Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

ceny maksymalne

We wtorek minister rolnictwa i rozwoju wsi Jan Krzysztof Ardanowski zwrócił się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o przeanalizowanie cen produktów rolnych, takich jak warzywa, drób i wieprzowina. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że minister chce podjąć dość radykalne kroki, rodem z minionej epoki, mające na celu walkę ze wzrostem cen. Mimo, że jeszcze niedawno NBP informował o tym, że w najbliższych miesiącach inflacja będzie spadać, to trudno odnieść tę prognozę do cen żywności. W tym szczególnie do warzyw i mięsa, które mocno drożeją z miesiąca na miesiąc. Wg ministra rolnictwa tak duże wzrosty cen nie są w żaden sposób uzasadnione i rząd powinien coś z tym zrobić. Zwłaszcza, że ma taką możliwość, dzięki Tarczy Antykryzysowej.

 

„Nie ma powodów do wzrostów cen”

Minister Ardanowski skierował wniosek do UOKiK, na mocy którego urząd antymonopolowy przeanalizuje ostatnie wzrosty cen żywności, ze szczególnym naciskiem na warzywa, drób i wieprzowinę. Wg Ardanowskiego nie ma racjonalnych podstaw do tego, aby ceny tych produktów rosły tak szybko, szczególnie w obecnej sytuacji. Minister rolnictwa zwrócił uwagę, że żywność w otoczeniu niskich cen energii elektrycznej, bardzo taniej ropy naftowej oraz przy niższej dynamice wzrostu wynagrodzeń powinna raczej tanieć lub przynajmniej zachowywać względną stabilność cen.

Tak jednak nie jest. Jak wynika z szybkich szacunków GUS dotyczących inflacji w kwietniu (pełne wyniki poznamy 15 maja), ceny żywności poszły w górę o 7,4% r/r. W marcu natomiast najmocniej podrożało mięso - ceny wieprzowiny poszły w górę aż o 27,1% w perspektywie rocznej i 2,1% w porównaniu do lutego, mięso drobiowe było zaś droższe o 8,3% r/r i o 5,2% m/m. W marcu mocno podrożały również owoce, których ceny okazały się wyższe o 19,3% w perspektywie rocznej i o 1,7% w porównaniu do poprzedniego miesiąca. Warzywa były zaś o 7,9% droższe niż w marcu 2019 r. (i tańsze o 0,6% niż w lutym 2020).

Reklama

Minister zapowiedział wprowadzenie kar dla przedsiębiorców, którzy podnoszą ceny żywności bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. Na razie nie wiadomo jeszcze co miał by znaczyć „nieuzasadniony wzrost cen” i jakie przypadki byłyby do niego kwalifikowane. Ardanowski wspomniał, że na wiosnę całkowicie zrozumiałe są np. wzrosty cen truskawek z pierwszych zbiorów spoza szklarni. Pewnym jest, że ministerstwo na razie wystosowało medialny straszak dla sprzedawców produktów rolnych, co jednak nie zmienia faktu, że już teraz ma możliwość odgórnego regulowania cen na rynku spożywczym. Mowa o wprowadzeniu cen maksymalnych konkretnych produktów, czego nie wykluczył sam minister.

 

Warzywa, owoce i mięso drożeją bez powodu?

Minister rolnictwa i rozwoju wsi, jak sam przyznał, nie widzi rynkowego uzasadnienia dla ostatnich wzrostów cen produktów rolnych. I chociaż jego wypowiedź należy rozpatrywać przede wszystkim w kontekście politycznym (komunikat jest prosty: minister, jak przystało na prawdziwego gospodarza, nie pozwoli na to, aby obywatele płacili za dużo za produkty rolne), to warto również zastanowić się nad tym, jakie są rzeczywiste przyczyny wzrostów cen owoców, warzyw oraz mięsa i czy rzeczywiście nie dochodzi do ich zawyżania?

Na znaczne wzrosty cen wieprzowiny od wielu miesięcy wpływa epidemia wirusa Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF), która szczególnie mocno rozprzestrzeniła się w Chinach, zmniejszając produkcję o ponad 15% w 2019 r. Mniejsza podaż i intensyfikacja eksportu bezpośrednio przełożyły się na wzrost cen skupu wieprzowiny, co ma swoje odbicie w sklepach.

O mocno drożejących warzywach i owocach mówiło się już w połowie zeszłego roku (rekordowe były wzrosty cen kapusty, czy pietruszki - nawet o kilkaset procent rok do roku). W tym roku płody rolne mogą drożeć jeszcze szybciej z kilku powodów. Najważniejszym z nich jest susza, skutki której odczuwalne są już teraz. To ona w największy, stopniu wpłynie na ograniczenie efektywności upraw rolnych, czyli zmniejszenie podaży. Problematyczny będzie również import owoców i warzyw z krajów takich jak Włochy, czy Hiszpania, ze względu na sytuację epidemiczną i znacznie ograniczenie efektywności upraw. Oprócz tego, wiele krajów ogranicza eksport produktów rolnych ze względu na tworzenie strategicznych rezerw. Zamknięcie granic to poważny problem dla sektora rolniczego również z powodu ograniczonego dostępu do pracowników sezonowych - już niedługo może okazać się, że rąk do pracy będzie za mało, co przyczyni się do wzrostu kosztów zbiorów.

Reklama

Wszystkie te czynniki w mniejszy lub większy sposób odpowiadają za konsekwentne wzrosty cen żywności.  Co więcej, historycznie tania ropa naftowa, wymieniana przez ministra jako jeden z czynników, który powinien obniżać ceny produktów rolnych, powoli będzie odchodzić do historii, ze względu na odbudowujący się globalny popyt na surowiec i systematyczne zmniejszanie rezerw.

URL Artykułu

 

Czy rząd ma prawo do ingerowania w ceny?

Pierwsze wzmianki na temat rządowej ingerencji w rynkowe ceny produktów pojawiły się podczas prac nad Tarczą Antykryzysową, w drugiej połowie marca. 26 marca rząd zaprezentował pełna treść ustawy, która została przegłosowana przez sejm dokładnie dzień później. Wśród kontrowersyjnych zapisów ustawy, która ma chronić polską gospodarkę przed skutkami spowolnienia gospodarczego spowodowanego epidemią koronawirusa pojawiła się możliwość wprowadzenia cen i marż maksymalnych. Taką decyzję podjąć może minister do spraw gospodarki (czyli m.in. minister rozwoju Jadwiga Emilewicz) w porozumieniu z ministrami innych resortów za pomocą zwykłego rozporządzenia. Oznacza to, że wbrew wielu komentarzom minister rolnictwa - na mocy ustawy antykryzysowej - ma prawo do ustalenia cen maksymalnych produktów rolnych. Produkty i usługi, które mogą być objęte cenami maksymalnymi to te „mające istotne znaczenie dla ochrony zdrowia lub bezpieczeństwa ludzi lub kosztów utrzymania gospodarstw domowych”. Tak niejednoznaczne określenie daje spore pole do interpretacji i pozwala objąć rozporządzeniem bardzo dużą grupę produktów i usług. Co więcej, sprzedawcy, dystrybutorzy i producenci nie otrzymali żadnego narzędzia prawnego, które pozwoliłoby im odwołać się od rządowej „walki z drożyzną” w przypadku wprowadzenia górnych limitów cen oraz marż.

Zgodnie z ustawą, w przypadku ustalenia cen i marż maksymalnych sprzedający i usługodawcy są zobowiązani do ich przestrzegania. Jeżeli będą oferować produkty i usługi po wyższych cenach, to narażą się na karę finansową w wysokości od 5 tys. do nawet 5 mln złotych. Kara ma być nakładana przez powołanych do tego celu inspektorów wojewódzkich, a rygor jej wykonalności będzie natychmiastowy. Oznacza to, że przedsiębiorca, który nie zastosuje się do cen maksymalnych najpierw będzie musiał zapłacić karę, a dopiero potem będzie mógł się od niej odwołać. Oprócz tego, za nieprzestrzeganie rozporządzenia walczącego z „drożyzną” można otrzymać karę od UOKiK w maksymalnej wysokości do 10% rocznego obrotu firmy.

Reklama

 

Kredyty i pożyczki z surowymi kosztami pozaodsetkowymi

Warto wspomnieć, że Tarcza Antykryzysowa mocno dokręciła śrubę firmom pożyczkowym i bankom, poprzez obniżenie limitu wysokości kosztów pozaodsetkowych (czyli wszystkich opłat, prowizji i ubezpieczeń nie będących oprocentowaniem kredytu lub pożyczki). Przed wejściem w życie ustawy antykryzysowej opłaty pozaodsetkowe nie mogły być wyższe niż 25% w skali roku, co zostało ustalone na mocy kontrowersyjnej ustawy antylichwiarskiej.

Nowa ustawa wprawdzie pozostawia bez zmian limit wysokości odsetek (9% rocznie), diametralnie obniża jednak limity kosztów pozaodsetkowych, co może dać się we znaki branży pożyczkowej i bankom, jednocześnie utrudniając konsumentom dostęp do kapitału na kredyt.

W przypadku kredytów z okresem spłaty krótszym niż jeden miesiąc koszty pozaodsetkowe nie będą mogły przekroczyć 5% wartości zobowiązania.

W przypadku kredytów z okresem spłaty nie krótszym niż miesiąc koszty pozaodsetkowe nie będą mogły przekroczyć 15% kwoty zobowiązania i 6% za każdy rok trwania umowy. Co więcej, wszystkie koszty pozaodsetkowe w trakcie trwania kredytu nie będą mogły przekroczyć 45% jego wartości. Opisany limit kosztów pozaodsetkowych będzie obowiązywał przez rok, do kwietnia 2021 r.

Reklama

 

Zakończyć problem inflacji rozporządzeniem

Finalnie, skoro wiemy już, że resort rolnictwa posiada narzędzia prawne do wprowadzenia maksymalnej wysokości cen i marż za pomocą rozporządzenia, warto zastanowić się czy takie rozwiązanie może okazać się skuteczne. Z oczywistych względów pomysł ustawowej „walki z drożyzną” wywołuje wiele emocji i nasuwa bezpośrednie skojarzenia z czasami, które już minęły. Jednym z najbardziej znanych przykładów podobnej interwencji w przeszłości była słynna „Bitwa o handel”, jak nazwano politykę gospodarczą prowadzoną przez komunistyczną Polską Partię Robotniczą w latach 1947-49. Jej głównym założeniem była właśnie walka z drożyzną i wprowadzenie surowych kar (nawet do 5 lat pozbawienia wolności) dla prywatnych przedsiębiorców, którzy w opinii rządu zawyżali ceny sprzedawanych produktów.

Oczywiście, bezpośrednie zestawianie pomysłu wprowadzenia cen maksymalnych na wybrane produkty w 2020 r. z „Bitwą o handel” byłoby sporym nadużyciem, nie da się jednak ukryć, że i dziś tak radykalna ingerencja w rynek niesie ze sobą poważne konsekwencje.

Zgodnie z ustawą, ceny maksymalne mogłyby być ustalane na podstawie wysokości cen z okresów poprzedzających wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, czyli najpóźniej z lutego 2020 r. Wprowadzenie górnej granicy cenowej dla produktów rolnych może skutkować tym, że dla wielu producentów i sprzedawców działalność może okazać się nierentowna - koszty produkcji nie spadną dzięki rozporządzeniu ministra, zaś marże w tym sektorze są niewielkie. Dość szybko doprowadzi to do spadku podaży, przy zachowaniu popytu na dotychczasowym poziomie, co jak wiadomo jest czynnikiem stymulującym wzrost cen. Oznacza to, że rządowe wysiłki w celu zatrzymania podwyżek mogą przynieść dokładnie odwrotny skutek - stan zagrożenia epidemicznego kiedyś zostanie przecież zniesiony, zaś ustawa o przeciwdziałaniu Covid-19 przestanie obowiązywać. Tym samym ceny produktów zostaną „uwolnione”, co może skutkować ich drastycznym wzrostem. Zamiast proponować krótkowzroczny interwencjonizm, rząd powinien skupić się na rozwiązaniach systemowych, które m.in. złagodzą skutki powtarzających się co roku susz, a także w odpowiedzialny sposób gromadzić rezerwy strategiczne. Takie działania nie są jednak zbyt atrakcyjne dla przeciętnych wyborców, wprost przeciwnie do „walki z drożyzną”.

URL Artykułu

Reklama

 

Czytaj więcej