Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

wti brent

Cena baryłki ropy naftowej przekroczyła już 61 dolarów w przypadku gatunku Brent oraz 58 dolarów dla gatunku WTI. Po raz ostatni takie poziomy obserwowaliśmy rok temu, kiedy pandemia dopiero kiełkowała i była postrzegana przez rynki jako dość odległe zagrożenie. Cena ropy odrobiła zatem całość strat, choć popyt na nią pozostał niższy i będzie tak jeszcze pewnie przez wiele miesięcy. Dlaczego tak się stało? Wygląda na to, że OPEC odrobił lekcję z przeszłości i zdaje sobie sprawę, że jedynie dyscyplina w ograniczaniu produkcji może zapewnić odpowiednio wysokie ceny i nie narazić na szwank lokalnych budżetów.

O powtórce za 2015 roku,

kiedy OPEC za wszelką cenę walczył o udział w rynku (chcąc wyeliminować nowego gracza w postaci głównie amerykańskiej ropy łupkowej) nie ma zatem mowy. Zatem pomimo licznych nadal obowiązujących restrykcji, mających negatywny wpływ na działalność gospodarczą, na rynku ropy mamy deficyt i taka sytuacja może utrzymać się przez większość roku. Co z tego wynika? Presja na wzrost cen. Ropa poprzez ceny paliw ma nadal niebagatelne znaczenie dla koszyków inflacyjnych, a w relacji rok do roku w kolejnych miesiącach będzie droższa o ponad 100%. Oczywiście przełożenie na ceny paliw na stacjach jest dużo mniejsze (np. ze względu na podatki), ale przy podobnych relacjach obserwowanych na wielu innych rynkach surowcowych presja ta – zresztą już zauważalna w badaniach przedsiębiorstw – będzie narastać.

Nie to jest jednak kluczowe,

a to, czy przełoży się to na wzrost oczekiwań inflacyjnych. Pod tym kątem szykują się naprawdę ciekawe miesiące. Rosnące ceny surowców i efekt niskiej bazy uwidocznią się akurat w miesiącach szerokiego luzowania restrykcji, a w USA dodatkowo ogromnych transferów fiskalnych. Ogień został zaprószony, ale jego rozmiar zależy od decyzji konsumentów. Na razie wzrost rentowności obligacji w USA wyhamował, a to momentalnie osłabiło dolara.

Zbiegło się to w czasie z odbiciem pary EURUSD od poziomu 1,20,

prowadząc do dynamicznego ruchu. Tym niemniej presja inflacyjna może być w tym roku największa właśnie w USA i jest niebagatelne ryzyko, iż zmusiłoby to Fed do zmiany polityki, a przez to spowodowało umocnienie dolara. Na razie jednak dolar traci. Dziś o 9:40 euro kosztuje 4,4732 złotego, dolar 3,6850 złotego, frank 4,1410 złotego, zaś funt 5,1019 złotego.    

Czytaj więcej