Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Wojciech Białek

Dariusz Dziduch zaprasza na wywiad z Wojciechem Białkiem, byłym wieloletnim głównym analitykiem Domu Maklerskiego Pekao, autorem bloga K(NOW) Future. Wojciech Białek dzieli się swoją ogromną wiedzą z zakresu rynków finansowych i wypowiada się na temat kondycji warszawskiego parkietu i konkretnych sektorów w nadchodzących latach.

 

 

Chciałbym rozpocząć od dość przewidywalnego pytania zadawanego analitykom - na jakie sektory warszawskiej giełdy warto zwrócić uwagę w najbliższym czasie?

Reklama

Zanim przejdę do tego pytania, chciałbym zwrócić uwagę na to, co istotnego wydarzyło się na rynkach w ciągu ostatniego roku, bo to będzie determinować dalszy rozwój wydarzeń. W minionym roku trwała bardzo silna hossa na rynku obligacji skarbowych. Rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji przekraczała 3,20%, co wywołało tąpnięcie pod koniec zeszłego roku. Skutkowało to chociażby najgorszym grudniem dla indeksu S&P500 od czasów wielkiej recesji. Od tego czasu te rentowności spadły poniżej 1,5%, co i tak jest pozytywne dla USA, gdyż w wielu krajach rozwiniętych rentowności obligacji skarbowych osiągnęły mocno ujemne wartości. Szacuje się, że w tych ujemnych stopach zwrotu dziesięcioletnich obligacji „uwięzionych” jest 17 bln dolarów. Dopóki Fed obniża stopy procentowe, to wielkiego zagrożenia dla rynku obligacji nie ma, ale jeśli na horyzoncie pojawią się jakieś sygnały osiągania przez obecne spowolnienie gospodarcze minimów, co może nadejść w ciągu najbliższych miesięcy, to te obligacje skarbu państwa staną się mocno zagrożone. Z tego powodu kapitał zacznie uciekać z tych „ultradrogich” obligacji i zgodnie z logiką cyklu kolejną klasą aktywów, do której ruszy powinny być akcje. Receptą na najbliższe miesiące jest zatem sprzedaż rekordowo drogich obligacji i przeniesienie kapitału na rynek akcyjny. Ktoś może zapytać - na które rynki, rozwinięte czy wschodzące?

Moja odpowiedź to - na wschodzące, jednak z zastrzeżeniem przyszłej zmiany trendu na dolarze. Zgodnie z logiką tzw. cyklu Kuznieca, w ciągu ostatnich dwunastu lat dolar zyskiwał na wartości, a kapitał płynął na amerykański rynek akcji, co tam się coś działo, m.in. dzięki FAANG. Kapitał odpływał zaś z rynków wschodzących, osłabiając ich waluty. W najbliższych miesiącach dolar może słabnąć m.in. przez działania Fedu, zaś słabnący dolar, to drożejące surowce, których złoża znajdują się głównie na rynkach wschodzących. To trwające dekadę osłabienie na rynkach wschodzących i posucha na rynku kapitałowym, którą widzimy również u nas, powinny się niebawem kończyć.

Jaki sektor? Jeśli chodzi o giełdę, to stawiam na spółki deweloperskie. Dlaczego? W ramach tego kilkudziesięcioletniego cyklu Kuznieca, kolejnego szczytu na rynku nieruchomości można by oczekiwać za cztery-pięć lat. Do tego czasu ceny nieruchomości powinny systematycznie rosnąć. Sektor nieruchomości na GPW ma średni stosunek C/Z na poziomie 7, a stopę dywidendy ok. 4. Gdy porównany to z tym, co oferują nam banki lub co mamy na obligacjach, to jest to całkiem atrakcyjne. Nie widać też perspektyw w najbliższych latach na to, że stopy procentowe wzrosną na tyle, aby wpłynąć negatywnie na rynek nieruchomości, a już teraz mamy rekordowe zainteresowanie kredytami hipotecznymi. M.in. z tego względu deweloperzy przez najbliższe lata powinni wykazywać dobre zyski. Co do gamingu, wszyscy kibicujemy debiutowi Cyberpunk 2077 od CD Projekt, ale po ostatniej dekadzie wzrostów spółek z szeroko pojętego sektora IT (w tym gamingowych) powinien przyjść czas na ostudzenie tego sektora. Szczególnie na rzecz tej „starej ekonomii”, której notabene jesteśmy królami.

 

Czyli można powiedzieć, że modne spółki gamingowe są teraz kupowane przez „ciemny lud”?

Nie chcę oczywiście postawić tak radykalnej tezy, że wszystko, co jest związane z technologią informatyczną po tej ponad dziesięcioletniej hossie trzeba sprzedać, bo to już nie jest sytuacja jak na dot-comach, które po krachu nie mogły zatrzymać spadków przez ponad dwa lata. Moja teza jest łagodniejsza - stopniowo, w ciągu najbliższych miesięcy te trendy pomiędzy spółkami technologicznymi i FAANG w USA a „starą ekonomią” skupioną na rynkach wschodzących, powinny ulegać odwróceniu. Kluczowe będzie tu oczywiście zachowanie dolara oraz notowań indeksów rynków wschodzących w stosunku do S&P500, co będzie wskazywać dokąd ten kapitał rzeczywiście płynie. Słaby dolar oznaczał będzie kapitał odpływający z amerykańskiej giełdy, z FAANG w pierwszej kolejności na rzecz rynków rozwijających się, w tym mam nadzieję również na GPW.

Reklama

 

No, ale my już od zeszłego roku jesteśmy rynkiem rozwiniętym.

Rzeczywiście, w zeszłym roku tak zafantazjowała agencja FTSE Russell. Jednak dopóki w naszym czołowym indeksie giełdowym, jakim jest WIG20, nie pojawią się spółki technologiczne, czy np. farmaceutyczne, to nie ma mowy o tym, żeby postrzegano nas jako rynek rozwinięty. Ponadto, nasze indeksy są mocno skorelowane z indeksem MSCI Emerging Markets, co wiele mówi, zaś nasza gospodarka w dużej mierze opiera się na tej wspomnianej „starej ekonomii”.

 

Jednym z przedstawicieli tej starej ekonomii jest JSW, które systematycznie traci. Dlaczego tak się dzieje?

JSW jest producentem węgla koksującego, który w ostatnim okresie wszedł w poważną bessę i dopóki jej nie zakończy, trudno liczyć na powrót do wzrostów JSW.  Dołek na surowcach zazwyczaj następuje po dołku koniunktury, więc jest jeszcze miejsce na spadki. Stąd też spółki wydobywcze nie muszą być liderami tej nowej hossy, jeśli ona w ogóle nastąpi.

Reklama

 

A czy to nie jest tak, że czas m.in. JSW już się kończy?

Polska akurat nadal jest krajem, w którego miksie energetycznym węgiel jest najbardziej znaczący i przez długie lata się to nie zmieni. Stąd też, pewne nieodwracalne procesy, które następują na rynkach bardziej rozwiniętych, u nas w znaczący sposób się opóźnią. Ze względu na znaczącą rolę górnictwa w polskiej gospodarce, uważam że będziemy dość długo opierać się europejskim naciskom, skłaniającym do przejścia na zieloną energię. Mamy bardzo mało alternatyw, a budowa elektrowni jądrowej jest bardzo kosztowna i przede wszystkim czasochłonna.

 

Reasumując, patrzy Pan raczej pozytywnie na przyszłość warszawskiej giełdy?

Tak, spodziewam się nowych rekordów na szerokim rynku WIG. Ciągle brakuje mocnego impulsu, bo zazwyczaj te zmiany cyklów przepływu kapitału następowały po jakichś tragicznych wydarzeniach. Być może to, co powiem zabrzmi kontrowersyjnie, ale taka zmiana w 2001 r. nastąpiła w trzy tygodnie po atakach terrorystycznych na World Trade Center. Ma to swoje logiczne wytłumaczenie, bo dla USA był to pretekst do wojny w Afganistanie, a wojna jest silnym impulsem inflacyjnym, stąd też dolar przez kolejne lata taniał, a surowce drożały. Ciekawsza sytuacja miała miejsce w kwietniu 1986 r., kiedy trend odwrócił się w zasadzie dokładnie w dniu awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Tutaj już pokazanie związku przyczynowo-skutkowego jest znacznie trudniejsze. Ta teza jest kontrowersyjna dlatego, że sugeruje iż do zmiany ruchu tego wahadła kapitału potrzebne jest jakieś tragiczne wydarzenie.

Reklama

 

Czego życzyłby Pan warszawskiemu parkietowi?

Życzę przede wszystkim materializacji tego scenariusza, o którym wspomniałem.

 

URL Artykułu

 

Czytaj więcej