Reklama

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

jaki jest rosyjski import

Prezydent Rosji na wtorkowym wystąpieniu przed Zgromadzeniem Federalnym rzucał oskarżeniami i groźbami skierowanymi w stronę państw Zachodu. Nie odmówił sobie również przytoczenia jednej z czołowych tez kremlowskiej propagandy, notabene obecnej również w polskiej opinii publicznej. Putin stwierdził bowiem, że kraje Zachodu, nakładając sankcje na Rosję, same robią sobie krzywdę. Rosja natomiast prężnie rozwija swój przemysł, przystosowując gospodarkę do bliższej współpracy z lojalnymi partnerami handlowymi. W swoim przemówieniu Putin porównał też rosyjską inflację na poziomie 4-5% do zachodniej drożyzny sięgającej 20% w skali roku. Ile w tym prawdy, a ile propagandowych bzdur skierowanych do obywateli Rosji? Czy rzeczywiście Kreml jest odporny na zachodnie sankcje, które najmocniej uderzają w tych, którzy je nałożyli? Sprawdźmy to!

 

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Reklama

 

Sami nakładają na siebie karę

Wątki ekonomiczne stanowiły jedynie niewielką część wtorkowego orędzia Władimira Putina, które skupiło się na wyliczaniu wszystkich grzechów głównych Zachodu wobec Rosji i zostało zwieńczone znaną nie od dziś konkluzją: „wszyscy są przeciwko nam, ale prawda jest po naszej stronie”. Z tą prawdą, szczególnie w kwestii twardych danych makroekonomicznych, po przemówieniu prezydenta Rosji mogło pojawić się jednak wiele znaków zapytania.

Putin powtórzył bowiem tezę, którą rosyjscy propagandziści (również poza granicami kraju) suflują od pierwszych dni inwazji na Ukrainę - sankcje gospodarcze, które świat Zachodu konsekwentnie nakłada na Rosję, są nie tylko niesprawiedliwe, ale też nieskuteczne i wyrządzają więcej szkody krajom, które się na nie decydują. Jako przykład rosyjski przywódca podał prognozy wieszczące spadek PKB Rosji nawet o 25% w samym 2022 roku, na skutek sankcji i ucieczki zachodniego kapitału. W połowie stycznia Putin nie bez satysfakcji informował o tym, że gospodarka Rosji w zeszłym roku skurczyła się zaledwie o 2,5%, czyli dziesięciokrotnie mniej niż przewidywali zachodni ekonomiści.

Wprawdzie żaden poważny ośrodek analityczny nie prognozował skurczenia się rosyjskiego PKB o jedną czwartą w samym 2022 roku, trzeba jednak przyznać, że jeszcze w połowie zeszłego roku m.in. Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewał się spadku PKB Rosji na poziomie powyżej 10%. Z kolejnymi miesiącami te prognozy były rewidowane w dół i co najmniej od połowy roku było wiadomo, że rosyjska gospodarka zanotuje niższy spadek niż początkowo zakładano. Nie da się bowiem ukryć, że przez pierwsze kilka miesięcy wojny Rosja wydawała się odporna na sankcje. Szczególnie, że te najbardziej dotkliwe, takie jak ceny maksymalne na rosyjską ropę (od grudnia zeszłego roku) i na produkty ropopochodne (od lutego 2023) zostały wprowadzone całkiem niedawno.

W międzyczasie Rosja korzystała na eksporcie surowców energetycznych, które notowały skokowy wzrost cen po inwazji na Ukrainę. Widać to doskonale w opublikowanym niedawno raporcie Politico, z którego wynika, że Unia Europejska od rozpoczęcia wojny pod koniec lutego aż do listopada zeszłego roku wydawała na import z Rosji więcej niż przed inwazją na Ukrainę. Dopiero listopad ubiegłego roku był pierwszym miesiącem, w którym wartość importu UE z Rosji była niższa niż rok wcześniej. Część krajów Unii chciała też uzupełnić swoje zapasy, szczególnie ropy naftowej, przed wejściem w życie sankcji obejmujących surowce energetyczne. Dla przykładu: jeszcze w grudniu zeszłego roku import oleju napędowego z Rosji do Unii Europejskiej pobił rekord wszech czasów, wynosząc ponad 700 tys. baryłek diesla dziennie, co było spowodowane chęcią maksymalnego wypełnienia magazynów w UE.

Reklama

W nadchodzących miesiącach sankcje nałożone na Rosję dadzą jednak o sobie znać.

Czytaj również: Sankcje na Rosję nie działają? Najnowsze dane z Kremla pokazują zupełnie co innego

 

 

Procentowy udział wartości importu z Rosji wobec średniej z lat 2017-21, źródło: Politico

 

Ładunek z opóźnionym zapłonem i bez możliwości rozbrojenia

Reklama

Trudno jest dyskutować z tym, że sankcje działają w obie strony - dotykają zarówno tego, kto jest nimi objęty, jak i nakładającego. Państwa szeroko rozumianego Zachodu, w tym szczególnie kraje europejskie, były mocno uzależnione od rosyjskich surowców energetycznych - do niedawna prawie połowa rosyjskiej ropy była  wysyłana do krajów UE. Dlatego też pierwsze miesiące po wybuchu konfliktu, którym towarzyszył skokowy wzrost cen na rynkach surowcowych, rzeczywiście mogły wydawać się korzystniejsze dla Rosji niż dla samych krajów, które nałożyły na nią sankcje. Obecnie jednak europejskie łańcuchy dostaw surowców energetycznych zostały przeorganizowane w taki sposób, by możliwie jak najmocniej uniezależnić się od Rosji. Udało się tego dokonać, mniejszym lub większym kosztem, w niecały rok. Nie wydaje się, by wojna na Ukrainie wywołana przez Rosję miała się ku końcowi, ale nawet gdyby jeszcze w tym roku doszło do zawieszenia broni, to scenariusz w którym Europa ot tak po prostu wróci do uzależnienia swojego bezpieczeństwa energetycznego od dostaw z Rosji jest wręcz irracjonalny.

Kreml bezpowrotnie stracił więc narzędzie wpływu, z którego od lat chętnie korzystał - z szantażu energetycznego Europy.

Zeszłoroczna rekordowa inflacja w strefie euro i galopujące ceny w krajach UE to uczciwa cena za całkowitą zmianę dotychczasowego modelu zależności energetycznej od rosyjskich surowców.

Nie wolno też zapominać o tym, że po panice na rynku surowców energetycznych nie na już praktycznie śladu - ropa naftowa Brent jest dziś tańsza niż przed rosyjską inwazją, a europejskie kontrakty na gaz ziemny Dutch TTF są notowane po cenach z trzeciego kwartału 2021 roku i to mimo zniszczenia gazociągu Nord Stream i niemal całkowitego wstrzymania importu surowca z Rosji.

Czytaj również: Władimir Putin przemawia, oskarża i straszy! Zobacz jak reagują rynki, giełda i polski złoty

 

Rosja jest odporna na sankcje?

Jak zatem jest w rzeczywistości z tą odpornością Rosji na zachodnie sankcje? O ile miniony rok nie zakończył się ekonomiczną katastrofą dla Kremla, o tyle każdy kolejny miesiąc będzie przynosił coraz więcej problemów. Widać to już chociażby w styczniowych danych rosyjskiego resortu finansów. Pierwszy raz od 1998 roku Rosja zamknęła swój styczniowy budżet z deficytem i to nie byle jaki, bo przekraczającym 25 mld dolarów, czyli najwyższym od 2011 roku. W styczniu przychody ze sprzedaży surowców energetycznych (głównie ropy naftowej i gazu) spadły aż o 46% w porównaniu do pierwszego miesiąca ubiegłego roku, do poziomu niecałych 6 mld dolarów. Ponadto wydatki rosyjskich konsumentów spadły aż o 30% w ujęciu rocznym, co jest nie tylko dowodem na to, że Rosjanie oszczędzają pieniądze, ale przede wszystkim tego, że mają ich mniej niż przed inwazją na Ukrainę. Widać więc, że zachodnie sankcje, które miały dotknąć również zwykłych obywateli Rosji, także odnoszą swój skutek.

W styczniu wydatki budżetowe Rosji wzrosły natomiast o 59% w ujęciu rocznym (do 43,8 mld dolarów), co w dużej mierze wynika z ogromnych wydatków na zwiększenie potencjału militarnego do walk w okupowanej Ukrainie. Widać też, że Kreml coraz częściej sięga do swoich awaryjnych funduszy - w samym styczniu sprzedano 3,6 tony złota i rezerwy walutowe o wartości 2,3 mld juanów (ok. 340 mln USD), by pokryć wydatki budżetowe.

Rosyjski Fundusz Majątkowy, który od 2008 roku regularnie zasilany jest środkami ze sprzedaży surowców energetycznych, wciąż jednak ma się nieźle - na początku lutego miał wartość szacowaną na ponad 150 mld dolarów (ok. 7,2% prognozowanego PKB w 2023 roku). Dla porównania, rok temu, czyli jeszcze przed inwazją na Ukrainę, jego wartość była szacowana na 175 mld dolarów.

Rosja ma więc środki na okupowanie Ukrainy i przestawienie całej gospodarki na wojenne tory, wszystko to jednak będzie miało długofalowe konsekwencje i to nie tylko ekonomiczne, ale również demograficzne. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że Indie i Chiny przejmą większość dotychczasowego eksportu ropy naftowej na zachód (co już się dzieje), to zaangażowanie Rosji w wywołaną przez siebie wojnę nie obędzie się bez negatywnych skutków. A zachodnie sankcje tylko je przyspieszą.

Czytaj również: Rosja dostanie ostro po kieszeni. My też, bo diesel może kosztować nawet 10 PLN 

Czytaj więcej