Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

polski złoty wykres

Za nami październikowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, na którym dość niespodziewanie utrzymano stopy procentowe na niezmienionym poziomie, mimo kolejnego szczytu inflacji we wrześniu. W czwartek równie oczekiwanym wydarzeniem była konferencja prasowa prezesa NBP Adama Glapińskiego, podczas którego uzasadnił on wczorajszą decyzję RPP i zapowiedział dalsze kroki, jakie najprawdopodobniej podejmie nasz bank centralny. Z wystąpienia Glapińskiego dowiedzieliśmy się m.in., że kolejna podwyżka stóp procentowych nie miała sensu, ale to nie znaczy, że cykl zacieśniania monetarnego w Polsce już się zakończył. Prezes NBP po raz kolejny zapewniał, że recesja nam nie grozi, czego natomiast nie można powiedzieć o naszych zachodnich sąsiadach. Nie obyło się też bez kwiecistych wypowiedzi, wedle których np. Słabość polskiego złotego jest dowodem na… siłę polskiej waluty.

 

  • Adam Glapiński na konferencji po posiedzeniu RPP tłumaczy dlaczego przerwano cykl podwyżek procentowych
  • Wg prezesa NBP dalsze podnoszenie stóp w sytuacji opanowania popytu wewnętrznego byłoby szkodliwe dla polskiej gospodarki
  • Glapiński twierdzi, że większość inflacji bierze się z czynników niezależnych od banku centralnego

 

Fed i EBC walczą z inflacją, więc NBP… już nie musi

Adam Glapiński rozpoczął swoje wystąpienie od stwierdzenia, że globalne wysiłki nakierowane na walkę z inflacją przybrały w soatatnich miesiącach na sile. Zacieśnianie polityki monetarnej przez czołowe banki centralne, z amerykańską rezerwą federalną i EBC na czele, będą sprzyjać Polsce - mogą doprowadzić do spadku cen surowców i ograniczenia globalnego popytu, co odbije się również na naszych odczytach inflacyjnych. Szczególnie, że zdaniem Glapińskiego, ponad połowa wysokości naszych odczytów inflacji konsumenckiej wynika z czynników zewnętrznych, na które nie mamy wpływu (mowa szczególnie o cenach energii, gazu i ropy).

Mamy znaczące spowolnienie aktywności gospodarczej, szczególnie w Niemczech i wszystko wskazuje na to, że koniunktura w Polsce będzie się pogarszać, co wpłynie korzystnie na spadek tempa wzrostu inflacji. Sytuacja na polskim rynku pracy jest wciąż bardzo dobra, jedna z najlepszych w całej Europie. Mamy najniższe bezrobocie od końca lat 90. ubiegłego wieku. Spadek popytu w niektórych branżach powinien powoli przyczyniać się do spadku presji płacowej, choć i tak płace nie rosną już tak szybko jak inflacja, ani tym bardziej nie są w stanie jej wyprzedzić.

Reklama

Mimo nadchodzącego spowolnienia gospodarczego, wg Glapińskiego Polsce nie grozi recesja, ani znaczny wzrost bezrobocia i załamanie na rynku pracy.

Ograniczenie presji popytowej utrudni przedsiębiorcom przerzucanie wzrostów kosztów na ceny końcowe swoich produktów i usług.

Dynamika inflacji jest podbijana przez czynniki zewnętrzne, przede wszystkim ceny energii i żywności. Są one niezależne od banku centralnego, a polityka pieniężna ma jedynie wpływ na czynniki wewnętrzne popytowe. Ceny będą spadać w kierunku celu inflacyjnego już w przyszłym roku, a przy odpowiednim otoczeniu na pierwsze obniżki stóp procentowych będzie można liczyć pod koniec przyszłego roku.

 

Dlaczego cykl podwyżek został wstrzymany (choć nie zakończony)?

Prezes Glapiński zapowiedział wejście w stan oczekiwania i obserwacji, określony jako „Wait and see”. Nie oznacza on zakończenia cyklu podwyżek stóp procentowych, ale jego wstrzymanie. Wiele rozstrzygnie się na listopadowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej, kiedy już znany będzie kluczowy odczyt inflacji za październik, który będzie decydował o kolejnej decyzji dotyczącej stóp procentowych. Możliwe są dane, które doprowadzą do zakończenia cyklu podwyżek na październikowym posiedzeniu. Adam Glapiński nie podał jednak konkretów w tej kwestii, dość oględnie mówiąc o tym, że podwyżki nie będzie, gdy inflacja wynikająca z czynników wewnętrznych się ustabilizuję.

NBP jako podstawowy czynnik ryzyka dostrzega dalszą eskalację konfliktu na Ukrainie i groźby użycia bomby atomowej zer strony Rosji. Zacieśnianie polityki pieniężnej znacząco obniżyło popyt na kredyty, szczególnie hipoteczne i w tym zakresie NBP osiągnęła oczekiwany cel. Stopniowo wygaszane są szoki na rynku energetycznym, szczególnie ropy naftowej, a do stabilizacji cen gazu ziemnego dojdzie w przyszłości. Polityka pieniężna działa z dużym opóźnieniem, nawet o kilka-kilkanaście kwartałów. Pełen wpływ jedenastu kolejnych podwyżek będzie widoczny dopiero w przeszłym roku, co wraz ze spadkiem popytu doprowadzi do spadku inflacji. Ponadto politykę monetarną zaczęły zacieśniać też główne banki centralne, takie jak Fed i EBC. Jest to dobra wiadomość dla NBP, z punktu widzenia ograniczania globalnej inflacji. Adam Glapiński twierdzi, że wraz ze spadkiem inflacji na świecie, tempo wzrostu cen w Polsce również zacznie maleć.

Reklama

Glapiński jednoznacznie przyznał, że chciałby, aby nie trzeba było już podnosić stóp procentowych w listopadzie, ani w kolejnych miesiącach. Nie wolno jednak wykluczyć dalszych podwyżek.

NBP jak dotąd zrobiło wszystko, aby zminimalizować wewnętrzne czynniki zwiększające presję inflacyjną, czyli popyt wewnętrzny. Widać to przede wszystkim na rynku kredytów hipotecznych - zadanie zostało wykonane.

Dlaczego jednak nie było oczekiwanej podwyżki stóp procentowych w październiku, przy ponad 17% odczycie inflacji za wrzesień? Wg Glapińskiego, reprezentującego RPP, dwunasta z rzędu podwyżka stóp procentowych byłaby bezcelowa, ponieważ okazałaby się ona bolesna tylko dla naszej gospodarki, a nie miałaby wpływu na zmniejszenie inflacji. Inflacji, która w dwóch trzecich wynika z czynników zewnętrznych, na które NBP nie ma wpływu w ramach prowadzonej przez siebie polityki monetarnej. Rynek ma swoją własną logikę i oczekiwania - a wg prezesa NBP zawiedzeni brakiem podwyżki są przede wszystkim ci, którzy są mocno zideologizowani i uprawiają politykę. Nie chodzi bowiem o to, aby „zaaplikować lek, który zabije pacjenta”.

 

NBP musi być złym policjantem, bo mamy zbyt dużo pieniędzy

Adam Glapiński zapytany podczas konferencji o swoje wcześniejsze nietrafione prognozy mówiące o „inflacji spadającej pod koniec wakacji” w dość malowniczy sposób wspomniał o „zaburzonej logice płaskowyżu. Chodziło o wspominaną wcześniej przez prezesa NBP sytuację, w ramach której po wakacjach dynamika wzrostów cen ustabilizuję się. To, czego NBP nie przewidziało to sytuacja na rynku energetycznym (ceny energii) i gwałtownie rosnące ceny żywności, które doprowadziły do tego, że inflacja w trakcie wakacji jeszcze nie zaczęła spadać, a wręcz wyznaczyła nowy szczyt we wrześniu. Co ciekawe, Glapiński użył sformułowania, że NBP musi być tym „złym policjantem” i pilnować wartości złotego. Dodał też, że nabywcy „mają za dużo pieniędzy”, skoro akceptują rosnące ceny. Popyt wciąż jest wysoki i dlatego mamy rosnącą inflację. Gdy popyt spadnie do wystarczająco niskiego poziomu, sprzedawcy i producenci nie będą już dłużej mogli przerzucać cen na konsumenta. Prezes NBP odniósł się po raz kolejny do kwestii brakującego węgla - wg Glapińskiego już niedługo węgiel może być wyprzedawany, żeby tylko pozbyć się jego nadmiaru.

Adam Glapiński wspomniał też o „straszeniu” 20% inflacją na początku przyszłego roku, twierdząc że nie ma powodów do obaw, a globalny spadek inflacji jest nieuchronny. Prezes NBP dodał też, że rynki powoli przestają najbardziej obawiać się wysokiej inflacji, coraz bardziej odczuwając niepokój związany z nadchodzącą recesją.

Reklama

 

Co dalej z polskim złotym?

W zasadzie przez całe wystąpienie Adama Glapińskiego nie został poruszony temat historycznie słabego polskiego złotego, co mogłoby wydawać się dość zaskakujące, ponieważ prezes NBP za swoimi plecami przez cały czas miał telebim wyświetlający napis „dbamy o wartość polskiego pieniądza”. Dopiero pytanie jednego z dziennikarzy, bezpośrednio nawiązujące do kondycji polskiej waluty, sprawiło że Adam Glapiński poruszył ten temat. Zrobił to jednak w dość zaskakujący sposób. Prezes NBP zaczął od osobliwej opinii, w której stwierdził, że gdy tak naprawdę nie ma powodów do konstruktywnej krytyki polskiego banku centralnego, to pada temat notowań polskiego złotego, a konkretnie jego słabości. Glapiński twierdzi, że tak naprawdę przełożenie słabej waluty na wysoką inflację jest na tyle niewielkie, że można je wręcz pominąć. Prezes NBP przytoczył obliczenia, wedle których „spadek wartości polskiego złotego do dolara o 10% przełożyły się na odczyt inflacji CPI wyższy o zaledwie 1%”. Dlatego też nie ma powodów do tego, aby winą za wysokie ceny obarczać słabego polskiego złotego. Nie da się ukryć, że prezes NBP - przynajmniej na potrzeby tamtej wypowiedzi - dość mocno bagatelizuje tzw. inflację importowaną, która wynika przede wszystkim z zakupu surowców czy towarów nabywanych w walutach obcych.

Adam Glapiński dodał też, że słaby złoty jest wynikiem tego, że mamy wolny kurs waluty narodowej, który nie potrzebuje częstych interwencji ze strony banku centralnego, jak ma to miejsce np. w przypadku korony czeskiej, czego nasi południowi sąsiedzi, zdaniem Glapińskiego, „nam zazdroszczą”. Tak więc… słabnący złoty jest oznaką naszej siły, ponieważ działają jako stabilizator koniunktury. Zmieniający się kurs złotego reaguje na sytuację, słabnąc chroni nas przed bezrobociem czy recesją.

Prezes NBP przypomniał również, że euro też znajduje się w długoterminowym trendzie spadkowym w stosunku do dolara, a polski złoty zazwyczaj przejawia sporą korelację w stosunku do europejskiej waluty. Trzeba jednak dodać, że w ciągu ostatniego roku złoty osłabił się w stosunku do dolara o 21%, a euro o 15%, czyli zauważalnie mniej.

Z tej wypowiedzi można jednak wywnioskować, że w najbliższym czasie na interwencje ze strony NBP, mające na celu ratowanie kursu PLN nie ma co liczyć, nawet jeśli dolar znów przekroczy poziom 5 złotych.

Czytaj więcej