Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

inwestowanie na giełdzie

Jednym z najczęściej pojawiających się pytań w giełdowej blogosferze jest „jak żyć z giełdy?”. Panujące przeświadczenie, że rynki kapitałowe mogą łatwo zapewnić wolność finansową zawiera w sobie bardzo istotną pułapkę. Teoretycznie to jest do zrobienia, w praktyce niewielu ją osiągnie.

Pisząc przez rok książkę „Śladami Warrena Buffetta”, trzeba było przekopać się przez wątki historyczne jednej z największych legend Wall Street, jeśli nie całego kapitalizmu ostatniego stulecia. To piękna historia determinacji, konsekwencji i zarazem amerykańskiej giełdy, ale… postawiliśmy przed czytelnikiem jasne ostrzeżenie, już na okładce. Od przeczytania naszej książki, nie zostanie on drugim Buffettem. Za dużo jest na świecie obietnic, że da się łatwo zostać inwestycyjnym rekinem albo że wolność finansowa jest na wyciągnięcie ręki. Inwestowanie w długim terminie może wydawać się proste, ale nie jest łatwe. Pokazuje to nie historia Buffetta, który doszedł na sam szczyt, ale historie tysięcy, którzy poddali się po drodze. 

Czym jest wolność finansowa?

Nie ma jednej oficjalnej definicji wolności finansowej. Najczęściej jest ona kojarzona z przychodem pasywnym rozwiniętym do tego stopnia, żeby można było dosłownie leżeć do góry brzuchem i czekać aż pieniądze trafią na konto bankowe. To najpopularniejszy i zarazem najbardziej zgubny mit wolności finansowej, bo prawie wszystkie metody pomnażania pieniędzy wymagają od nas solidnego wysiłku. Zarabiającymi na nas nieruchomościami trzeba zarządzać, portfela inwestycyjnego trzeba pilnować, nie mówiąc o jego wcześniejszym zbudowaniu.

Jeśli myślimy o wolności finansowej w kategorii nie robienia niczego, to zapewne takiej nie uświadczymy. Jeśli jednak myślimy o zbudowaniu portfela giełdowego, który może przynosić nam regularne zyski, to już jesteśmy już na dobrej drodze. Jeszcze tylko trzeba obrać sensowny plan i realizować go… dobrych kilkadziesiąt lat. 

Nie wierz na pojedyncze transakcje

Reklama

Jednym z podstawowych mitów, w które łatwo uwierzyć początkującemu inwestorowi, są pojedyncze transakcje, które „ustawiają” nas na całe życie. Uwielbiamy obserwować, gdy ktoś pokazuje transakcje na milionach złotych, ale mało kiedy pytamy skąd się te miliony w ogóle na rachunku wzięły. Znacząca większość historii internetowych milionerów pokazujących ponadprzeciętne transakcje, posiadany majątek zawdzięcza działalności biznesowej. 

Analizując historie wielkich inwestorów czy milionerów z czołówek gazet, również nie znajdziemy „złotych strzałów”. Wygrywają w długim terminie, bo ich wyniki są powtarzalne, a kapitał jest ciągle reinwestowany. Tajemnicą nie jest szklana kula do przewidywania kursów cen akcji, a żelazna konsekwencja, w której biją na głowę konkurencję. Świetnie pokazuje to badanie rozpisane w „Excess Returns, A comparative study of the world's greatest investors". W 2014 r. autorzy raporty zebrali informacje o 69 inwestorach i traderach z co najmniej 10-letnim stażem inwestycyjnym. 

Najstarsi na rynku znani inwestorzy tacy jak Warren Buffett, Philip Carret czy Walter Schloss osiągali średnio między 13% a 23% rocznie. Nie wygląda to na imponujący wynik, prawda? Pamiętajmy jednak, że to średnia z kilkudziesięciu lat! Sir John Templeton przez 50 lat swojej giełdowej historii miał średnią roczną stopą zwrotu na poziomie 13,8%, a średni wynik Benjamina Grahama jest w okolicach 20%. Czy widząc te wyniki przy takich nazwiskach, nadal wierzysz, że znajdziesz w Internecie metodę dająca dużo lepsze rezultaty? 

Dywidendowa droga

Najsensowniejszym rozwiązaniem w dążeniu do wolności finansowej dzięki giełdzie, jest zbudowanie portfela dywidendowego, który bazuje na wypłacie części zysków spółek, a nie jedynie na rosnącej wycenie. To poniekąd droga Warrena Buffetta, ale… nie akcjonariuszy jego spółki. Berkshire Hathaway to spółka, która nigdy w swojej historii nie wypłaci ani dolara dywidendy. Oznacza to, że jej akcjonariusze są papierowymi milionerami. Jeśli nie sprzedadzą akcji, nigdy nie skorzystają z zarobionych setek tysięcy dolarów. Jak to się ma do wolności finansowej? Mamy środki na rachunku, ale nie możemy ich w żaden sposób wypłacić. Musi zatem pracować albo prowadzić firmę, a jego papierowa fortuna widnieje jedynie na rachunku maklerskim. Warto mieć to na uwadze budując portfel w kontekście „życia z giełdy”. 

Warren Buffett korzysta z dywidend, ale w kontekście ciągłego obiegu gotówki w firmie. Amerykanie mają nad naszym rynkiem przewagę w postaci historii i doświadczenia, ale również sama polityka dywidendowa spółek bardzo mocno zachęca do tej formy gromadzenia kapitału. Jeśli spółka wypłaca dywidendę kwartalną, to znaczy, że cztery razy w roku gotówka trafia na rachunek inwestora. Jeśli takich spółek w portfelu jest więcej niż dziesięć, to portfel w skali roku może wypłacać gotówkę dosłownie raz w tygodniu. Pieniądze z wypłaconych dywidend powinniśmy nieustannie reinwestować, ale sama wizja tak częstych wypłat w kontraście do polskich spółek jest bardzo kusząca. 

Reklama

Tajemnica dywidendowej drogi polega na konsekwencji i długim terminie. Zadanie inwestora polega na przeanalizowaniu rynku i znalezieniu spółek, w które będzie można inwestować nie w kontekście kwartału czy roku, ale dekady lub dłużej. Gdy spółki są już obrane na celowniku, zaczyna się czekanie na ich odpowiednią cenę. Inwestor dywidendowy popełnia mniej błędów, bo mu się nigdzie nie spieszy. Docelowo musi mieć jak najwięcej akcji spółek, które uznał za atrakcyjne. Można powiedzieć, że czeka na akcje niczym wybredny klient supermarketów. Jak wspominał Buffett w ostatnim liście do akcjonariuszy: „Jutro wszystko może się stać z cenami akcji. Czasami na rynku wystąpią znaczne spadki, być może o 50% lub więcej, (…) ale akcje będą znacznie lepszym długoterminowym wyborem dla osoby, która nie korzysta z pożyczonych pieniędzy i która może kontrolować swoje emocje. Inni niech się mają na baczności!"

Z kolei tajną bronią inwestora dywidendowego, który kupuje zagraniczne spółki z myślą o dywidendach jest rynek opcji. Polska giełda przymierzała się do tego pomysłu przez kilka lat, ale ostatecznie uznano, że jesteśmy zbyt młodym rynkiem żeby utrzymać zainteresowanie inwestorów. Tym samym opcje na akcje nie są u nas dostępne, podczas gdy amerykański inwestor może dużo więcej „wycisnąć” z portfela akcyjnego, wystawiając regularnie opcje. 

Bez finansów osobistych ani rusz

Historia Warrena Buffetta nigdy nie byłaby tak barwna, gdyby nie miał żadnych pieniędzy na start swojej drogi. Jednym z najczęściej pomijanych faktów o najbogatszym inwestorze na świecie jest jego obsesyjne wręcz oszczędzanie w młodym wieku. Dzięki temu, że dużo pracował i dosłownie każde zarobione nadwyżki przeznacza na inwestycje, dysponował nieproporcjonalnie dużymi oszczędnościami względem swojego wieku. To dało mu kapitał na start, który później potęgował dźwignią w postaci pieniędzy innych inwestorów, którymi zarządzał w swoim Buffett Partnership. Przemilczenie tego faktu wypacza całą historię. 

Przywodzi to na myśl trend ostatnich lat z amerykańskiej blogosfery finansowej. Coraz częściej można zobaczyć relacje z dążenia do wolności finansowej przez ekstremalne oszczędzanie. Czy można każdego miesiąca odłożyć 50% pensji? Oczywiście. Rekordzista piszący o wolności finansowej dokręcił swój wynik powyżej zasady Pareto, do 82% oszczędności. Tu też jest istotny haczyk. To ciekawa droga, ale dla dobrze zarabiających. Odłożenie 1500 zł z 3000 zł wypłaty nie sprawi, że przybliżymy się do wolności finansowej. Ale już w przypadku solidnie opłacanych pracowników korporacji, taka zasada może w kilka lat zbudować bardzo imponujący portfel bez większych wyrzeczeń. 

Milionerzy są nudni, ale skuteczni

Może nie da się powtórzyć sukcesu Warrena Buffetta, ale da się z jego finansowych i życiowych mądrości wybrać kilka zasad, które pomogą nam w codziennych finansach i wskażą drogę jak zbudować duży kapitał. Bo droga do wolności finansowej (zakładając, że naprawdę w nią wierzymy), zaczyna się od domowego budżetu i solidnego oszczędzania nadwyżek. Później jest nabywanie wiedzy i pomnażanie pieniędzy na rynku kapitałowym. Do tego optymalizacja podatkowa i tak w kółko, przez najbliższych kilkadziesiąt lat. Niby proste, ale jednak nie takie łatwe, bo dopiero po latach konsekwentnego szlifowania umiejętności i zwiększania nadwyżek widzimy efekt lub, jak kto woli, swoją upragnioną wolność finansową.

Czytaj więcej