Wakacyjne odbicie na globalnych rynkach akcji trwało do 16 sierpnia. Po tej dacie giełdy zaczęły stopniowo poddawać się narastającej presji ze strony członków FOMC, którzy w każdym wywiadzie starali się hamować entuzjazm po świetnych lipcowych danych inflacyjnych z USA. Ruch w górę wbrew Fed trwał do momentu zatrzymania się spadków cen ropy naftowej, która wyznaczyła dołek tego samego dnia gdy S&P500 osiągnęło lokalne maksimum. Przecena „czarnego złota” wywołała w sierpniu reakcję Arabii Saudyjskiej - ustami Ministra Energii Abdulaziza bin Salmana lider OPEC zagroził reakcją w sytuacji gdyby ceny kontynuowały spadki pomimo utrzymującego się deficytu. Wybicie w górę miało jednak ograniczony charakter, a wraz z rosnącymi obawami o globalny popyt ceny powróciły od tamtej pory w okolice minimów.
Kolejne wypowiedzi N. Kocherlakoty, L. Mester czy J. Bullarda sygnalizowały, że Federalny Komitet ds. Otwartego Rynku nie jest zadowolony z odbioru lipcowego komunikatu i konferencji oraz przekonania, że osiągnięcie szczytu inflacji ogranicza determinację FOMC do kontynuacji podwyżek stóp. Nokautem dla prób powrotu do hossy okazała się konferencja w Jackson Hole, gdzie J. Powell przedstawił historycznie krótkie i jednoznaczne wystąpienie, powołując się dwukrotnie na P. Volckera (były prezes Fed, który zakończył stagflację lat 70-tych podwyżkami stóp do niemal 20%, wywołując przy tym dwie głębokie recesje w ciągu 2 lat).
Główne przesłanie przemówienia można porównać do słynnego „whatever it takes” Mario Draghi’ego w wersji, w której celem nie jest zażegnanie kryzysu i utrzymanie integralności strefy euro, a zduszenie inflacji. Mimo to utrzymujemy sceptycyzm co do tego, czy obecna retoryka byłaby w stanie utrzymać się, gdyby do recesji faktycznie doszło. Na dziś wydaje się, że prezes Rezerwy Federalnej podjął mądrą próbę chłodzenia rynku w sytuacji, gdy niepewność co do dalszej ścieżki cen pozostaje olbrzymia.
Uważamy, że absolutnie nie wyklucza ona gołębiego zwrotu za kilka miesięcy, ale narastające oczekiwania na rozpoczęcie obniżek stóp w pierwszej połowie przyszłego roku były problemem, który musiał zostać zaadresowany. W przekonaniu tym utwierdza nas reakcja rynku walut i długu. Spadki cen akcji następują w pewnym oderwaniu od dość ograniczonej przeceny amerykańskich obligacji skarbowych i faktu, że pomimo przełamania parytetu kurs EURUSD od 22 sierpnia nie kontynuuje trendu spadkowego. Prawdziwa zmiana podejścia następuje naszym zdaniem w Europie, gdzie spodziewane jest podniesienie stóp o 125 pb w ciągu dwóch najbliższych posiedzeń.
W obliczu kryzysu energetycznego i już widocznych jego konsekwencji (narastający wpływ cen gazu i prądu na bazową część koszyka inflacyjnego) w UE jedynym rozwiązaniem w kwestii normalizacji cen wydaje się recesja. Rosnąca w ramach Unii opozycja wobec marnowania publicznych pieniędzy na różnego rodzaju dopłaty dla konsumentów może wreszcie doprowadzić do sytuacji, w której zbliżający się szczyt przyniesie faktyczne decyzje, mogące zaadresować problem. Nie jest to naszym zdaniem możliwe bez działań, które postuluje m.in. Francja, czyli walki o możliwie głębokie ograniczenie popytu w sezonie jesiennym i zimowym.
Ceny gazu i energii oddaliły się w tym tygodniu od horrendalnych poziomów, na których kończyliśmy ubiegły. Liczymy na to, że proces będzie kontynuowany we wrześniu, ale pozostajemy negatywnie nastawieni do akcji europejskich w koszyku rynków rozwiniętych. Trudniej ocenić nam Polskę w ramach koszyka emerging markets. WIG20 osiągnął poziomy wyprzedania, które czynią obecną przecenę pod względem wskaźnikowym głębszą niż w marcu 2020 r.
Wprawdzie absolutnie nic nie zwiastuje obecnie z perspektywy technicznej jakiegokolwiek punktu zwrotnego, ale nawet w sytuacji, gdyby Polska miała nie otrzymać środków z KPO, obecne wyceny wydają się pod wieloma względami drastycznie zaniżone. Najlepszym przykładem w ramach WIG20 są akcje JSW ze wskaźnikiem C/Z na poziomie 0,9. Z tej perspektywy właściwym podejściem wydaje nam się nastawienie nakierowane na mocne „trzymaj” z dołkiem, który z dużym prawdopodobieństwem nastąpi w ciągu najbliższego miesiąca.
Aby stało się tak faktycznie w ujęciu nominalnym, a nie relatywnym, konieczna będzie poprawa sytuacji w otoczeniu zewnętrznym. Z tego powodu na wykres w tym miesiącu wybraliśmy dwa okresy bardzo silnie korelujące z aktualnym zachowaniem S&P500. Podtrzymujemy opinię, że aktualna sytuacja ma na razie niewiele wspólnego z kryzysem 2008-09. Trwające obecnie spadki powielają schematy z przeszłości - do trwałego zwrotu sytuacji na indeksie S&P500 po wyznaczeniu pierwszego dołka bessy nie dochodziło niemal nigdy. Jednocześnie scenariusz sprzed dekady nie ma w tej chwili żadnego oparcia w wynikach spółek.
Główne głosy za kontynuacją przeceny i apokaliptycznym nastawieniem bardzo pomyliły się w kwestii tego, jakie wyniki zobaczyliśmy za 2Q2022. Póki co prognozy publikowane przez spółki należące do indeksu S&P500 znajdują się w opozycji względem opinii, że oczekiwania na 3Q/4Q2022 są znacznie zawyżone. Niezwykle modne w ostatnim czasie stało się publikowanie historii spadków S&P500 podczas kolejnych recesji i dowodzenie na tej podstawie, że trend spadkowy musi być kontynuowany. Dlatego zwracamy uwagę, że recesja wcale nie jest przesądzona. Wskaźnik GDP Now Fedu z Atlanty wskazuje na rosnące oczekiwania co do wzrostu w 3Q2022, z aktualną estymacją na poziomie 2,6% k/k saar.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję