Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Spółki dobre na bessę, czyli typy defensywne na gorsze czasy

|
selectedselectedselected
Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin
wykop

Chociaż przez ostatnie 8 lat nieustannie byłem bykiem, to jednak zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że żadna hossa nie może trwać wiecznie i że trzeba szykować swoją strategię na czasy gorszej koniunktury. W USA rynek byka należy do najdłuższych w historii i od dołka z 2009 roku do ostatniego szczytu ze stycznia indeks S&P 500 zyskał 330%.

 

To może frustrować polskich inwestorów, bowiem nasz WIG w tym samym czasie wzrósł zaledwie o 190% i tylko na chwilę symbolicznie pobił rekord wszech czasów z 2007 roku i to intraday, gdyż w cenach zamknięcia nie zdołał tego rekordu utrzymać. Czy zatem należy rozpaczać, rwać włosy z głowy i narzekać na to, że nie wykorzystaliśmy czasu tak efektywnie jak Amerykanie, czy chociażby Niemcy? Moim zdaniem inwestor nie powinien zupełnie spoglądać w tylne lusterko, gdyż liczy się tylko to, co przed nami – rynek nie ma pamięci i jeśli my będziemy wciąż żyli przeszłością, to możemy przegapić nadarzające się okazje. Należy według mnie jak najszybciej pogodzić się z nieubłagalnymi prawami rynku i odpowiednio dostosować się do zmieniających się okoliczności, przechodząc do defensywy – chronić dużą część swojego kapitału, ale wcale nie rezygnować całkowicie z inwestycji na rynku akcji. Jeśli wyznaję się filozofię inwestowania długoterminowego, nawet z myślą o zabezpieczeniu przyszłej emerytury w ramach IKE i IKZE, to przecież bessa jest wręcz dobrodziejstwem, gdyż możemy kupić dobrze wyselekcjonowane akcje po promocyjnych cenach. Podchodzimy wtedy do inwestycji w myśl zasady słynnego Warrena Buffetta – „Bądź chciwy, gdy inni się boją”. Dobrze zatem przygotować dużą część swojego kapitału już teraz na wielkie okazje inwestycyjne, które prędzej czy później się pojawią. Kiedy to nastąpi? Może niebawem, może za pół roku, może za rok, a może dopiero za dwa lata, ale jedno jest pewne – bessa kiedyś nadejdzie.

 

Dywidenda wspiera kurs nawet podczas bessy

 

Reklama

Od dawna jestem wielkim fanem inwestowania w spółki dywidendowe i takie będą z pewnością bardzo poszukiwane podczas cięższych czasów, jakie nadejdą w przyszłości. Inwestor akumulujący akcje do portfela podczas bessy z dużym prawdopodobieństwem może naciąć się na dalsze załamanie kursów spółek i najlepszą metodą jest stopniowe uśrednianie danego waloru z myślą o otrzymaniu dywidend w kolejnych latach. W takiej strategii paradoksalnie, im niższy kurs akcji, tym lepiej dla inwestora, gdyż może dokonać zakupów niżej, zwiększając swoją dividend yield (stopę dywidendy). Inwestując w spółki dywidendowe podczas bessy z chęcią będę wręcz kibicował spadkom i to im bardziej one będą paniczne, tym lepiej dla mojej strategii, a co będzie tego przyczyną to już sprawa drugorzędna. Czy to będzie groźba wojny, jak w 2014 roku, czy bankructwa dużych banków (być może tym razem europejskich?) tego nie wiem i w sumie mało mnie to interesuje – najważniejsze jest to, aby przedsiębiorstwa, które zakupię do portfela wykazały się odpornością i zdołały wypłacić dywidendy nawet podczas kryzysu. W moim ultradługoterminowym, wybitnie dywidendowym portfelu, który nazwałem emerytalnym, postawiłem na największe podmioty z WIG20 – PKN Orlen, KGHM, PKO BP, PZU, PGE oraz dwa nieco mniejsze – GPW i Play Communications. Dlaczego wybrałem te najbardziej znane spółki o największej kapitalizacji? Otóż wychodzę z prostego założenia, że podczas kryzysu „prędzej chudy zdechnie niż gruby schudnie” i że to właśnie te wielkie spółki okażą się „twierdzami obronnymi” w stylu Buffetta i mam tylko wielką nadzieję, że rząd nie pokrzyżuje mojej strategii, nakładając na nie jakieś nieprzewidziane regulacje, ani nie obciąży gigantycznymi kosztami budowy elektrowni atomowej. Przede wszystkim wspomniana wcześniej dywidenda jest czymś, co można porównać do szczelnej gardy, która oczywiście nie uchroni naszych spółek przed silnymi ciosami, ale w mniejszy lub większy sposób je zneutralizuje i przynajmniej wyhamuje spadki podczas dekoniunktury. Jeśli wybitna spółka dywidendowa, taka jak KGHM, czy PZU nie odwoła wypłaty dywidendy, to wedle mojej strategii będę dalej akumulował akcje podczas przecen, a im większe spadki będą następowały, tym będę dokupywał więcej. Oczywiście trzeba to bardzo mocno podkreślić – te systematyczne, przykładowo comiesięczne zakupy akcji nie będą absolutnie stanowiły dużej części mojego kapitału i jestem w stanie przeznaczać na nie ok. 2-2,5% całości mojego kapitału rocznie! Tylko wtedy będę mógł żyć w zgodzie z założoną przeze mnie strategią i spać spokojnie nawet podczas bessy. To bardzo ważne, aby przede wszystkim dobrze czuć się ze swoimi inwestycjami i nie obciążać nimi zbytnio swojej psychiki, która – z moich wieloletnich obserwacji inwestorów – może zużyć się o wiele szybciej niż ciało.

 

Przewaga konkurencyjna jest dla spółki tym, czym szeroka fosa dla średniowiecznej twierdzy

Wymienione przeze mnie spółki defensywne mają na rynku wyrobioną, trwałą przewagę konkurencyjną, dzięki czemu mogą zachować wysoką marżę nawet podczas kryzysu, gdyż ich klienci będą skłonni płacić wyższe ceny w zamian za poczucie bezpieczeństwa lub – jak dzieje się to w przypadku KGHM – nie mając zbytniego wyboru, ze względu na monopolistyczną pozycję lubińskiego konglomeratu.

PZU to z kolei największy w naszym regionie Europy Środkowej ubezpieczyciel, który przejął w ostatnich latach dwa spore banki, dodatkowo wzmacniając swoją pozycję w sektorze finansowym, stając się, jak go kiedyś nazwałem - „polskim Goldmanem Sachsem”.

PKO BP to największy polski bank, którego stabilność jest gwarantowana przez polski rząd i NBP nigdy nie dopuściłby nawet do jakichś przejściowych jego kłopotów w trosce o kondycję całego systemu bankowego.

Bardzo mocną pozycję, graniczącą z monopolistyczną, posiada również PKN Orlen, który może stać się jeszcze silniejszy i większy, dzięki przejęciu Lotosa. Choć w tym przypadku nie jestem absolutnie zwolennikiem tej fuzji, szczególnie jako kierowca i przedsiębiorca płacący za paliwo z własnej kieszeni, to jednak w strategii dywidendowej byłaby to dobra wiadomość – redukcja etatów, oszczędności kosztowe i tzw. efekt synergii sprawiłby, że dywidendy byłyby jeszcze wyższe.

Reklama

Nie muszę za to chyba nikomu tłumaczyć dlaczego Polska Grupa Energetyczna jest przeze mnie traktowana jako spółka wybitnie defensywna. Sektor energetyczny jest tradycyjnie, na całym świecie postrzegany jako wybitnie obronny, a spółki dostarczające energie należą do najbardziej regularnie wypłacających dywidendy. Ogromny hype na elektromobilność to również przecież miód na duszę inwestora łowiącego okazje wśród naszej przecenionej energetyki. Kolejną atrakcją dla łowcy długoterminowego jest fakt, że sektor ten jest w tej chwili najtańszym pod względem fundamentalnym z całej GPW – wskaźnik C/Z dla indeksu WIG-ENERG wynosi na dzień 8,27, a C/WK zaledwie 0,63 (!) i to przy stopie dywidendy 4% (stan na dzień 19.02.2018, źródło: GPW). W przypadku PGE jest jednak łyżka dziegciu, gdyż spółka odwołała wypłatę dywidendy w kolejnych 3 latach, ale scenariusz może być przecież podobny jak w przypadku PKO, które po 3-letniej przerwie wróci do wypłat już w tym roku.

Obok branży energetycznej, jako defensywną postrzega się również telekomunikację a z niej wybrałem ubiegłorocznego debiutanta – Play Communications, który obiecał wypłatę dywidendy za 2017 rok, stanowiącą mniej więcej 7% w stosunku do kursu. Podoba mi się bardzo agresywny marketing i fakt, że spółka właściwie z niczego podbiła ponad jedną czwartą polskiego rynku, rozpychając się twardo łokciami pomiędzy gigantami takimi jak T-mobile, Orange, czy rodzimy Polkomtel (obecnie w grupie Cyfrowego Polsatu).

W końcu sama Giełda Papierów Wartościowych S.A. jest od lat regularnym płatnikiem sowitych dywidend na poziomie 4% i więcej. Jeśli wierzę w rozwój polskiego rynku kapitałowego, to muszę wierzyć również w ten podmiot, choć przyznaję, że w ostatnich latach stał się bardziej państwowym urzędem, a żaden prezes nie zdołał zagrzać miejsca na tyle długo, aby cokolwiek zmienić w tym niekorzystnym wizerunku. Z drugiej jednak strony ta spółka ma przecież pozycję monopolistyczną na rynku i może na niej korzystać, a kryzys nie jest jej zbyt straszny, mając wsparcie rządowe na wypadek jakichkolwiek problemów.

 

Duża płynność akcji przyciąga największy kapitał zagraniczny

Jeśli mówimy o spółkach defensywnych, to w ich przypadku duża płynność jest podstawą i czynnikiem koniecznym dla dużych inwestorów zagranicznych, takich jak banki z NY, czy Londynu. Wiadomo, że grubas z Wall Street, czy City nie wejdzie w „misia” z SWIG80, czy MWIG40 podczas bessy, ale będzie rozglądał się za spółami z dużą kapitalizacją (powyżej 1 mld USD) i obrotami rzędu minimum 10-20 mln USD dziennie. Inaczej jest to totalna strata czasu i zawracanie głowy dla takiego inwestora z pokaźnym portfelem. Wyobraźmy sobie sytuację w której proponuje się komuś, kto posiada 100 tys. zł kapitału zakup spółki na której dzienny obrót wynosi poniżej 100 zł – czy ktoś taki w ogóle pochyli się nad tematem? Nawet jeśli taka spółka miałaby genialny biznes plan i już generowała spory cashflow (przepływ gotówki), to z pewnością odstraszyłaby tak małym obrotem. Podobnie jest z postrzeganiem naszego rynku przez największych tego świata i choć JP Morgan już w zasadzie otworzyłswój oddział w Warszawie, a Goldman Sachszrobił to już jakiś czas temu, to jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, zanim zaczną kupować spółki spoza WIG20 za poważny kapitał, właśnie ze względu na problem niskiej płynności.

Przedstawione przeze mnie spółki, które już mam w portfelu i będę dalej kupował systematycznie nawet podczas bessy, to „spółki twierdze” w rozumieniu założeń Buffetta, a ich jedyną wadą za wyjątkiem Playa, jest fakt, że są kontrolowane przez Państwo i mogą być podatne (przejściowo) na kontrowersyjne pomysły polityków. Należy się jednak zastanowić czy przypadkiem nawet takie, wywołane przez rząd spadki jak te, które obserwowaliśmy na PKO, czy PGE nie okażą się w długim terminie znakomitymi okazjami inwestycyjnymi. Ja wciąż uważam, że tak właśnie jest i od kilku lat systematycznie dokupuje te podmioty do portfela dywidendowego i będę robił todalej, nawet podczas bessy, a powinienem napisać – tym bardziej podczas bessy.

Jesteś dziennikarzem i szukasz pracy? Napisz do nas

Masz lekkie pióro? Interesujesz się gospodarką i finansami? Możliwe, że szukamy właśnie Ciebie.

Zgłoś swoją kandydaturę


Albert Rokicki

Albert Rokicki

Autor bloga Longterm. Od 2000 roku inwestor indywidualny, zwolennik analizy fundamentalnej, wyznawca filozofii Warrena Buffetta i Filipa Fishera.


Reklama
Reklama