Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

wszystko o sprawie WGI

Jest taki gorzki żart związany z przestępstwami na rynku finansowym, który ma obrazować różnice pomiędzy USA a Polską. Gdy ktoś w Stanach dopuszcza się nadużyć finansowych na ogromną skalę, to proces trwa rok, a wyrok wynosi 100 lat. A u nas? Odwrotnie - proces trwa sto lat, a wyrok? No cóż… Sprawa upadku Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej to właśnie jeden z przykładów tego, że takie żarty jak ten powyższy nie biorą się znikąd.

WGI, czyli klęska wymiaru sprawiedliwości

Sprawa Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej to jedna z największych porażek wymiaru sprawiedliwości i organów nadzoru finansowego w ostatnich latach, ciągnąca się niemal od dekady. Gdy już wydawało się, że sprawa jest zamknięta i polskie sądy nie będą w stanie ukarać trzech założycieli WGI, którzy świadomie wprowadzali w błąd swoich klientów, pojawiło się światełko w tunelu.

Ale po kolei - sprawa WGI toczyła się przed warszawskim sądem okręgowym od 2013 roku, co oznacza że musiało minąć aż sześć lat od upadku domu maklerskiego zanim sprawa trafiła na wokandę. I to mimo tego, że upadek WGI był jedną z głośniejszych afer tego rodzaju - w wyniki bankructwa domu maklerskiego poszkodowanych było niemal 1200 inwestorów indywidualnych, których łączne straty są szacowane na niemal ćwierć miliarda złotych. Do dziś nie odzyskali chociażby części swoich pieniędzy.

To właśnie z uwagi na wielowątkowość i zawiłość sprawy, jak i opieszałość oraz ewidentne błędy organów, klienci WGI zaczęli szukać pomocy prawnej. Część zgłosiło się do naszej kancelarii. W ramach działań pro publico bono skierowaliśmy do Sądu Okręgowego w Warszawie pismo, w którym unaoczniliśmy wyjątkową opieszałość prokuratury i zaniedbania ABW. Ponadto zwróciliśmy uwagę sądu, że organy ścigania całkowicie zignorowały tropy prowadzące do rajów podatkowych. Pomimo, że akt oskarżenia zawierał wiele wskazań, iż działalność WGI nosiła znamiona piramidy finansowej, wnioski śledczych podążyły w innymi kierunku. W konsekwencji, z trudnych do zrozumienia przyczyn, członkom zarządu WGI nie postawiono wprost zarzutu oszustwa, a jedynie wyrządzenia szkody w obrocie gospodarczym – zauważa mec. Robert Nogacki, partner zarządzający kancelarią prawną Skarbiec

Po siedmiu latach procesu, w listopadzie 2020 roku, sąd okręgowy w Warszawie uniewinnił trzech założycieli Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, uznając że nie dopuścili się oni niegospodarności wielkich rozmiarów. Co więcej, wcześniej postawiony był im również zarzut oszustwa, który także został odrzucony przez sąd - w maju 2019 roku warszawski sąd okręgowy umorzył proces z powództwa Komisji Nadzoru Finansowego przeciwko WGI. W uzasadnieniu można było przeczytać, że sprawa została umorzona, bo KNF - zdaniem sądu - nie zweryfikował listy 614 poszkodowanych osób, które rzekomo miał reprezentować.

Reklama

Wydawało się, że sprawa Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej jest już zamknięta, a założyciele upadłego domu maklerskiego pozostaną bezkarni. Musiały minąć niemal dwa lata od wyroku uniewinniającego szefów WGI, by pod koniec czerwca 2022 roku sąd apelacyjny w Warszawie uchylił wcześniejszy wyrok sądu okręgowego. Na uwagę zasługują mocne słowa sędziego Jerzego Ledera, który był przewodniczącym składu apelacyjnego: „To jest nawet nie porażka, ale klęska wymiaru sprawiedliwości. To przykład jak sąd nie powinien pracować”. Wg sądu apelacyjnego materiał dowodowy obciążający oskarżonych założycieli WGI został pominięty przez sąd okręgowy, w dodatku bez podania konkretnej przyczyny. Dlatego też proces WGI ruszy od nowa i to po raz kolejny w sądzie pierwszej instancji. Pierwsza rozprawa przed sądem okręgowym w Warszawie zaplanowana jest na 17 maja.

Czytaj również: Zapomniana wielomilionowa afera, obnażająca fasadowość medialnych autorytetów i nieudolność KNF

 

Tłuste lata WGI

Historia Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej sięga drugiej połowy 1998 roku. Wówczas powstała spółka Ramsed, założona przez trzech dwudziestodwuletnich studentów - Macieja S., Łukasza K. i Arkadiusza R., chcących podbić rynek funduszy inwestycyjnych, oferując klientom detalicznym coś nowego. Rok później spółka przyjęła nazwę Warszawska Grupa Inwestycyjna, pod którą figurowała do końca swojej działalności. Firma początkowo działała na podstawie umów pośrednictwa finansowego, inwestując pieniądze swoich klientów na rynku walutowym Forex, który wówczas był jeszcze całkowicie wyjęty spoza regulacji w Polsce.

WGI korzystała z lewarowanych kontraktów i dość szybko udało jej się pozyskać sporą grupę klientów, co nie powinno specjalnie dziwić. Nowy gracz na rynku osiągał wyniki, które były poza zasięgiem większości TFI, nawet tych mających w ofercie fundusze realizujące ofensywne strategie wysokiego ryzyka. Dla przykładu, w 2000 r. Warszawska Grupa Inwestycyjna wykręciła niemal 60% stopę zwrotu, rok później było to ponad 35%, zaś w 2002 r. niemal 22%. WGI pierwsze lata swojej działalności regularnie zamykał z dwucyfrową stopą zwrotu, aż do 2004 roku. Wyniki były bardzo dobre, dlatego też spółka nie miała problemów z napływem kapitału od nowych klientów, których liczba szybko przekroczyła 1000 osób.

Czytaj również: Patologia TFI w czystej postaci

 

Amerykańskie nieruchomości polskiego funduszu

Na początku 2003 r. WGI podjęła współpracę z amerykańskim brokerem Wachovia Securities (obecnie Wells Fargo Advisors), która w praktyce polegała na późniejszym przekazaniu mu wszystkich środków swoich klientów. Ci jednak nie wiedzieli w jaki sposób lokowane są ich fundusze, ponieważ inwestycja polegała na zakupie obligacji spółki zależnej WGI Consulting. Ta zaś przekazywała pieniądze Wachovii, która inwestowała je na amerykańskim rynku nieruchomości, kupując opuszczone osiedla, które były następnie rewitalizowane i wynajmowane w ramach federalnych programów pomocy najbiedniejszym obywatelom.

Reklama

Inwestycja była dość ryzykowna, a portfel WGI kompletnie niezdywersyfikowany, w dodatku klienci do końca nie wiedzieli jak lokowane są ich pieniądze. Co więcej, wycena ich osobistych rachunków była wyliczana z uwzględnieniem… prognozowanych zysków.

Na początku 2004 roku doszło do zmiany prawa, w wyniku której pośrednictwo finansowe zostało uznane za działalność maklerską, wymagającą uzyskania licencji od Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (która we wrześniu 2006 roku została rozwiązana na rzecz nowo powstałej KNF). WGI otrzymała licencję maklerską jeszcze w 2004 roku, a w kwietniu 2005 roku spółka zmieniła nazwę na WGI Dom Maklerski.

Wtedy też ruszyła marketingowa machina Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej. O spółce zrobiło się głośno w mediach, do dziś zresztą w sieci można znaleźć artykuły z archiwów gazet finansowych, w których WGI chwalona jest za dobre wyniki, innowacyjną ofertę i talent trzech młodych założycieli spółki, wymienianych zresztą z nazwiska.

W radzie nadzorczej należącej do grupy kapitałowej spółki WGI TFI zasiadała m.in. ekonomistka i założycielka Konfederacji Lewiatan Henryka Bochniarz, były minister spraw zagranicznych i członek RPP Dariusz Rosati czy ekonomista prof. Witold Orłowski. Przez rady nadzorcze spółek związanych z WGI przewinęli się również czołowi ekonomiści, tacy jak Bohdan Wyżynkiewicz czy Tomasz Szapiro. Głównym analitykiem WGI został znany już wówczas ekonomista Piotr Kuczyński. Oprócz tego, WGI od 2005 r. wydawało własny miesięcznik „Inwestor Finansowy”, w którym oprócz komentarzy i artykułów znanych ekonomistów i publicystów znaleźć można było reklamy kontekstowe samego WGI, co jak na tamte czasy było bardzo innowacyjnym podejściem.

Wszystko to tworzyło obraz solidnego i rzetelnego funduszu, któremu warto powierzyć pieniądze w zarządzanie.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że żadna z wymienionych wyżej znanych postaci ze świata ekonomii i polityki nie brała czynnego udziału w działalności samych spółek, jednak dla każdej z nich powiązania z WGI pozostaną pewną rysą w życiorysie. Jak później zeznawał w sądzie prof. Witold Orłowski, zasiadanie w radzie nadzorczej WGI było dla niego nauczką na przyszłość, po której nie przyjmuje już tak chętnie podobnych propozycji.

Czytaj również: Niepokojące informacje z amerykańskiego rynku nieruchomości – czy będzie powtórka kryzysu z 2008?

Reklama

 

Zbyt dobry, by upaść?

Problemy Domu Maklerskiego WGI były ogromnym zaskoczeniem dla rynku i przede wszystkim dla jego klientów, których łącznie w momencie upadku spółki było niemal 1200.

Co poszło nie tak?

Wprawdzie WGI miał w swojej ofercie różne fundusze, w tym również o relatywnie niskim profilu ryzyka (o nazwach takich jak: WGI Gwarancja czy WGI Stabilny), jednak na początku 2006 roku ponad 90% portfela DM stanowiły… obligacje korporacyjne wyemitowane przez wspomnianą już spółkę WGI Consulting, która miała tych samych właścicieli. Chodziło o to, by ominąć regulacje KPWiG (ówczesnego KNF) i przetransferować kapitał klientów do Wachovia Securities.

Ten proceder udało się jednak utrzymywać w tajemnicy dość krótko, bo już w połowie 2005 r. zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez WGI DM, które miało polegać na… nielegalnym prowadzeniu funduszu inwestycyjnego. Co ciekawe, regulator zdecydował się na cofnięcie licencji maklerskiej WGI DM i ostrzeżenie inwestorów dopiero rok później, 4 kwietnia 2006 r., tuż po pierwszych artykułach prasowych opisujących nieprawidłowości w domu maklerskim.

WGI straciło licencję m.in. za wprowadzanie w błąd klientów w kwestii stanu ich rachunków, niekorzystne zarządzanie powierzonym kapitałem, brak nadzoru wewnętrznego, nieutrzymywanie wskaźników finansowych na wymaganym poziomie, czy brak procedur dotyczących przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy (AML). Było to równoznaczne z tym, że spółka po utracie licencji musiała rozwiązać wszystkie umowy z klientami i zwrócić ich środki. Ci zaś błyskawicznie zaczęli domagać się zwrotu swoich pieniędzy, spółka jednak tłumaczyła się, że realizacja tak dużej liczby wypłat zajmie sporo czasu Problem w tym, że w czerwcu 2006 roku sąd ogłosił upadłość WGI, a kilka miesięcy później WGI Consulting. Klienci nie odzyskali pieniędzy do dziś, prawie dwie dekady później. Liczba poszkodowanych klientów WGI to niemal 1200 osób, zaś ich straty zostały oszacowane na niemal 248 mln złotych.

Mec. Robert Nogacki z kancelarii Skarbiec przypomina, że: władza publiczna może ponosić odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu tej władzy. Odpowiedzialność podmiotów władzy publicznej co do zasady może powstać w każdej dziedzinie życia gospodarczego a  polskie prawo daje możliwości egzekwowania odpowiedzialności odszkodowawczej od władzy publicznej. W tym kontekście warto mieć na względzie wyrok Sądu Najwyższego z dnia 10 grudnia 2003 r. V CK 11/03 tj. Skarb Państwa ponosi na podstawie art. 417 § 1 KC odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie funkcjonariusza państwowego przy wykonywaniu powierzonej czynności w ramach wykonywania władzy publicznej, przy czym przyjęcie tej odpowiedzialności nie jest uwarunkowane stwierdzeniem winy funkcjonariusza. Daje to poszkodowanym mocne instrumenty prawne w walce z działaniami władz. Nie zmienia to faktu, że z uwagi na wielowątkowość sprawy WGI i jej złożony charakter należy uzbroić się w cierpliwość. Niemniej jednak nie składamy broni – nadal walczymy o sprawiedliwość wobec poszkodowanych.

Czytaj również: Jak schrzanić nadzór finansowy?

Czytaj więcej