Reklama

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Bańka internetowa

Wykres amerykańskich dotcomów jest jednym z najpiękniejszych w całej giełdowej historii. Stał się on wzorcem szaleńczych zakupów kreujących bańkę inwestycyjną. Zna go prawie każdy, a kto nigdy wcześniej nie widział, ten czym prędzej powinien nadrobić zaległości, by mieć czujne oko, gdy pojawi się podobna sytuacja w przyszłości. Sprawdźmy jak powstała bańka internetowa i jakie były jej konsekwencje.

Czy to jest Mount Everest?

Wygląda bardzo podobnie, jednak to nie najwyższy szczyt świata. Przynajmniej nie ten realny.

Wykres 1Wykres 1

NASDAQ Composite doprowadził wielu inwestorów do gorączki złota. Najpierw rozbudził ich emocje i chciwość, a następnie odebrał niemal wszystko wracając w rejony rozpoczęcia ruchu wzrostowego.

Jak to się wszystko zaczęło?

Reklama

Pomimo że obecnie ciężko nam sobie wyobrazić rzeczywistość bez Internetu, to faktycznie kiedyś była to branża raczkująca. Co więcej, na początku pojawiało się wielu sceptyków, którzy jasno mówili, iż on się po prostu nie przyjmie. Clifford Stoll, dziennikarz amerykańskiego Newsweeka, napisał w 1995 roku: „Interaktywne biblioteki, multimedialne szkoły i praca z domu? To jakieś bzdury”. Nie trzeba było długo czekać, by się przekonać jak mocno się pomylił.

Wszystko zaczęło się w roku 1995, kiedy mieliśmy do czynienia z komercjalizacją Internetu (powstał na przełomie lat 60/70 jako komunikacja militarna na wypadek wojny atomowej). Aż trudno w to uwierzyć, ale miał on wtedy jedynie 18 milionów użytkowników. Liczba ta jednak systematycznie rosła, stając się tym samym ciekawym miejscem do inwestycji dla coraz większej ilości firm. Kluczowymi wydarzeniami w rozwoju Internetu było powstanie pierwszej wersji przeglądarki internetowej Netscape, systemu operacyjnego Windows 95 oraz stworzenie języka programowania Java. Mimo to, większość firm nie zdawała sobie sprawy z potencjału Internetu, a nawet nie wiedziała jak z niego korzystać. Właśnie ta pustynia inwestycyjna stwarzała ogromne możliwości. O praktycznym zastosowaniu mówili jedynie wizjonerzy. W Internecie prócz drogiego dostępu za łącze, wszystkie treści były bezpłatne. To oczywiście sprawiło, że swój kawałek tortu wypatrzyła branża reklamowa, pierwsze sklepy oraz serwisy aukcyjne. Rozwój handlu napędzał ilość użytkowników, a sukcesy pierwszych internetowych firm zachęcały kolejnych przedsiębiorców do spróbowaniu swych sił na nowym gruncie.

Spektakularny rynkowy sukces przyciągnął poszukiwaczy łatwego zysku

Do niesamowitej sytuacji doszło podczas pierwszego dnia notowań akcji korporacji Netscape. W trakcie emisji były one wyceniane na 28 dolarów za sztukę, natomiast na pierwszej sesji wystrzeliły do poziomu 75 dolarów, po czym kurs ustabilizował się na pułapie 58 dolarów. Takie zamknięcie podniosło wycenę spółki do oszałamiającej kwoty 2,9 miliarda dolarów.

To wydarzenie rozpoczęło rynkowe szaleństwo. Wszyscy zobaczyli, że Internet daje olbrzymie możliwości do spekulacyjnego wywindowania cen. Na rynku oprócz firm innowacyjnych, czy też po prostu dobrze wykonujących swoją robotę, zaczęły się pojawiać podmioty, które chciały się jedynie podpiąć pod trend popularności nowej technologii i go wykorzystać do zwielokrotnienia swojej rynkowej wartości. Mieliśmy do czynienia z istnym wysypem nowych firm nie związanych z branżą IT, ale umieszczających w swojej nazwie (.com). Stąd też wzięła się nazwa bańki dotcomów, ponieważ słowo „kropka” to po angielsku „dot” oznacza „kropka”. Dodatkowo, biznesy te nie miały wystarczającego kapitału początkowego, a czasem nawet biznesplanu. W międzyczasie oliwy do ognia dodawali dziennikarze, eksperci, analitycy giełdowi, czy też zarządzający funduszami, którzy rozpalali wyobraźnię oraz nadzieję na ogromne zyski z inwestycji w akcje takich spółek. Dochodziło do abstrakcyjnych sytuacji, kiedy to na fali mody, spółki z małą ilością klientów lub nawet w ogóle nie generujące przychodów, miały wyższe wyceny giełdowe, niż rynkowi liderzy z innych branż. Z czasem wyszło na jaw, że spółki przedstawiały zawyżone prognozy dotyczące wyników finansowych, a także przedstawiali wirtualne zyski. Jednak wielu inwestorów dało się nabrać na zapewnienia prezesów firm. To właśnie głównie inwestorów obwinia się za kryzys który wybuchł w 2001 roku, ponieważ traktowali każdą firmę z branży internetowej jak kolejny Microsoft. Jednak w praktyce spekulacyjny balon pompowany był w dużej mierze przez fundusze venture capital. Były to spółki inwestycyjne, specjalizujące się w lokowaniu kapitału w instrumenty o podwyższonym ryzyku. Chętnie finansowały firmy nawet wtedy, gdy były jeszcze start-upami. Do spółek technologicznych napływał coraz większy strumień gotówki. W 1997 roku było to 10 miliardów dolarów, w 1998 roku 20 miliardów dolarów, natomiast w 2000 roku z funduszy venture capital do spółek technologicznych trafiło 115 miliardów dolarów. Napływy gigantycznego kapitału miały doprowadzić do ogromnego sukcesu w bardzo krótkim czasie, jednak to się okazało nierealne. Zbyt optymistyczne założenia w kwestii możliwości firm technologicznych oraz hossa na rynku akcji doprowadziły do tego, że w rekordowym momencie łączna kapitalizacja spółek na giełdzie NASDAQ wynosiła 6,71 biliona dolarów.

Kubeł zimnej wody

Żadna mania nie może trwać wiecznie. Tym bardziej jeśli nie stoi na stabilnych fundamentach. Oczywiście tak samo stało się i tym razem. Powierzony przez inwestorów kapitał był przejadany lub marnowany na nietrafione inwestycje. Przykładem mogą tu być na przykład nieumiejętne kampanie reklamowe. Jak się bowiem okazuje, w 2000 roku, podczas finałowego meczu futbolu amerykańskiego Super Bowl, aż 17 z 35 reklam należało do dotkomów. Mogłoby się wydawać, że to doskonały zabieg marketingowy, jednak za tę reklamę trzeba było zapłacić średnio 2,2 miliona dolarów, natomiast jak się później okazało, już po tygodniu ruch na stronie reklamodawcy zamierał. Amerykański indeks NASDAQ grupujący spółki technologiczne, który rósł do 2000 roku jak szalony, następnie zaliczył spektakularne załamanie. Zapalnikiem było wystawienie na sprzedaż ogromnych ilości akcji własnych, zlecone przez kilka wiodących firm z branży zaawansowanych technologii takich jak Dell, czy Cisco. Wywołało to na rynku panikę wśród inwestorów, która przełożyła się na dramatyczne spadki. Notowania ze szczytu na poziomie 5048 punktów spadły do 1114 punktów, a sumaryczna strata w okresie od 2000 do 2002 roku wyniosła 5 bilionów dolarów. Dochodziło do niewiarygodnych sytuacji, kiedy to na przykład akcje spółki Microstrategy potaniały z 3500$ do 4$. Na realnym rynku doszło do armagedonu. To, że słabe firmy upadły, na pewno nikogo nie dziwi, jednak mocno ucierpiały również takie potęgi jak Microsoft, Oracle czy Cisco. Działalność zakończyła ponad połowa dotcomów założonych w latach 1995-2001. Przetrwać udało się tylko tym, które posiadały zaplecze finansowe, pozwalające przeczekać trudne czasy. Do takich spółek należały na przykład eBay, Google oraz Amazon.

Ucierpiała nie tylko branża IT

Reklama

Najgłośniejsze upadłości odbyły się oczywiście w Stanach Zjednoczonych, jednak kryzys dotknął branżę internetową na całym świecie. W Polsce indeks spółek internetowych rozpoczął szalony rajd na początku lutego 2000 roku. Jednak bańka nie trwała długo, a po załamaniu w Stanach Zjednoczonych, polski indeks powielił to zachowanie.

Wykres 2Wykres 2

Tworzenie się ogromnej ilości nowych firm z branży internetowej, generowało tysiące nowych miejsc pracy. Niektóre miasta w Stanach Zjednoczonych próbowały stać się drugą Doliną Krzemową, tworząc całą infrastrukturę. Na początku wpłynęło to pozytywnie na rynek nieruchomości, poprzez nowe inwestycje mieszkaniowe dla pracowników oraz komercyjne dla firm. Jednak wraz z falą bankructw, ludzie tracili pracę, wracali do swoich rodzinnych miast, a siedziby firm były likwidowane. Przyniosło to bardzo duże straty zarówno dla dzierżawców jak i agencji nieruchomości.

Kolejną gałęzią, która ucierpiała byli poddostawcy. W pobliżu potężnych firm informatycznych, jak grzyby po deszczu powstawały hurtownie ze sprzętem komputerowym, materiałami biurowymi, czy też zwykły catering. Większość z tych firm upadło gdy nadszedł kryzys.

Przebieg bessy oraz reakcje banku centralnego

Historia widziała już wiele załamań rynkowych, jednak to właśnie bańka internetowa była najbardziej dewastująca. Skala spadków była największa i najbardziej dynamiczna ze wszystkich manii widzianych na tradycyjnych rynkach finansowych. Porównywalny dramat rozegrał się jedynie pod koniec 2017 roku na bitcoinie oraz całym rynku kryptowalut.

Reklama

Wykres 3Wykres 3

Indeks NASDAQ osiągnął swoją maksymalną wartość 10 marca 2000 roku na poziomie 5048 punktów, a następnie wszedł w długoterminowy trend spadkowy, znoszący 78% jego wartości. Ostateczne dno notowań ustanowione zostało 9 października 2002 roku na poziomie 1114 punktów.
W tych trudnych czasach FED starał się pomóc firmom obniżając stopy procentowe. W maju 2000 roku wynosiły one 6,50% i od tamtej pory doszło do serii aż 13 obniżek. W efekcie cięć, stopy procentowe spadły docelowo do poziomu 1,0%, Taka wartość zanotowana była w czerwcu 2003 roku.

Wykres 4Wykres 4

Co by było gdyby sytuacja się powtórzyła obecnie?

Moglibyśmy się pokusić o wytyczenie projekcji opartej na analogicznym ruchu. Do takiej zabawy postawmy założenie, że szczyt indeksu NASDAQ został osiągnięty 19 lutego 2020 roku na poziomie 9838 punktów. Następnie korzystając z historycznego przebiegu notowań, idącego tą samą ścieżką co na początku XXI wieku, otrzymujemy dołek bessy wypadający 18 września 2022 roku na poziomie około 2164 punktów. Co ciekawe, gdyby kontynuować tę trajektorię, to po 5 latach od szczytu, czyli 19 lutego 2025 roku znaleźlibyśmy się w rejonie 5400 punktów.

Podobnej symulacji możemy dokonać na naszym rodzimym indeksie WIG20. Spadł on ze szczytu wyznaczonego 10 marca 2000 roku na poziomie 2510, do dna 25 września 2001 roku wynoszącego 978 punktów, a następnie wzrósł w ciągu 5 lat, czyli do 10 marca 2005 na pułap 2086 punktów. Przekładając to na dzisiejsze czasy, dołek powinien zostać osiągnięty z początkiem września 2021 roku na poziomie 821 punktów. Natomiast 19 lutego 2025, przy zachowaniu symetrii, WIG20 znalazłby się w rejonie około 1750 punktów.

Czy ktoś zyskał na bańce internetowej?

Reklama

Jak w każdej spektakularnej katastrofie, tak samo i w tym przypadku oprócz przegranych są również rynkowi zwycięzcy. Kryzys eliminuje konkurencję, dlatego na firmy, które przetrwają kryzys, czeka sowita nagroda- niezagospodarowani klienci.

Amazon to firma założona przez Jeffa Bezosa w 1994 roku. Obecnie jest ona największym sprzedawcą online na świecie. W 1995 roku zadebiutowała jako księgarnia, jednak systematycznie dodawała kolejne kategorie oferowanych produktów. W szczycie bańki internetowej cena za 1 akcje wzrosła powyżej 100$, a następnie po jej pęknięciu, zleciała poniżej 10$. Aktualnie za jedną akcję trzeba zapłacić powyżej 2400$.

Kolejną spółką, która osiągnęła niesamowity sukces był eBay. Założył ją Pierre Omidyara w 1995 roku. Jest to internetowy serwis aukcyjny oraz sklep detaliczny. Sukcesy odnosił od samego początku istnienia, ponieważ liczba aukcji z 250 tysięcy w 1996 roku wzrosła na początku 1997 roku do 2 milionów. Strategia podobnie jak w przypadku firmy Amazon, polegała na systematycznym zwiększaniu liczby kategorii. Obecnie przychody spółki wynoszą około 2,5 miliarda dolarów kwartalnie.

Następnym przykładem jest Priceline.com założone w 1998 roku. Początkowo była to witryna do zakupów biletów lotniczych. Po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku cała branża samolotowa stanęła. Nowy dyrektor generalny Jeffery H. Boyd przebudował markę wokół hoteli, a nie biletów lotniczych. Dodatkowo rozszerzył swój rynek w Europie. Obecnie Priceline współpracuje z ponad 100 tysiącami hoteli w 90 krajach.

Ciekawą firmą jest Shutterfly, która świadczy internetowe usługi tworzenia odbitek, kalendarzy fotoksiążek, kart, artykułów papierniczych oraz witryn do udostępniania zdjęć. Mierzyła się z takimi gigantami jak Kodak czy Snapfish. Obecnie te 3 firmy kontrolują 85% całego rynku.

Reklama

Niewątpliwym beneficjentem bańki internetowej był oczywiście również bank Goldman Sachs, który wprowadzał spółki na giełdę. W 1996 roku zarobił na tym 2,6 miliarda dolarów, a rok później 3 miliardy dolarów.

Niekwestionowanym autorytetem i rynkowym guru była Mary Meeker, która pełniła funkcję menadżera podczas pierwszej oferty publicznej Netscape, a także opracowywała raport trendów spółek internetowych dla banku Morgan Stanley. Stał się on „biblią” każdego inwestora w czasie boomu nowych technologii. W późniejszym czasie raport został wydany również jako książka. Po pęknięciu bańki Mary Meeker była oczerniana w prasie jako jeden z analityków, którzy zostali przesłuchani podczas dochodzenia w sprawie ewentualnego oszustwa. Nie postawiono jej żadnych oskarżeń, ale z powodu agresywnych działań inwestorów indywidualnych musiała zatrudnić ochroniarzy.

Czytaj więcej

Artykuły związane z Bańka internetowa