Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

mpay rafał zaorski

Uczestnicy rynków nie działają w próżni. Nie ma wyłącznie kupujących, nawet jeśli jest mega hossa trwająca latami. Zawsze pojawia się jakiś chętny do sprzedaży. Podobnie w sytuacji odwrotnej, nawet gdy jest bessa i większość sprzedaje, to jest to większość, ale nie wszyscy. Nie chodzi nawet o to, że po drugiej stronie spekulujących na rynkach pojawiają się arbitrażyści, czy zabezpieczający się, mający zupełnie odmienne spojrzenie na rynek. Pojawiają się spekulanci mający inne spojrzenie na sytuację, inne techniki, inne oczekiwania. Ba po dwóch przeciwnych stronach mogą się pojawić wybitni traderzy, z których w danym momencie straci wyłącznie jeden z nich, ale w długim terminie obaj są skutecznymi, zyskującymi systematycznie graczami.

Gdy Richard Dennis opracował swoją strategię wybić z kanału i długoterminowej gry z trendem, to ze względu na jego aktywność szkoleniową oraz fakt, że był obserwowany przez wielu innych uczestników (fizycznego jeszcze wówczas) parkietu, pojawili się tacy, którzy postanowili wykorzystać wiedzę o metodzie Dennisa. W szczególności tego, w jaki sposób i gdzie umieszcza zlecenia stop. Aktywa Dennisa były na tyle duże, że aktywowanie stopów powodowało przesunięcie rynku. Jego metoda nazywana „metodą Żółwia” została więc rozpracowana, choćby przez Lindę Bradford Raschke, która postanowiła „ugotować” Dennisa. Tak powstała strategia zwana „zupą z żółwia”, o której na blogach pisał Tomek Symonowicz (Zupa z żółwia).

[polecam również wywiad z L.B. Raschke przeprowadzony przez Jacka Lemparta]

Nie mogę sobie przypomnieć, kto opowiadał o tym, że gdy Nick Leeson w 1995 roku otwierał kolejne długie pozycje na Nikkei licząc na wzrost cen, po drugiej stronie z zainteresowaniem coraz większa grupa traderów zajmowała pozycje przeciwstawne. Już nie dlatego, że wiedzieli, że Leeson jest geniuszem i wie coś więcej, tylko przeczuwali, że coś pójdzie nie tak. I w pewnym momencie będzie zmuszony likwidować coraz większą pozycję.

Reklama

Niemal podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Yasuo Hamanaki zwanym „Mr Copper”, który w 1996 roku kontrolował niemal pięć procent światowego rynku miedzi pracując jako trader w Sumitomo Corporation. Choć organy kontrolne zdawały się tego nie wiedzieć, traderzy z parkietu doskonale o tym wiedzieli i czekali tylko na odpowiedni moment, żeby zagrać przeciwko Hamanace.

Pieniądzu Zoli, jeden z antagonistów głównego bohatera Saccarda, zanim zacznie grać przeciwko niemu na zniżkę, cierpliwie czeka.

Gundermann wstrzymywał się na razie z rozpoczęciem gry na zniżkę. Głosił teorię, że wydarzeń na giełdzie niepodobna wywoływać, można je co najwyżej przewidywać i wyzyskiwać z chwilą, gdy staną się już faktem dokonanym.

Autor powieści napisanej w połowie XIX wieku w zasadzie wyprzedza o kilkadziesiąt lat spostrzeżenie Charlesa Dowa, które stało się jednym z założeń koncepcji zwanej „teorią Dowa”, że o ile rynkiem można manipulować w krótkim terminie, to nie jest to możliwe w przypadku głównego trendu.

Dzięki Danielowi Kahnemanowi, Amosowi Tversky’emu i wielu innym psychologom zajmującym się rynkami, wiemy, że nie istnieje homo economicus, racjonalny uczestnik rynków, kierujący się wyłącznie interesem ekonomicznym. Świetnie pokazał to właśnie Emil Zola opisując (między innymi) Gundermanna – on oczywiście chce zarobić pieniądze, ale pojawiają się również względy ambicjonalne i dawne urazy, więc w pewnym momencie motywem jest chęć upokorzenia rywala – Saccarda. Pokazania mu miejsca w szeregu.

Reklama

Z kolei Saccard chce również udowodnić Gundermannowi, że jego czas się skończył. Do tego, by udowodnić swoją wyższość potrzebuje tylko jednego. Tego samego, czego potrzebował Leeson z Barings Bank, Hamanaka z Sumitomo i wielu, wielu innych. Każdy z nich potrzebował JEDYNIE jeszcze więcej pieniędzy, na kupowanie akcji, na utrzymywanie depozytów.

mój plan odznacza się matematyczną ścisłością, wszystko jest przewidziane, aż do ostatniego centyma… Krótko mówiąc, powalimy wreszcie tego przeklętego Gundermanna!… Dajcie mi tylko czterysta, pięćset milionów, a zdobędę świat!

Być może część Czytelników wie, do czego zmierzam w dzisiejszym tekście. Niemal miesiąc temu Rafał Zaorski ogłosił publicznie, że zajmuje długą pozycję w kontraktach na WIG20. Po niedawnym spektakularnym sukcesie na rynku kryptowalut, musiało zwrócić to uwagę obserwatorów rynku. Część osób, nie do końca rozumiejących tego, że rynek to nie jest wyłącznie pasmo sukcesów, tylko mająca przeświadczenie o genialnej intuicji, dała się zwieść narracji „rynek czekają wzrosty”. Tym samym wygląda na to, że nie do końca słuchają tego, co sam Rafał Zaorski od lat powtarza. Ale zostawmy to na boku. RZ wybrał taką, a nie inną taktykę komunikacji z rynkiem – prowokującą, obrażającą, buńczuczną. Można za takim sposobem nie przepadać, niemniej uważam, że zrobił ogromnie dużo dla samej promocji rynku, i to paradoksalnie GPW, choć nie jest to już dziś (tak wynika z wypowiedzi) jego bazowy rynek, na którym działa.

W każdym razie miesiąc temu Rafał ogłosił, że kupuje kontrakty na WIG20 (w okolicach 1800), oczekując wzrostu do około 2000 punktów. Później, jeszcze wysyłał sygnały o powiększaniu pozycji, gdy nieco spadało, a później (i to ciekawe było od strony psychologicznej) nie omieszkał pochwalić się sukcesem, gdy rynek wzrósł w okolice 1850 pkt. Nie mam pojęcia, jakie są motywy Rafała Zaorskiego – te, jak wiemy mogą być złożone. Nie chcę się zajmować jego strategiami, ani zdolnościami prognostycznymi (czy też własnymi przekonaniami). 

Bardziej mnie interesuje to, co zasygnalizowałem w tytule – na rynku zawsze ktoś jest po drugiej stronie. Ktoś z innymi motywami, ktoś może również o naturze psotnika. Kto postanowi dać wyzwanie temu, kto głośno oznajmia swoje zamiary. Trochę na zasadzie, jak Linda Raschke zrobiła w przypadku Richarda Dennisa, czy powieściowy Gundermann z Saccardem – „a zobaczmy, co on na to”. Sprawdźmy, czy ma jeszcze zasoby. Rafał Zaorski może mieć już znaczącą pozycję na rynku. Co więcej ma tego świadomość, o czym świadczy jego zapowiedź utrzymywania kontraktów do dnia wygaśnięcia. Oczywiście padło „prawdopodobnie”, bo on doskonale wie, że na rynku nie ma nic pewnego i nasze pierwotne założenia mogą znacząco się zmienić. Nie wiemy więc, czy gdzieś po drugiej stronie rynku kontraktów na WIG200 nie ma jakiegoś odpowiednika Gundermanna, który czeka na odpowiedni moment, żeby również zagrać w grę, do której zaprosił Rafał Zaorski. I też trochę się zabawić.

Reklama

 

 

Chcesz więcej? Sprawdź najnowsze artykuły na blogi.bossa.pl.

Przekierowanie do artykułu

 

Reklama

Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora publikacji i nie muszą reprezentować poglądów DM BOŚ S.A. Informacje i dane zawarte w niniejszym materiale są udostępniane wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych oraz nie mogą stanowić podstawy do podjęcia decyzji inwestycyjnej. Nie należy traktować ich jako rekomendacji inwestowania w jakiekolwiek instrumenty finansowe lub formy doradztwa inwestycyjnego. DM BOŚ S.A. nie udziela gwarancji dokładności, aktualności, oraz kompletności niniejszych informacji. Zaleca się przeprowadzenie we własnym zakresie niezależnego przeglądu informacji z niniejszego materiału. Inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem

Czytaj więcej

Artykuły związane z mpay rafał zaorski