Reklama

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Oszczędzanie

Wraz z końcem października Mario Draghi przestał pełnić funkcję prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Zastąpiła go Christine Lagarde, która w ostatnich latach była dyrektorem Międzynarodowego Funduszu Walutowego (w międzyczasie została też skazana prawomocnym wyrokiem, ale uniknęła kary dzięki immunitetowi). 

Ośmioletnia kadencja Draghiego minęła pod znakiem dodruku euro na potężną skalę. Za wykreowaną z powietrza walutę skupowano dług krajów strefy euro (głównie tych bliskich bankructwa), jak i niektórych europejskich przedsiębiorstw. Wprowadzono też negatywne stopy procentowe, co w praktyce oznacza, że koszty kredytu są bardzo niskie, natomiast odsetki z lokat zerowe. Taka sytuacja jest oczywiście korzystna dla kredytobiorców i bardzo niekorzystna dla oszczędzających. 

Jeśli ktoś łudził się, że po przyjściu Lagarde polityka EBC ulegnie zmianie, to powinien jak najszybciej pożegnać się z tą myślą. Na początku listopada nowa prezes Europejskiego Banku Centralnego wystąpiła w obronie negatywnych stóp procentowych. Stwierdziła, że polityka prowadzona przez EBC działa z myślą o ochronie miejsc pracy i utrzymaniu wzrostu, co jest ważniejsze niż siła nabywcza oszczędności Europejczyków. 

Lagarde odniosła się również do faktu, że niektóre kraje strefy euro zanotowały nadwyżkę budżetową (więcej wpływów do budżetu kraju niż wydatków). Prezes EBC uważa, że takie państwa powinny natychmiast zainwestować te środki np. w infrastrukturę. 

Reklama

Czy Christine Lagarde ma rację? Czy faktycznie należało walczyć o wzrost PKB, nawet kosztem zniszczenia oszczędności obywateli? Czy nadwyżki budżetowe i spłacanie długów to coś złego?

Stopy procentowe a rozwój gospodarczy

Odniesiemy się najpierw do pierwszej wypowiedzi Lagarde, związanej z negatywnymi stopami procentowymi. Bez większych problemów da się zauważyć, że istnieją na świecie kraje w których stopy procentowe (w odróżnieniu od strefy euro) są zbliżone do realnej inflacji. Kraje te są w stanie rozwijać się w przyzwoitym tempie. Przykładami mogą być Indie, Malezja czy Gruzja. 

Oczywiście w tych gospodarkach mają miejsce krótkotrwałe szoki. Są one jednak potrzebne gospodarce – nierentowne firmy upadają, a już za chwilę na rynku pojawiają się nowe, bardziej efektywne przedsiębiorstwa i rozwój jest kontynuowany. Jednocześnie dzięki stosunkowo wysokim stopom procentowym utrzymuje się wysoki poziom oszczędności. W efekcie, wiele rozsądnie prowadzonych firm nie ma problemów z dostępem do kapitału potrzebnego na inwestycje. 

Generalnie, jeżeli stopy procentowe wynoszą 1% więcej niż realna inflacja, a kraj nie zadłuża się (dla pani Lagarde byłby to dramat), to inflacja systematycznie spada. Razem z nią spadają stopy procentowe, ale nie dlatego, że tak zdecydował bank centralny, ale dlatego, że waluta jest silna i przyciąga duży kapitał. 

Takie otoczenie (stopy procentowe nieco wyższe od realnej inflacji) stało za sukcesami gospodarczymi Niemiec czy Szwajcarii w pierwszych dekadach po II Wojnie Światowej. Niestety, od 20 lat polityka monetarna w Europie Zachodniej prowadzona jest w zupełnie inny sposób. Po ostatnim kryzysie finansowym stopy procentowe najpierw obniżono do zera, a później do -0,5%. W ten sposób radykalnie zmniejszono koszty kredytu, co pozwoliło przetrwać wielu tzw. zombie companies, czyli nierentownym firmom, które są w stanie co najwyżej spłacać odsetki od długu. Takie przedsiębiorstwa istnieją i zajmują miejsce na rynku, mimo że w normalnych warunkach powinny już zrobić miejsce nowym, innowacyjnym firmom. Taka „wymiana” doprowadziłaby do wzrostu produktywności w gospodarce, ale bankierzy centralni zadbali, by do tego nie doszło. 

Reklama

Jednocześnie zerowe czy też negatywne stopy procentowe są prawdziwym przekleństwem dla oszczędzających. Powiedzmy sobie wprost – większość osób nie nadaje się do inwestowania na rynkach finansowych. Jeśli tacy ludzie są w podeszłym wieku to zależy im głównie na tym, by odsetki z lokat rekompensowały utratę siły nabywczej ich oszczędności (wywołaną oczywiście inflacją). Niestety, w obecnych warunkach jest to niemożliwe. Lokaty w strefie euro przynoszą zerowe odsetki, a są już nawet banki, które myślą o pobieraniu opłat za trzymanie depozytów. Jednocześnie ceny w sklepach rosną. Co z tego więc, że koszty kredytu są niskie, kiedy większość osób chce po prostu utrzymać stan posiadania? Niestety, za pomocą lokat nie mogą tego zrobić. W tym miejscu pojawiają się dwa możliwe scenariusze. Osoby o których mowa:

  1. Trzymają nadal środki na lokatach, ich oszczędności z roku na rok tracą na wartości, a oni sami biednieją i stają się coraz bardziej uzależnieni od pomocy rządzących. 
  2. Przenoszą kapitał na rynki finansowe. Niestety, nie mają pojęcia o tym jak zarządzać kapitałem, więc ich środki stają się łatwym łupem dla reszty rynku. 

Widać wyraźnie, że dzięki wysiłkom bankierów centralnych, stworzono otoczenie w którym zwykli ludzie tracą oszczędności. Kiedy więc przeciętny obywatel potrzebuje pożyczyć pewne środki, coraz rzadziej może liczyć na pomoc znajomych czy rodziny (jak to bywało dawniej). Ostatnią deską ratunku okazuje się być kredyt, który czyni ludzi niewolnikami bankierów. Jedną z głównych twarzy finansjery jest dziś właśnie Christine Lagarde, więc niech nie dziwi Was fakt, że nowa prezes EBC tak usilnie podkreśla, że „ratowanie gospodarki jest ważniejsze od ochrony oszczędności”. 

Zresztą, o jakim ratowaniu gospodarki mówimy? Czy dzięki działaniom EBC gospodarka strefy euro może się tak naprawdę czymś pochwalić? Od rozpoczęcia dodruku minęła niemal dekada, więc efekty powinny być już widoczne, prawda? Dodatkowo, Lagarde postuluje by kraje z nadwyżką budżetową, od razu wydawały zaoszczędzone środki. 

W rzeczywistości strefa euro od dekady praktycznie stoi w miejscu, a na tle reszty świata (zwłaszcza Azji) – cofa się w rozwoju. Dane makroekonomiczne potwierdzają to dobitnie. Jednocześnie Lagarde tak naprawdę myli się namawiając Niemcy czy Holandię do zwiększenia wydatków rządowych. Dobrze obrazuje to krzywa Rahna, widoczna poniżej. Pod kątem rozwoju gospodarczego najlepiej jest jeśli całkowite wydatki rządowe stanowią kilkanaście procent PKB. Obecnie taki poziom charakteryzuje m.in. Singapur czy Hong Kong, czyli kraje, które w ostatnich latach rozwijały się wspaniale (ostatnie miesiące z wiadomych powodów nie są miarodajne). 

Krzywa RahinaKrzywa Rahina

Reklama

Jak to wygląda w przypadku strefy euro? Tutaj udział wydatków w stosunku do PKB jest tak wysoki, że w praktyce blokuje rozwój gospodarczy. Każde podniesienie poziom wydatków rządowych jedynie pogarsza sytuację. Bardzo duży udział rządu w gospodarce obniża produktywność, jak również sprzyja rozrostowi korupcji (im większa władza rządzących, tym więcej da się załatwić łapówkami). 

Nie da się wydrukować dobrobytu

Ratunek dla gospodarki strefy euro jest obecnie utożsamiany ze zwiększaniem dodruku i skupowaniem obligacji rządowych oraz korporacyjnych. W ostatnich tygodniach w Internecie dość często pojawiała się grafika pokazująca które kraje są za zwiększeniem dodruku. Pomysł popierały chociażby Włochy, Hiszpania, Portugalia, Grecja, czy Irlandia. Przeciwko były Niemcy, Holandia, Estonia, Austria i Francja. 

Zastanówcie się teraz które kraje w ostatnich dekadach rozwijały się najwolniej, były nadmiernie zadłużone i miały problemy z własną walutą (przed wprowadzeniem euro)? Była to przede wszystkim ta pierwsza grupa. To głównie te państwa postawiły na rozwój w oparciu o bezmyślne zwiększanie zadłużenia. Jest to podejście bardzo krótkowzroczne. Na początku jest super – gospodarka rozwija się wspaniale, w efekcie inwestycji przeprowadzanych na kredyt. Nie ma wówczas znaczenia czy inwestycje są uzasadnione ekonomicznie czy nie. 

Wysokie zadłużenie z czasem zaczyna jednak doskwierać. Ze względu na wysoki poziomu długu, stopy procentowe muszą być utrzymywane na rekordowo niskich poziomach. Dziś, przynajmniej w opinii niektórych osób, cudownym rozwiązaniem są negatywne stopy procentowe, które zachęcają do konsumpcji i mają w ostateczności wywołać wysoką inflację. Niestety, takie coś nie jest możliwe, kiedy firmy i obywatele są tak mocno zadłużone, że nie chcą już brać więcej kredytów. Wówczas wywołanie wyższej inflacji (mającej na celu dewaluację zadłużenia) jest możliwe tylko za sprawą programów rozdawnictwa, czyli dodruku, który trafia wprost do ludzi. Problem w tym, że z takim dodrukiem łatwo przeholować, co grozi hiperinflacją, i w konsekwencji upadkiem waluty. 

Podsumowanie

Wypowiedzi Christine Lagarde jasno wskazują, że będzie ona kontynuować politykę Mario Draghiego. Czeka nas zatem jeszcze więcej dodruku waluty i utrzymywanie negatywnych stóp procentowych (co uderza w oszczędzających). Jedno i drugie rozwiązanie nie dało co prawda pozytywnego impulsu europejskiej gospodarce w poprzednich latach, ale bankierzy centralni się tym nie przejmują. 

Reklama

Widać też wyraźnie, że wypowiedzi prezes EBC stoją w sprzeczności z logiką, ale to nie powinno nas dziwić. Lagarde nie została szefem Europejskiego Banku Centralnego po to, by dbać o los wszystkich obywateli strefy euro. Jej zadaniem jest zwiększenie wpływu bankierów na życie obywateli. 

Na koniec mała ciekawostka. Bilans EBC (na który składają się m.in. skupione z rynku obligacje) jest bardzo silnie skorelowany z ceną złota. 

Cena złota vs bilans EBCCena złota vs bilans EBC

Pod przewodnictwem Lagarde bilans Europejskiego Banku Centralnego z pewnością będzie mocno rósł i to samo powinno dziać się z ceną złota. Naszym zdaniem to właśnie metale szlachetne powinny być głównym sposobem na ochronę oszczędności przed szaleństwami bankierów centralnych. 

 

Czytaj więcej