Materiał z serii: “Piotr Kuczyński dla iWealth”
A tymczasem w Polsce uwagę zwrócono na szokujące dane o inflacji CPI. Wstępny odczyt GUS pokazał, że w październiku wzrosła ona o 6,8% r/r, czyli więcej niż oczekiwane i też wysokie 6,4%. Drożała przede wszystkim energia (paliwa, nośniki energii) oraz żywność.
Reakcja rynku akcji była łatwa do przewidzenia. Ceny akcji banków rosły jak na drożdżach. Cały sektor (jego indeks) zyskał 3,1%, ustanawiając nowy rekord wszech czasów. Przesada? Oczywiście, ale takie przecież są współczesne rynki. Dzięki temu (i dzięki początkowi sesji na Wall Street) udało się zakończyć dzień zwyżką WIG20 o 0,52%, co zakończyło trzysesyjną serię spadkową tego indeksu.
Wydawałoby się, że wszystko jest na drodze do dalszego wzrostu, ale początek tygodnia mógł zaskoczyć. WIG20 co prawda rozpoczął we wtorek sesję od wzrostu, ale potem obniżał się i na około 90 minut przed końcem sesji tracił nawet 0,6%. Takie zachowania w oczekiwaniu na zwyżki w USA (po rekordach w poniedziałek) i w sytuacji, kiedy indeksy na innych giełdach europejskich rosły (niemiecki XETRA DAX dążył ku rekordowemu poziomowi) wyglądało dziwacznie.
Jedynie sektor bankowy nadal bronił honoru byków. Ostatnie 90 minut należało jednak do popytu, dzięki czemu udało się zakończyć sesję w miarę przyzwoicie, czyli zwyżką WIG20 o 0,1%, ale rynek prezentował się bardzo słabo, a sygnału końca korekty nie dało się dopatrzyć. Dość śmiesznie wyglądało zachowanie banków w środę po decyzji RPP o podwyżce stóp (o tym niżej). Teoretycznie podwyżka powinna pomagać bankom, ale indeks bankowy zabrnął już tak wysoko, że ceny akcji banków zaczęły nurkować, obciążając indeks WIG20, który stracił 1,14%. Była to klasyczna realizacja zysków zgodna z zasadą „kupuj pogłoski, sprzedawaj fakty”.
Chwilowość tej reakcji rynku widać było od początku sesji czwartkowej, kiedy to indeks sektora bankowego zyskiwał dobrze ponad trzy procent (wymazując środowy spadek) i podnosząc o ponad dwa procent WIG20. Skończyło się zwyżką indeksu o 2,47% i co prawda sygnału końca korekty jeszcze nie ma, ale jest to spora zaliczka.
Polski rynek walutowy i decyzje RPP
Wydarzeniem piątku 29.10 mogło być to, że agencja Moody’s zaktualizuje ocenę ratingu Polski. Nie zrobiła tego. Wielu obserwatorów rynku uważa, że Moody’s potwierdza wysoką ocenę Polski. Według mnie tak nie jest. Po prostu nie aktualizuje oceny, bo nie wie, co ma zrobić. Pamiętać trzeba, że Moody's już wcześniej ostrzegał, że konflikt z UE jest groźny dla ratingu.
Poza tym agencje ratingowe nie inwestują - wystarczy spojrzeć na kurs złotego, żeby zobaczyć ocenę. W piątek duży spadek EUR/USD oczywiście przecenił złotego do dolara i franka, ale delikatnie umocnił w stosunku do euro. Reakcja po danych o bardzo wysokiej inflacji w oczekiwaniu na kolejną podwyżkę stóp takie zachowanie naszej waluty pokazywało jej słabość.
Interesujący jest przykład CHF/PLN – do poniedziałku rósł, ale przede wszystkim dlatego, że frank szybko umacnia się w stosunku do euro (spada EUR/CHF). Szukałem wyjaśnienia tego, że frank się tak umacnia, ale dość o nie trudno. SNB nie ma zamiaru jeszcze długo zmieniać swojej ultraliberalnej polityki. Skąd więc ta moc franka? Ucieczka przed jakimś zagrożeniem? Stawiam znaki zapytania, bo nie znam odpowiedzi – widzę jedynie skutki.
Dopiero we wtorek, przed środowym końcem posiedzenia FOMC i RPP złoty nieco zyskał i to mimo tego, że spadł kurs EUR/USD. Szczególnie mocno zyskał właśnie do franka, ale tylko dlatego, że mocno wzrósł kurs EUR/CHF (euro umocniło się do franka.
W środę również RPP (podobnie jak Fed w USA) podejmowała decyzję o poziomie stóp procentowych. Tym razem trudno było przewidzieć, jaka będzie decyzja. Można jedynie powiedzieć, że podwyżka stóp pomogłaby złotemu i zwiększyła zyski banków (o reakcji banków powyżej), a brak tej podwyżki podziałałby odwrotnie. Okazało się, że Rada poszła drogą „jastrzębich” prognostów i podniosła stopy o 0,75 pkt. proc. (do 1,25%). Już tylko 0,25 pkt. proc. zostało do przed pandemicznego poziomu.
Podwyżka oczywiście nie będzie miała żadnego wpływu na inflację. Zazwyczaj ma wpływ po około 6 miesiącach, ale i tego trudno oczekiwać przy wysokiej inflacji i niskich stopach. Jest to jednak po pierwsze sygnał mówiący o tym, że Rada widzi problem rosnącej inflacji i chce z nią walczyć, co powinno zmniejszyć oczekiwania inflacyjne, a po drugie może pomóc w umocnieniu złotego i tą drogą przysłużyć się hamowaniu inflacji.
W środę odbyła się też konferencja prezesa NBP Adama Glapińskiego i (jeśli pominąć barwne sformułowania i treści pod hasłem „jestem najlepszy na świecie”) dowiedzieliśmy się, że Rada nadal unika określenia „początek cyklu podwyżek”, co może osłabić trend do umacniania złotego.
Widać to już było w czwartek, kiedy kolejne słabe dane z Niemiec (zamówienia w przemyśle we wrześniu wzrosły o 1,3%, a nie o prognozowane 2% i dane z poprzedniego miesiąca skorygowano w dół) doprowadziły od rana do znacznego osłabienia euro w stosunku do dolara, co przeceniało złotego. Na razie nie widać sygnału zmiany trendu. Nawet nieoczekiwanie duża podwyżka stóp w Czechach (z 1,5 na 2,75% przy inflacji 4,9%), co nasz rynek mógł przyjąć jako zapowiedź podobnej akcji w Polsce, nie pomogła naszej walucie.