Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Reżim w Birmie Ściga Sprzedawców Złota w Oparach Wojny

|
selectedselectedselected

W Myanmarze, znanym również jako Birma, w ostatnich dniach miała miejsce fala aresztowań jubilerów i sprzedawców złota. Oficjalnie, zarzuca się im manipulacje cenowe. Jednak według powszechnej opinii prawdziwe powody tych działań są zupełnie inne.

Reżim w Birmie Ściga Sprzedawców Złota w Oparach Wojny
freepik.com
Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin
wykop

Chodzi o poważne i narastające problemy gospodarcze kraju, na które rządzący próbują reagować w sposób, który wielu uważa za niewłaściwy. Historia pokazuje, że podobne metody nigdy nie przynosiły pozytywnych rezultatów, a obecne działania birmańskich władz zdają się tego nie uwzględniać.

 

Wieczna wojna

Myanmar, bywszy Birma, nie miał w ciągu ostatnich dekad wiele okazji do pokoju i prosperity. Uzyskawszy niepodległość od brytyjskiego Cesarstwa Indii w 1948 r., niedługo po II wojnie światowej (w toku której był areną zaciętych walk Aliantów z Japończykami), niemal od samego początku swojego politycznego bytu był rozdzierany przez niepokoje i konflikty wewnętrzne.

Przez wiele lat toczyły się one podług linii etnicznych i wyznaniowych. Birmańczycy stanowią bowiem mniej niż 70% populacji Birmy, zaś liczne mniejsze plemiona i grupy narodowościowe, jak Arakanowie, Kaczinowie czy Kareni, bynajmniej nie przejawiały większej chęci na podporządkowanie się rządowi centralnemu.

Nie miały ku temu zresztą żadnych powodów – a jedynie wprost przeciwnie. Ten ostatni nie tylko prawnie i ekonomicznie preferował bowiem dominującą, birmańską grupę etniczną oraz próbował krzewić buddyzm (wbrew chrześcijańskim i animistycznym wyznaniom wielu plemion), ale też w samej praktyce swego działania rządził nader ciężką ręką.

Dzieje społecznej harmonii

Reklama

Już w 1962 roku birmańska armia, zwana Tatmadaw, dokonała zamachu stanu i przejęła władzę. Z krótkimi przerwami, wojskowa junta sprawowała dyktatorskie rządy przez następne pięć dekad, aż do 2011 r. Długoletni dyktator, generał Ne Win, odizolował kraj od świata.

Co gorsza, zabrał się także za wprowadzanie socjalistycznych reform gospodarczych i społecznych. Ze skutkiem nie trudnym do przewidzenia. Temu wszystkiemu towarzyszyły represje, łamanie opozycji siłą (tam, gdzie to możliwe) i zarazem, znacznie częściej nasilenie walk wewnętrznych (tam, gdzie okazywało się to niemożliwe).

Przeciwnikami wojskowego rządu były w nich liczne ugrupowania partyzanckie i niemal regularne armie poszczególnych grup etnicznych. Te drugie, szczególnie w co bardziej odizolowanych zakątkach górzystego i pokrytego gęstym lasem kraju, w praktyce przez cały czas rządziły się faktycznie niezależnie.

Krótkotrwała, jak się okazało, odwilż rozpoczęła się od stopniowych reform w 2011 r. Pierwsze od niepamiętnych czasów względnie wolne wybory w 2015 r. zakończyły się miażdżącym zwycięstwem opozycji (i jej liderki, znanej tu i ówdzie Aung San Suu Kyi).

Czyżby komuś z oddali bił dzwon?

Wynik ten powtórzono pięć lat później, w 2020 r. Jednak już z początkiem nowego roku doszło do kolejnego zamachu stanu, i rządy nad Birmą znów przejęła junta. Tym razem pod przewodnictwem gen. Min Aung Hlainga, który niezwłocznie odwrócił dotychczasowe reformy. Długotrwałe protesty przeciwko puczowi, mimo swej ogromnej skali, zostały – tradycyjnie – stłumione siłą i represjami.

Co ciekawe (i może świadczy o znaczeniu, jakie wniósł Internet w politykę nawet takich krajów jak Birma) tym razem nie było jednak powrotu do status quo z ostatniego półwiecza. Do gwałtownie zaostrzonych walk z etnicznymi armiami w górach doszła bowiem regularna wojna domowa z improwizowanymi i kiepsko wyposażonymi, lecz cieszącymi się niemałym poparciem siłami politycznej opozycji wobec reżimu.

Reklama

Zdelegalizowana i poddana krwawym represjom opozycja utworzyła bowiem własny, równoległy rząd. A co znacznie ważniejsze od fasadowej władzy, także swoje ochotnicze „siły zbrojne” (w praktyce ugrupowanie partyzanckie). Wszystko to, wydaje się, stworzyło pewien efekt synergii.

Na skutek zaostrzających się starć zarówno z opozycją, jak i armiami plemiennymi, reżim poniósł bowiem serię bolesnych porażek militarnych. Przykładowo, stracił on kontrolę nad przygranicznymi rejonami z Chinami, a także nad serią miasteczek i miast w północnej części kraju. Mimo miażdżącej przewagi broni ciężkiej i lotnictwa, wpływy jego oraz sprzymierzonych z nim milicji ograniczają się obecnie w praktyce tylko do centralnych nizin Birmy.

Nakażmy gospodarce, żeby się poprawiła!

Wszystko to skokowo pogorszyło stan gospodarki Myanmaru – a przynajmniej tej oficjalnej jego części. Utrata wyłącznej kontroli nad szlakami drogowymi do Chin skokowo skomplikowało handel transgraniczny. Raptowny odpływ kapitału, zwiększające się obciążenia fiskalne, wymuszony i skrajnie niepopularny pobór do armii oraz emigracja tysięcy ludzi składają się na raczej ponury obraz perspektyw ekonomicznych.

Co gorsza (i to znacznie) – junta generała Hlainga podeszła do kwestii walki z tymi problemami podobnie, jak do zwalczania opozycji. Z podobną, warto dodać, „subtelnością” – i podobną skutecznością, a raczej jej brakiem.

Reżim wprowadził zatem ścisłą kontrolę cen, zakazał odpływu kapitału, emigracji czy inwestycji zagranicznych bez zezwolenia, odgórnie reguluje kursy dóbr i walut. Co oczywiste, czarny rynek doznał istnej eksplozji, a w ślad za tym także już i tak poprzednio kwitnąca korupcja. Wartość birmańskiego pieniądza się załamuje, zaś ludzie powszechnie rzucili się chronić swoje oszczędności, kupując złoto, srebro i dewizy.

Cokolwiek warte, cokolwiek trwałe

I właśnie w tym kontekście doszło do tytułowego dramatu. Szereg znanych w branży branży birmańskich jubilerów, dealerów złota oraz właścicieli sklepów z kosztownościami – w sumie 21 osób – zostało aresztowanych. Miało to wywołać szok i oburzenie reszty tego środowiska, które jednak (jak zresztą większość birmańskiego społeczeństwa) ma dość ograniczone możliwości reakcji.

Reklama

Zgodnie z oficjalną informacją, stało się to ze względu na zaangażowanie rzeczonych w „destabilizację rynków walutowych w kraju”. Jak z emfazą dodano, „chciwi handlarze celowo manipulowali cenami złota, zakłócając rozwój gospodarczy kraju”. W jaki sposób jubilerzy i handlarze złotem mieli zdołać popełnić tę straszliwą zbrodnię? Nic prostszego – wystarczy, że sprzedawali złoto inwestycyjne po cenach rynkowych.

Absurd ten wynika naturalnie dewaluacją wartości oficjalnej birmańskiej waluty, kiat. W związku z tym ceny złota w naturalny sposób wystrzeliły w górę – w zeszłym tygodniu osiągając 5,8 miliona kiatów za tical złota (jest to lokalna jednostka wagi, równa w przybliżeniu 16,33 gramom). Dla porównania, jeden dolar jest obecnie sprzedawany (co nie znaczy że warty) ok. 2100 kiatom.

Wszędzie ci wrogowie ludu...

Zarazem rząd – co również nie będzie nowością – zwyczajnie odmawia przyjęcia tegoż faktu do wiadomości. Twierdzi, że to niemożliwe, aby kurs jej waluty był tak niski, i zrzuca ten fakt na karb „manipulacji”, a także fałszywych informacji rozpowszechnianych poprzez media społecznościowe.

Żąda też, by obieg gospodarczy odbywał się według zupełnie oderwanych od rzeczywistości norm urzędowych. Oczywiście tymi nikt się nie posługuje – trudno oczekiwać od ludzi, by świadomie sprzedawali towary nie tylko poniżej ich wartości, ale nawet ceny nabycia, tylko dlatego, że jakiś biurokrata tak zadekretował.

W związku z tym powszechną praktyką stała się sprzedaż złota (i nie tylko – także innych towarów) po cenie rynkowej, jednak na wystawianych rachunkach zamieszcza się surrealistyczne ceny oficjalne.

...ale czasem też przyjaciele

Junta jednak regularnie szuka kozłów ofiarnych pogarszającej się sytuacji mieszkańców. W związku z tym ostrze represji kierowano już także np. w stronę menedżerów firm importujących paliwa czy brokerów rynku nieruchomości, którzy mieli w swej ofercie mieszkania w sąsiedniej Tajlandii. O handlarzach obcymi walutami nawet nie wspominając,

Reklama

Teraz zaś, jak można ze smutkiem odnotować, przyszła kolej na branżę złota. Co ciekawe, nie aresztowano wszystkich „podejrzanych”. Około 10 handlarzy złotem miało uniknąć zatrzymania i pozostaje na wolności – pomimo oficjalnych poszukiwań (odpowiedzią na zagadkę „jak” może być tutaj wspomniana, kwitnąca korupcja).

W ogóle zarzutów nie postawiono natomiast jednej ze znanych firm jubilerskich, Shwe Nan Taw – pomimo faktu, że asocjuje się ją z handlem złotem na wielką skalę po nielegalnych, rynkowych stawkach. Zagadkę tę jednak łatwo rozwikłać – firma ta bowiem należy do niejakiej Daw Thet Thet Khine. Pani Khine dorabia zaś sobie do biznesu, pracując w rządzie – jako minister ds. opieki społecznej, pomocy i przesiedleń. Ot, powiązania polityczne to istnie magiczna sprawa.



 

Jesteś dziennikarzem i szukasz pracy? Napisz do nas

Masz lekkie pióro? Interesujesz się gospodarką i finansami? Możliwe, że szukamy właśnie Ciebie.

Zgłoś swoją kandydaturę


FlyingAtom

FlyingAtom

Polski kantor Bitcoin i kryptowalut działający na rynku od 2015 roku. Poza biurami stacjonarnymi FlyingAtom posiada sieć 47 bitomatów - urządzeń do wymiany Bitcoina. Oprócz działalności na rynku kryptowalut FlyingAtom prowadzi też działalność kantorową związaną ze sprzedażą fizycznego złota, srebra oraz diamentów inwestycyjnych.
 


Reklama
Reklama