Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Koniec najgorszego okresu dla start-upów?

  • Chiński rynek startupów uległ załamaniu
  • Zachodnie fundusze inwestycyjne nie chcą lokować środków w niepewnej sytuacji geopolitycznej
  • Rynkowi nie pomaga też zmiana polityki władz centralnych i wzmacnianie roli partii

 

 

Źle się dzieje w państwie chińskim

Jeszcze kilka lat temu mogło się wydawać, że Chiny są skazane na przejęcie od USA roli światowego lidera, największej potęgi gospodarczej, politycznej i militarnej. Ale dzisiaj ten scenariusz wydaje się mało realny. Państwo Środka zmaga się ze spowolnieniem gospodarczym, wynikającym m.in. z kryzysu na rynku nieruchomości. Już od dawna mówiło się, że w kraju tym buduje się zbyt dużo, nierzadko pokazywano w mediach miasta-widma i w końcu stało się jasne, iż takimi pozostaną. Tymczasem to właśnie sektor budowalny odpowiada za pokaźną część chińskiego PKB.

Innym motorem napędowym największej azjatyckiej gospodarki miał być sektor IT. Na Zachodzie z podziwem patrzono na korporacje Tencent, Alibaba czy Xiaomi, rozwodzono się na temat tzw. superaplikacji, w których można załatwić dosłownie wszystko. Ale i ten czar powoli pryska, o czym donosi Financial Times. W ramach dowodu brytyjski serwis podaje liczbę nowych firm stworzonych w Chinach. W 2018 roku było ich przeszło 51,3 tys. W ubiegłym roku zaledwie… 1,2 tys. Nie można wykluczać, że w tym roku nawet tego poziomu nie uda się osiągnąć. Jak do tego doszło? Odpowiedź jest złożona.

 

Reklama

Zobacz też: Samochody elektryczne zdominowały rynek Chin

 

Wojna handlowa, pandemia i rosnąca rola partii

Jednym z czynników hamujących rynek startupów jest wojna handlowa z USA. Ten konflikt zaostrzył się za prezydentury Donalda Trumpa, ale jego następca w Białym Domu nie zamierzał schodzić z tej ścieżki. Chiny musiały się borykać z cłami, ograniczeniem dostępu do najnowszych technologii, a także środków, którymi wcześniej hojnie sypały zachodnie fundusze inwestycyjne. Decydenci tych ostatnich doszli do wniosku, że lepiej nie ryzykować wielkich pieniędzy w tak niepewnej sytuacji geopolitycznej

Kolejną kwestią wartą uwagi była pandemia. W Państwie Środka przyjęto strategię "zero covid", a lockdowny były nie tylko dłuższe od tych europejskich, ale też restrykcyjnie przestrzegane. W wielu zakładach wstrzymano produkcję, w portach utworzyły się potężne zatory (wpłynęło to na globalny łańcuch dostaw), ale ucierpiały też średnie i mniejsze przedsiębiorstwa, które albo nie miały rąk do pracy, albo borykały się z brakiem popytu – ludzie zostali zamknięci na długie miesiące w domach. Dochodziło nawet do protestów ulicznych, co w Chinach nie jest zbyt częstym widokiem. 

Należy też zwrócić uwagę na dokręcanie śruby w państwie przez centralę w Pekinie. Xi Jinping po dwóch kadencjach na stanowisku przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej objął je po raz trzeci, do czego potrzebna była zmiana konstytucji. Po etapie pewnego rozprężenia ponownie zaczęła rosnąć rola partii i państwa. A w takim układzie biznesowi trudno się rozwijać. Sytuację skomentował dla FT Desmond Shum, były potentat na rynku nieruchomości:

"Odnoszący sukcesy przedsiębiorcy mogą się spodziewać ścisłego nadzoru, braku możliwości przesyłania pieniędzy za granicę, a także kontroli transakcji". – stwierdził Shum dodając, że "partia dusi sektor prywatny".

Reklama

 

Zobacz też: Gospodarka Chin straciła impet. Prof Bogdan Góralczyk dla FXMAG

 

Przypadek Jacka Ma odstrasza biznesmenów (także tych potencjalnych)

Jednym z najgłośniejszych przykładów nowej polityki władz jest przypadek Jacka Ma, chińskiego miliardera, założyciela firmy Alibaba. Pod koniec 2020 roku szykowano się na kolejny spektakularny debiut giełdowy – do obrotu planowano wprowadzić 11% akcji Ant Group, czyli fintechu wywodzącego się z Alibaba Group. Wartość oferty mogła wynieść przeszło 34 mld dolarów, co dawałoby kapitalizację całego biznesu na poziomie ponad 300 mld dolarów. IPO jednak w ostatniej chwili wstrzymano bez podawania przyczyny

Media szybko zaczęły spekulować, że hamulcem debiutu było wystąpienie Jacka Ma, który otwarcie skrytykował organy regulacyjne za hamowanie innowacji. Stało to w kontrze do planów partii, która chciała wzmocnić kontrolę nad rosnącym w siłę biznesem fintechowym. W kolejnych latach urzędnicy "naprawiali" firmę i nakładali na nią wysokie kary finansowe. Sam Jack Ma odsunął się w cień (na pewien czas po prostu zniknął), jego wpływy w korporacji zostały poważnie ukrócone. To miała być lekcja dla innych. Najwyraźniej skuteczna, sądząc po niechęci Chińczyków do zakładania firm. 

 

Na Tajwanie dali radę. Pomogło luzowanie

Na razie Chińczykom średnio wychodzi tworzenie przeciwwagi dla kalifornijskiej Doliny Krzemowej. Po hurraoptymistycznych prognozach okazuje się, że fundamenty tego biznesu są dość niestabilne. Warto jednak rzucić okiem na Chińczyków z Tajwanu, którzy udowodnili, że zbudowanie silnego sektora IT jest możliwe. Różnica polegała m.in. na tym, że zamiast dokręcać śrubę, na wyspie zdecydowano się na luzowanie wpływu państwa na gospodarkę (przy jednoczesnym jej wspieraniu) i odchodzono od autorytaryzmu.

Reklama

 

Zobacz też: Były pracownik okradł Samsunga na ponad 3 mld USD

Czytaj więcej

Artykuły związane z Koniec najgorszego okresu dla start-upów?