Libra Coin będzie dostępny wyłącznie w krajach i jurysdykcjach, w których będzie spełniał regulacje finansowe. Do korzystania z Libra Coina nie trzeba będzie mieć konta na Facebooku lub którymkolwiek z serwisów należących do koncernu (Instagram, WhatsApp). Z Libra Coinem docelowo zintegrowany ma być komunikator Messenger oraz WhatsApp, a także niezależny portfel mobilny Calibra.
Sieć Libra początkowo miała wystartować w pierwszym kwartale przyszłego roku, jednak termin ten został przesunięty na bliżej nieokreślony 2020 r.
Wbrew wielu prasowym artykułom Libra Coin nie jest kryptowalutą ze względu na swój scentralizowany i w pełni regulowany charakter. Można określić go natomiast jako wirtualny token rozliczeniowy w sieci blockchain.
Siedem najpotężniejszych państw
Grupa G7 składa się z przedstawicieli siedmiu państw o największym wpływie gospodarczym na świecie, do których aktualnie należą Stany Zjednoczone, Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Kanada, Japonia, Włochy oraz dwóch przedstawicieli Unii Europejskiej - przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk oraz przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Do 2014 r. grupa formalnie nazywała się G8 i składała się z przedstawicieli ośmiu państw, jednak wówczas usunięta z niej została Rosja z powodu bezprawnej aneksji Krymu. Grupa G7 nie posiada stałych organów, ani sformalizowanej struktury. Jej działania są częstym powodem protestów grup alterglobalistycznych. Warto zauważyć, że określenie G7 jako grupy siedmiu najpotężniejszych państw jest obecnie umowne - gdyby tak było w rzeczywistości, miejsce Kanady i Włoch powinny zając Chiny i Indie.
O ile raporty i dokumenty autorstwa członków grupy G7 nie mają bezpośredniej mocy sprawczej, o tyle ich treść może mieć realny wpływ na decyzje polityczne podejmowane we wchodzących w jej skład krajach (w tym Unii Europejskiej), stąd też warto je śledzić.