Reklama

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

spadki cen

Krótko po rozpoczęciu sesji na Wall Street na rynku pojawiła się wiadomość o gotowości Banku Japonii do kontynuacji nieograniczonych limitem zakupów obligacji w celu osiągnięcia celu, jakim jest odpowiednia rentowność tychże. Po takiej zapowiedzi nastroje na rynkach finansowych wyraźnie się poprawiły, choć wcześniej niewiele się działo pomimo serii dość niepomyślnych wiadomości. Indeksy akcji wyskoczyły w górę, zaczął tracić dolar oraz oczywiście japoński jen.

O danych makro, jakie pojawiły się do 15:30, pisałem przy okazji komentarza na otwarcie notowań w USA. Później poznaliśmy jeszcze wartość wstępną wskaźnika PMI dla przemysłu i usług Stanów Zjednoczonych. Usługowy wskaźnik okazał się niski, ale jednak relatywnie lepszy od europejskich odpowiedników. Niemniej nie to stało się motorem wzrostu. O 16:00 dane o sprzedaży domów na rynku pierwotnym także nie zachwyciły, ale czy można tu mówić o zaskoczeniu? Fakty są takie, że rynek słabsze odczyty ma już w cenach.

Na uwagę za to zasługują dwie inne publikacje, które nie pojawiają się na czołówkach medialnych przekaźników. Są to wartości wskaźników nastrojów inwestorów indywidualnych. Czwartki to dni, gdy wyniki swoich ankiet publikują organizacje zrzeszające inwestorów indywidualnych w USA i Polsce. Podział głosów w obu przypadkach jest ciekawy i dający do myślenia. Okazuje się bowiem, że na polskim rynku panuje równowaga między tymi, którzy zakładają możliwość wzrostu cen w ciągu najbliższych 6 miesięcy, a liczbą tych, którzy zakładają ich spadek w tym horyzoncie. Historycznie taki rozkład głosów sprzyjał zwyżkom, bo pokazywał, że na rynku wciąż nie widać euforii. W przypadku ankiety amerykańskiej jest jeszcze ciekawiej, gdyż mamy tu wyraźną przewagę niedźwiedzi, a więc osób, które zakładają, że ceny będą spadały (24.5 proc. liczy na wzrost cen, a 50 proc na ich spadek). Teoretycznie można odnieść wrażenie, że przewaga niedźwiedzi sugeruje spadki, ale jest dokładnie na odwrót - na wynik ankiety spoglądać trzeba bowiem jak na lustro - kontrariańsko. Gdy przewaga niedźwiedzi w ankiecie jest duża, to świadczy to o tym, że wiele osób jest poza rynkiem, bądź posiada otwarte krótkie pozycje, a tym samym potencjał do wzrostu cen jest znacznie większy. Dynamiczna reakcja na wieści z Japonii, przy wcześniejszej niemrawej reakcji na słabsze dane makro, tylko takie rozumowanie zdają się potwierdzać.

Wyniki ankiet pokazują coś jeszcze. Gdy uzmysłowimy sobie, w jakim punkcie rynku ten pesymizm się ujawnia. Po marcowej dynamicznej wyprzedaży indeksy w trakcie czterech tygodni były w stanie odrobić połowę ruchu spadkowego. Skala odbicia robi wrażenie, szczególnie przy trwającej wciąż pandemii, ale praktycznie nie musi zmieniać nastawienia do głównego trendu, które nadal mogłoby być spadkowe. Mocne odbicia w trakcie bessy nie są niczym niezwykłym. Różnica jest taka, że w trakcie tych odbić dochodzi do pojawienia się fali optymizmu, że może to już koniec spadków i ten optymizm zazwyczaj jest sygnałem, że spadki jeszcze się nie kończą. Teraz jednak po odrobieniu połowy przeceny większość uczestników rynku chce być sprytna i zakłada, że wykorzysta odbicie do zbudowania krótkiej pozycji lub poczeka na wejście na pozycję długą po ewentualnym spadku cen, Problem w tym, że taki spadek może się nie pojawić. Nie twierdzę, że jakieś fali spadku jeszcze w ramach tego ruchu nie zobaczymy, bo tego nie wiem, ale wynik wspomnianych ankiet, a szczególnie amerykańskiej daje dobry argument za tym, by zamiast poszukiwać okazji do gry na spadek cen, poszukać okazji do wejścia na rynek z myślą o powiększeniu ruchu, który trwa od miesiąca. Mawia się, że trend rodzi się w bólach. Jak widać, wiara w zwyżkę nie jest powszechna, co tej zwyżce może pomóc.

Reklama

 

 

 

Czytaj więcej