Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

frank szwajacarski

Od dłuższego czasu można odnieść wrażenie, że Joe Biden ściga się sam ze sobą pod względem proponowania nowych bilionowych pakietów fiskalnych dla gospodarki. W innych miejscach na całym świecie również wydaje się dużo, ale nie są to tak gigantyczne kwoty, a w szczególności rządy przejmują się zbyt dużym zadłużeniem. Biden znalazł tym razem na to inny sposób – podatki. Czy faktycznie jest to odpowiednia droga?

Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych przede wszystkim chce dużych zmian w podatku od zysków kapitałowych

Ten podatek ma być podniesiony o 100%, do stawki niemal 40% dla zysków z giełdy przekraczających 1 milion dolarów. Kwota wydaje się być spora, więc nie powinna robić różnicy. Z drugiej strony płacić od takiej kwoty 400 tys. podatku, a nie 200 tys. podatku tylko dlatego, że uzyskało się przewagę na rynku dzięki swoim umiejętnościom i decyzjom? Wielu inwestorom się to nie podobało, czego wynikiem była silna wyprzedaż na Wall Street w miniony czwartek. Z drugiej strony cel tych środków jest oczywiście szczytny. Biden chce przeznaczyć 1 bilion dolarów na walkę z ubóstwem oraz edukację. 

Do tego wszystkiego Biden chce podniesienia najwyższego progu podatkowego,

czy również podnieść podatek korporacyjny. Plan ten ma zostać przedstawiony w tym tygodniu, choć wielu centrystów wśród Demokratów zasiadających w Senacie może mieć problem z tak drastycznymi podwyżkami podatków. Tak czy inaczej, wielkie programy fiskalne Bidena nie sfinansowane zostaną tylko i wyłącznie z podatków. Pozostanie ogromny dług, który może zaważyć na stabilności finansowej. Możemy wobec tego doświadczyć wybuchowego miksu: słabość rynku giełdowego ze względu na wprowadzone podatki, a do tego rosnące rentowności ze względu na dalsze ogromne zadłużenie rządu. W takim wypadku zachowanie dolara nie byłoby jednoznaczne. Niemniej niepewność co do amerykańskiej gospodarki prawdopodobnie doprowadziłaby do jego słabości.

Jak jest jednak teraz? Wall Street znajduje się na historycznych szczytach,

nie przejmując się zbytnio planami, czekając na konkrety. Dolar z kolei w kompletnym odwrocie, od czwartkowego umocnienia stracił już na wartości ok. 1% i para EURUSD notowana jest powyżej poziomu 1,2100 – pierwszy raz od początku marca. Oczywiście gospodarka USA w tym momencie wydaje się być w świetnym stanie, jednak działania Bidena w postaci chęci „ukarania" najbogatszych mogą doprowadzić do tego, że gospodarka będzie miała się ostatecznie gorzej, co wpłynie w małym stopniu na najbogatszym, a w największym jednak na tych, którzy mieliby skorzystać na najnowszych pomysłach Bidena.

Przed startem sesji w Europie za euro musimy płacić 4,5529 zł, za dolara 3,7619 zł, za franka 4,1179 zł, za funta 5,2301 zł.

Czytaj więcej