Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Michał Sołowow

Pierwsza elektrownia atomowa w naszym kraju będzie prywatną inicjatywą spółki kontrolowanej przez najbogatszego Polaka? Taka informacja lotem błyskawicy obiegła w poniedziałek niemal wszystkie polskie media. Towarzyszyły jej komentarze niebezpodstawnie piętnujące nieudolność rządu, który od lat bez powodzenia próbuje zabrać się za energetykę jądrową, i jednocześnie chwalące przedsiębiorcę, który „wreszcie wziął sprawy w swoje ręce”. W całej tej sprawie jest jednak dużo medialnego szumu i wiedzy czerpanej z nagłówków, mało zaś konkretów i krytycznej refleksji nad planami Michała Sołowowa i jego spółki Synthos.

 

Prywatna elektrownia atomowa

Spółka chemiczna Synthos w poniedziałek 21 września poinformowała o planach stworzenia własnej elektrowni atomowej, która miałaby być gotowa w ciągu najbliższej dekady. Spółka kontrolowana przez Michała Sołowowa podpisała protokół uzgodnień z firmą GE Hitach Nuclear Energy, będącą japońsko-amerykańskim konsorcjum joint venture, budującym reaktory jądrowe na zamówienie. W ramach wstępnej umowy, Synthos wyraził chęć zbudowania elektrowni atomowej opartej na małym reaktorze wodno-wrzącym (SMR) BWRX-300, produkcji GE Hitach Nuclear Energy, który będzie generował moc na poziomie 300 MW (megawatów), zaś szacunkowy koszt jego skonstruowania i uruchomienia nie przekroczy 1 mld dolarów. Elektrownia najprawdopodobniej powstanie w sąsiedztwie oświęcimskich zakładów produkcyjnych spółki. O ile sama idea wydaje się bardziej niż słuszna, o tyle jej praktyczna realizacja może okazać się znacznie trudniejsza, niż mogłoby się wydawać.

Mimo medialnej euforii i wielu, w przeważającym stopniu pochlebnych, komentarzy trudno nie podchodzić z dystansem do ambitnych planów Sołowowa i spółki Synthos. Pierwsza wątpliwość, na jaką trzeba zwrócić uwagę to potencjalne problemy z uzyskaniem licencji i pozwoleń na budowę elektrowni jądrowej, która docelowo będzie całkowicie prywatną inicjatywą. Jak dotąd w Polsce nikt nie podjął takiego wyzwania, z pewnością jednak uzyskanie zielonego światła na uruchomienie własnego reaktora jądrowego nie będzie ani proste, ani szybkie. Druga sprawa to kwestia sprzeciwów mieszkańców otaczających terenów (jak i aktywistów), które są pokłosiem społecznych lęków po awariach elektrowni w Czarnobylu i japońskiej Fukushimie. Synthos musi wziąć pod uwagę, że budowa reaktora w pobliżu oświęcimskich zakładów może spotkać się z licznymi protestami. Co więcej, budowa elektrowni jądrowej, nawet o tak niewielkiej mocy, powinna wiązać się z wyborem odpowiedniej lokalizacji, nie zaś z odgórnym ustalaniem miejsca jej powstania na podstawie bliskości zakładów należących do spółki. Potencjalne wątpliwości zamyka kwestia samego reaktora wodno-wrzącego BWRX-300. Po pierwsze, znajduje się on jedynie w fazie koncepcyjnej - żaden reaktor tego typu nie został jak dotąd wyprodukowany i przetestowany w praktyce, po drugie zaś, od momentu awarii w Fukushimie (marzec 2011 r.) nie wyprodukowano żadnego reaktora wodno-wrzącego. Co więcej, elektrownia atomowa o mocy zaledwie 300 MW będzie w stanie zaspokoić zapotrzebowanie jedynie niewielkiej grupy odbiorców, stąd też trudno ocenić rentowność takiego przedsięwzięcia, szczególnie ze względu na długi czas budowy. Nie będzie to też żaden przełom w polskiej energetyce, poza tym że uruchomienie pierwszego reaktora jądrowego będzie mieć wartość symboliczną. Dla porównania, współczesne elektrownie atomowe uzyskują średnią moc od 1,5 do 2 GW (gigawatów). Można mieć jednak nadzieje, że plany stworzenia prywatnej elektrowni atomowej zmobilizują państwo do rozpoczęcia prac nad realnym wykorzystaniem w polskiej energetyce reaktorów jądrowych.

Reklama

 

Trudna historia polskiego atomu

Fantomowa historia polskiej energetyki jądrowej pełna jest zawiłości i ślepych uliczek. Jej początki można datować już na końcówkę lat 50. XX w., co było związane z powstaniem pierwszych elektrowni atomowych na terenie ZSRR. Wprowadzenie planów w życie udało się dopiero w latach 80., kiedy to w 1982 r., po wieloletnich przygotowaniach, rozpoczęto budowę elektrowni jądrowej nad Jeziorem Żarnowieckim. W międzyczasie doszło jednak do katastrofy w Czarnobylu (kwiecień 1986 r.), która gwałtownie zaostrzyła i tak już obecne wcześniej protesty społeczne. Ponadto, koszty budowy elektrowni składającej się docelowo z czterech reaktorów o łącznej mocy 1600 MW okazały się wyższe niż oczekiwano. Finalnie, budowę elektrowni Żarnowiec porzucono w 1989 r. W 2005 r. rząd przyjął dokument „Polityka energetyczna Polski do 2025 r.”, który zakładał konieczność rozpoczęcia budowy elektrowni atomowej w najbliższych latach w celu zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju. W 2011 r. PGE wytypował trzy miejscowości, takie jak Żarnowiec, Gąski i Choczewo, jako potencjalne lokalizacje pod budowę elektrowni atomowej, która docelowo miała powstać do 2020 r. Dziś wiemy, że plan nie wypali, ponieważ budowa… nigdy nie została rozpoczęta. Obecnie również nie ma jakichkolwiek sprecyzowanych rządowych planów budowy elektrowni jądrowej. W programie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości pojawia się deklaracja budowy elektrowni atomowych z planami osiągnięcia do 10% krajowej produkcji energii elektrycznej z ich wykorzystaniem do 2035 r. oraz 20% do 2043 r. Jak na razie jednak rząd skupia się na mniej kontrowersyjnych i absorbujących finansowo inicjatywach, takich jak Centralny Port Komunikacyjny, czy przekop Mierzei Wiślanej.

Jako ciekawostkę warto dodać, że informacja o braku czynnych reaktorów jądrowych w Polsce nie jest do końca prawidłowa. Na terenie naszego kraju znajduje się jeden reaktor jądrowy, budowany od lat 70. i funkcjonujący nieprzerwanie od 1995 r. Mowa o reaktorze badawczym im. Marii Skłodowskiej-Curie w podwarszawskim Narodowym Centrum Badań Jądrowych, który jest w stanie wygenerować moc na poziomie 30 MW. Reaktor służy wyłącznie do celów doświadczalno-badawczych, a także do wytwarzania izotopów promieniotwórczych i modyfikacji materiałów poprzez ich napromieniowanie. Dla porównania, pierwsza elektrownia jądrowa na świecie, która powstała w 1954 r. w należącym do ówczesnego ZSRR Obnińsku, była w stanie wygenerować moc na poziomie zaledwie 5 MW.

URL Artykułu

 

Spółka chemiczna z własną elektrownią?

Reklama

Synthos jest grupą kapitałową powstałą w 2007 r., obejmującą m.in. byłe oświęcimskie Zakłady Chemiczne Dwory, założone tuz po II Wojnie Światowej, które zostały sprywatyzowane w 2004 r. Synthos zajmuje się produkcją tworzyw sztucznych, jest jedną z największych firm chemicznych w Polsce i pierwszym w Europie producentem kauczuków syntetycznych (wykorzystywanych m.in. w produkcji opon samochodowych), a także jednym z największych producentów płyt z polistyrenu ekstrudowanego (XPS). Spółka oprócz tego produkuje materiały termoizolacyjne, środki ochrony roślin, kleje dyspersyjne oraz lakiery, a także półprodukty wykorzystywane do produkcji styropianu. Największe zakłady znajdują się w Oświęcimiu, oprócz tego Synthos prowadzi produkcję w Czechach, Holandii i Francji (pod marką Ineos Styrenics).

Warto zauważyć, że plany wybudowania reaktora jądrowego nie są pierwszą inicjatywą energetyczną, w którą zaangażowała się spółka kontrolowana przez Michała Sołowowa. Na terenie oświęcimskich zakładów istnieje już elektrociepłownia węglowa, która wytwarza energię na potrzeby produkcji. Synthos chce jednak do 2022 r. uruchomić również blok energetyczny oparty na technologii gazowo-parowej (CCGT), napędzany gazem ziemnym. Docelowo ma on uzyskać moc ponad 100 MW, zaś koszt jego budowy nie przekroczyć pół miliarda złotych.

Michał Sołowow, wliczając w to należące do niego spółki FTF Galleon i FTF Columbus, znajduje się w posiadaniu 62% akcji Synthosu.

Spółka notowana jest na głównym parkiecie GPW od grudnia 2004 r., kiedy to debiutowała z kursem 0,5600 PLN za akcję. Akcje Synthos zostały wykluczone z obrotu na warszawskiej giełdzie 23 marca 2018 r. na życzenie spółki (zniesienie dematerializacji akcji). Na razie nic jednak nie zapowiada planów spółki na powrót do obrotu na publicznym rynku.

URL Artykułu

Reklama

 

Czytaj więcej