Spowolnienie w europejskim przemyśle to jeden z czynników ryzyka dla wzrostu gospodarczego w strefie euro, ale i również powód do obaw dla innych gospodarek starego kontynentu.
W tym miejscu warto dodać,
że do tej pory Polska skutecznie opierała się spowolnieniu w przemyśle Niemiec, co można tłumaczyć solidnym popytem krajowym, ale i również kierowaniem polskiego eksportu w innych kierunkach (przykładem może być istotny wzrost udziału polskiego importu w ogóle importu Czech od początku obecnego milenium). Na ten moment nie przeceniałbym dość rozczarowujących danych za czerwiec z polskiego przemysłu. Wracając na pole europejskie, ze wspomnianym spowolnieniem mamy do czynienia od końca 2017 roku, co już powinno odcisnąć piętno na rynku pracy, niemniej nie do końca tak się stało. Zachodzi więc pytanie, czy najgorsze jest już za europejską gospodarką?
Na początku chciałbym nadmienić,
że w niniejszej analizie bazuję na danych Eurostatu odnośnie do produkcji przemysłowej z wyłączeniem budownictwa (szeregi wyrównane sezonowo) oraz zatrudnienia w przetwórstwie przemysłowym (grupa wiekowa 25-64). Analizie poddana została sytuacja z ostatnich lat, po okresie wybuchu kryzysu subprime w Stanach Zjednoczonych. Wśród powodów spowolnienia w przemyśle niemieckim, który najbardziej odczuł ten proces wśród głównych gospodarek strefy euro, wymienia się między innymi niski poziom wody w Renie (utrudnienia w transporcie), słabość sektora farmaceutycznego, spór handlowy między USA a Chinami czy zmiany norm emisji spalin. Niemniej to właśnie ostatni z wymienionych czynników wydaje się mieć największy bezpośredni wpływ na trend w przemyśle naszych zachodnich sąsiadów.