Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Wojciech Świder

Dawid Augustyn w rozmowie z Wojciechem Świdrem, doktorem nauk ekonomicznych i wykładowcą na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Rozmowa dotyczy sposobów na walkę z inflacją i prognoz wzrostu cen w najbliższych miesiącach. Wywiad został zarejestrowany na konferencji XTB Investing Masterclass, która odbyła się w Warszawie 26 października.

 

 

Chcesz otrzymać darmowy dostęp do wszystkich nagrań z konferencji XTB Masterclass 2022?

Reklama

KLIKNIJ

 

Dawid Augustyn: Jakimi narzędziami realnie dysponuje Rada Polityki Pieniężnej? Chodzi oczywiście o narzędzia służące do walki z wysoką inflacją. Które z nich jest najskuteczniejsze?

Wojciech Świder: Rada Polityki Pieniężnej przede wszystkim ustala stopy procentowe, co jest podstawowym instrumentem polityki pieniężnej, który jednocześnie determinuje inne. Stopy procentowe mają za zadanie kontrolować dynamikę wzrostu cen, ale problem jest taki, że inflacja, którą mamy dzisiaj wynika z co najmniej kilku czynników. Są to oczywiście niemal zerowe stopy procentowe w Polsce w czasie pandemii koronawirusa, wysokie wydatki publiczne, ale również zerwanie globalne łańcuchy dostaw, a także czynnik energetyczny - czyli wzrost cen surowców. Ten czynnik energetyczny od jakiegoś czasu jest największym winowajcą wysokiej inflacji. Z tymi czynnikami zewnętrznymi Narodowy Bank Polski nie może za bardzo walczyć w sposób bezpośredni. Może oczywiście podnosić stopy procentowe, tym samym zmniejszając podaż pieniądza i zniechęcając ludzi do oszczędzania.

Jeżeli dziś inflacja wynosi prawie 18%, a lokaty dają nie więcej niż 8% w skali roku, to wiadomo, że trzymanie pieniędzy po prostu się nie opłaca. Niedługo może dojść nawet do takiego paradoksu, że kredyt z karty będzie kosztował nas mniej niż wynosi inflacja, więc teoretycznie opłacałoby się korzystać na co dzień z karty kredytowej, płacić odsetki, żeby kupować bieżące produkty i usługi, bo ich ceny będą rosły szybciej niż koszt obsługi długu. Nie wiemy oczywiście jaka będzie inflacja w przyszłości, ale już teraz jesteśmy w takim momencie, w którym po prostu odkładanie pieniędzy na lokatach czy rachunkach oszczędnościowych się po prostu kompletnie nie opłaca. To zaś oczywiście wspiera wydatki - inflację można byłoby ograniczać dużo szybciej, gdyby stopy procentowe NBP były dużo wyższe.

Reklama

Tutaj jednak pojawia się kwestia samych kosztów społecznych i gospodarczych. Wiadomo, że z inflacją samą w sobie można poradzić sobie w miarę szybko, ale na drugiej szali mamy wzrost bezrobocia, bankructwa przedsiębiorców, więc tak naprawdę nie jest do końca jasne jak bardzo chcemy zwalczyć inflację szybko. Zgodnie z ustawą o banku centralnym, NBP jest zobligowana do tego, by w pierwszej kolejności dbać o stabilność cen. NBP zgodnie z tym powinien w pierwszej kolejności walczyć z wysoką inflacją, a dopiero potem skupiać się na wzroście gospodarczym. W tym momencie jest to u nas trochę odwrócone, co jest sporym problemem.

 

Wakacje kredytowe, obniżki VAT-u, zamrożenie cen energii to rządowe działania, które inflację utrwalają. Czy bez nich inflacja byłaby zauważalnie niższa? Czy to tak nie działa?

Rzeczywiście na obecny poziom inflacji ma wpływ masa różnych czynników. Rząd wprowadził wspomnianą Tarczę Antyinflacyjną, która „ściąga” część VAT-u z niektórych produktów i obniża ceny mechanicznie. Gdyby nie ta Tarcza, to oczywiście obecnie ceny byłyby jeszcze wyższe, ale problem jest taki, że ta rządowa tarcza będzie musiała kiedyś zostać odwołana. I to już samo w sobie podbije ceny. Tarcza sprawia więc, że inflacja obecnie jest trochę niższa niż byłaby bez tego programu, ale potem niestety co najmniej chwilowo podbije poziom cen, gdy dojdzie do jej zniesienia. Mamy też Wakacje Kredytowe.

Rada Polityki Pieniężnej podnosi stopy procentowe, aby sprawić że ludzie będą wydawać mniej pieniędzy na konsumpcję. Jeżeli muszę więcej wydawać na obsługę dotychczasowego zadłużenia, to wiadomo, że mniej wydam na inne cele i dwa razy zastanowię się nad jakimiś większymi wydatkami. No ale w sytuacji, w której rząd wprowadza Wakacje Kredytowe dla wszystkich bez wyjątku - i to mimo bardzo mocnych i raczej niespodziewanych podwyżek stóp w ostatnim roku - rozumiem, że rząd chce chronić tych najsłabszych kredytobiorców. Wprowadzono jednak te wakacje dla wszystkich. Tak więc mimo podwyżek stóp procentowych NBP, mamy czasowe zwolnienie ze spłaty kredytów, co prowadzi do tego, że nie wszystkie kanały polityki pieniężnej są w tym układzie drożne. Stopy są znacznie wyższe, lokaty bankowe płacą nieco więcej, zdolność kredytowa jest dużo niższa, ale przez Wakacje Kredytowe, ten kanał, który miał sprawić, że konsument ma mniej pieniędzy, to po prostu nie działa tak, jak powinno. I w tym też jest spory problem.

Reklama

 

Ostatnio pojawiły się też dane na temat tego, że Polacy nie wykorzystali Wakacji Kredytowych do tego, by nadpłacać swój obecny kredyt, a więc raczej przeznaczono je na konsumpcję. Ile średnio zajmuje wyjście z dwucyfrowej inflacji do ustabilizowania sytuacji i zbliżenia się do celu inflacyjnego NBP?

Nie ma tutaj oczywiście jasnej odpowiedzi, bo trzeba zdawać sobie sprawę z tego, co sprawia że inflacja jest tak wysoka. Wiadomo, że są takie inflacje, które są podwyższone chronicznie, na przykład w Ameryce Południowej, co jest spowodowane przede wszystkim słabością instytucji publicznych. Choć nie ma tam tak mocno sprecyzowanych granic tego, co bank centralny może, a czego już nie. Rządy tamtych krajów wykorzystują banki centralne do finansowania swojego budżetu, co sprawia że przyczyna wysokiej inflacji ma charakter instytucjonalny. W Polsce - też możemy powiedzieć, że obecnie instytucje może nie do końca działają tak, jak wynikałoby to z ustawy - jednak prezes Adam Glapiński na konferencji prasowej mówiący wprost, że nie będzie dalszych podwyżek stóp, bo nie można ograniczać wzrostu gospodarczego. I to mimo tego, że on zgodnie z ustawą jest zobligowany do tego, by w pierwszej kolejności walczyć z inflacją.

Wiadomo, że jest w Polsce problem z tymi instytucjami i wiadomo też dlaczego prezes NBP jest niechętny dalszym podwyżkom stóp NBP. Nie da się jednak ukryć, że jest to sprzeczne z wytycznymi ustawy o NBP, tak przynajmniej uważam. Obecnie inflacja w Polsce jest napędzana w dużej mierze przez wysokie ceny energii i paliw. Tych czynników było jednak więcej - mieliśmy stopy procentowe nawet na poziomie 0,1%, co dla Polski było wartością wręcz absurdalną. Polityka monetarna i fiskalna dołożyły całkiem sporo do obecnego stanu rzeczy. Nie można więc powiedzieć, że podwyższone ceny to wyłącznie wina „putinflacji” i rząd oraz NBP są święte i zrobiły wszystko, co mogły, by nie doprowadzić do tak wysokiej inflacji. Mamy zarówno kwestie rządu, NBP, jak i wspomnianej już Rosji. Trudno jest przewidzieć jak szybko inflacja będzie spadać, bo nie wiemy co wydarzy się z cenami energii i kiedy zejdziemy chociażby do jednocyfrowego tempa wzrostu cen.

Jeżeli sytuacja za naszą wschodnią granicą zaogniłaby się jeszcze bardziej, załóżmy że Rosjanie wysadziliby np. kolejny gazociąg, to byłoby jeszcze gorzej, inflacja wzrosłaby jeszcze bardziej.

Reklama

Jeżeli w obliczu kapitulacji Rosji doszłoby do zmiany władzy na Kremlu, część reparacji wojennych wypłaconoby np. w surowcach, to sytuacja by się poprawiła. Inflacja energetyczna jest bardzo trudna do prognozowania. Wystarczy popatrzeć na projekcje inflacji sprzed roku czy dwóch lat - wszystkie są dziś wręcz śmieszne. W warunkach tak zmiennych cen energii nikt nie przewidzi tego ile zajmie dojście do niższej inflacji, ale pamiętajmy o tym, że inflacja to dynamika cen, a nie poziom cen. Więc w konsekwencji, jeśli tak wysokie ceny jak dzisiaj będą obecne dokładnie za rok, to przecież wtedy inflacja wyniesie równe… 0%. Z każdym miesiącem w kolejnym roku efekt wysokiej bazy będzie działał na odczyty, bo już i tak rok wcześniej było drogo. Tak więc nie ulega wątpliwości, że w przyszłym roku inflacja będzie hamować.

Nie zapominajmy też o kwestii wynagrodzeń - jeżeli pracownicy widzą jaka jest inflacja, to naturalnie domagają się podwyżek już teraz albo już za jakiś czas. Tak więc czynniki proinflacyjne będą nam jeszcze towarzyszyć długi czas.

 

Czy scenariusz turecki w Polsce jest w ogóle możliwy? Jaki może być szczyt inflacji w naszym kraju?

Moim zdaniem nie ma takiego zagrożenia, bo jednak jesteśmy w Unii Europejskiej i ta siła instytucji jest dużo wyższa niż np. w Turcji czy Argentynie. Mamy jednak już znacznie ponad 20% inflację chociażby w państwach bałtyckich, ale to akurat wynika z tego, że te kraje są w strefie euro, więc nie mogą regulować swojej polityki pieniężnej za pomocą stóp procentowych. Rośnie im bardzo koszt energii i nie mogą samodzielnie podnieść kosztu pieniądza, ale to wciąż nie doprowadzi do inflacji znanej chociażby z Turcji. Żeby osiągnąć takie niebotyczne poziomy dynamiki wzrostu cen, trzeb aby prowadzić ewidentnie złą politykę monetarną, na przykład ciąć stopy procentowe, wtedy gdy rośnie inflacja, jak robi to Erdogan. Nawet samo to, że głowa państwa w Turcji de facto steruje całą polityką monetarną i dowolnie zmienia kolejnych prezesów banku centralnego ewidentnie świadczy o słabości instytucji.

Reklama

U nas też jest problem z tym, że np. w kwestii wspomnianych Wakacji Kredytowych polityka rządu jest przeciwstawiona polityce monetarnej NBP. Nie jest to jednak posunięte do tak absurdalnych poziomów, jak obecnie ma to miejsce w Turcji. Moim zdaniem instytucje unijne, a nawet obecność opozycji, po prostu do tego nie dopuszczą. Tym bardziej, że nawet w samej Radzie Polityki Pieniężnej opozycja jest już obecna, która domaga się ostrzejszej polityki. Tak więc, im bardziej NBP będzie twierdził, że nie może ograniczać wzrostu gospodarczego i osłabiać rynku pracy, tym bardziej presja będzie narastała. Tak więc siłą rzeczy, uważam że w Polsce nie będzie to wyglądało aż tak drastycznie i nie mamy szans na turecką inflację. Trzeba jednak pamiętać, że sam fakt, iż NBP nie walczy tak mocno z inflacją, jak powinien, sprawi że podwyższoną dynamika wzrostu cen pozostanie z nami na znacznie dłużej.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Czytaj więcej