32 letni menadżer do spraw dostaw Marek Filipiak wyjechał do Wielkiej Brytanii 13 lat temu aby studiować, po czym osiadł tam na stałe korzystając z dynamicznie rozwijającego się rynku pracy. Po tym jak Brytyjczycy zagłosowali za Brexitem, zastanawia się czy nie wrócić do kraju wcześniej niż planował.
To nie tylko niepewność związana z tym, na jakich warunkach będą mogli na wyspach pracować ludzie z krajów członkowskich, lub nawet ostatnie ksenofobiczne incydenty odnoszące się do Polaków. Głównym powodem jego rozważań jest spadek wartości funta, który od czasu referendum stracił prawie 9% z 5,70 zł na 5,20 zł, co przełożyło się na trudności Filipiaka, który dokonuje opłat za mieszkanie w Polsce w rodzimej walucie.
„To katastrofa, jeżeli kurs funta dalej będzie spadał, będę zmuszony wrócić do kraju i tam szukać szczęścia” komentuje Marek.
Przez spowolnienie gospodarcze oraz ograniczony dostęp do pracy dla mieszkańców UE, Wielka Brytania może podkopać własny rynek pracy, który ściągnął na wyspy ponad 3,2 miliona mieszkańców Unii, w tym 800 tysięcy Polaków. Ten napływ zaczął się w 2004 kiedy Polska i 7 innych wschodnio europejskich krajów dołączyło do UE, dając jednocześnie swoim obywatelom nielimitowany dostęp do rynku pracy w Wielkiej Brytanii.
Niepokój przed imigrantami, który napędzał głosujących za Brexitem oraz Partia Konserwatywna, która obiecuje zmniejszyć napływ imigrantów, nie wpływają na pracodawców zatrudniających ludzi z UE. Wręcz przeciwnie – uspokajają ich i starają się namówić do pozostania na wyspach do czasu aż Wielka Brytania nie poczyni końcowych ustaleń z Unią.
Otwarty list do rządu
Pięć największych grup biznesowych z Wielkiej Brytanii napisało list otwarty, w którym nawołują rząd do potwierdzenia długoterminowego prawa, które objęłoby pracowników z UE. Osiemdziesięciu członków parlamentu wyszło z podobną inicjatywą.
„Ich umiejętności są kluczowe dla rozwoju naszego biznesu” takie stwierdzenie możemy znaleźć w liście. Wraz z bezrobociem na poziomie 5% pracodawcy z wysp potrzebują dostępu do pracowników z kontynentu.
Za przykład niech posłuży Mark Gorton, posiadacz fermy drobiu rocznie produkującej drób o wartości 30 milionów funtów. 60% z jego 250 osobowej załogi stanowią ludzie ze wschodniej Europy, ponieważ pracują na stanowiskach, których nie chcą lokalni Brytyjczycy, takich jak karmienie, kontrola i pakowanie.
„Mam w firmie osoby, które pracują tu od wielu lat i stanowią część rodziny. Po referendum, zatrzymują mnie w fabryce i pytają co teraz z nimi będzie” komentuje Gorton.
Obawy
Przed referendum pracodawcy oferowali pracownikom z UE stałe zatrudnienie, od czasów głosowania niepewni przyszłości pracodawcy zaczęli przestawiać się na inne formy zatrudniania takie jak krótkoterminowe umowy zlecenia.
W całej niepewności dotyczącej możliwości pracy na wyspach, okazji upatrują rząd państw wschodnio europejskich, które myślą o ściągnięciu swoich rodaków na własny rynek pracy. Polski wicepremier Mateusz Morawiecki planuje szereg zmian, które miałby zachęcić Polaków do powrotu, w tym zmianę regulacji dotyczących małych biznesów.
„Mam nadzieję, że uda się ściągnąć powrotem sześciu cyfrową liczbę Polaków” komentuje Morawiecki. „Od tego roku Polska planuje tworzyć 200 tysięcy nowych miejsc pracy rocznie, dlatego liczymy na powrót imigrantów”.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję