Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

stan wyjątkowy

W sobotę 14 marca rząd po raz pierwszy w historii wprowadził w Polsce stan zagrożenia epidemicznego, w związku z postępującą pandemią koronawirusa. Na jego mocy zamknięto granice kraju, zawieszono międzynarodowe połączenia lotnicze, a także ograniczono działalność lokali gastronomicznych, usługowych oraz centrów handlowych. Co więcej, zakazano zgromadzeń publicznych większych niż pięćdziesiąt osób, co w oczywisty sposób utrudnia, o ile nie uniemożliwia prowadzenia kampanii wyborczej do zbliżających się wielkimi krokami wyborów prezydenckich. Z takiej sytuacji korzysta zaś obecnie urzędujący prezydent, ubiegający się o reelekcję. Rząd jak dotąd konsekwentnie milczy na temat ewentualnego przesunięcia wyborów. Sprawę rozwiązałoby wprowadzenie - podobnie jak w innych krajach - stanu nadzwyczajnego, jednak jak na razie nie ma co na to liczyć.

 

Sytuacja zbyt mało wyjątkowa na stan wyjątkowy 

Podczas czwartkowej konferencji prasowej szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk wykluczył wprowadzenie stanu nadzwyczajnego w najbliższym czasie. Wg Dworczyka, przesłanki do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego pojawiają się wyłącznie wtedy, gdy państwo nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Taka sytuacja pojawia się w momencie wystąpienia stanu klęski żywiołowej, stanu wojennego lub stanu wyjątkowego. Jak wynika ze stanowiska Kancelarii Premiera Mateusza Morawieckiego, obecna sytuacja, w której aktywność gospodarcza, mobilność i swoboda zgromadzeń są mocno ograniczone wciąż wpisuje się w ramy „normalnie funkcjonującego państwa”. Stąd też w najbliższym czasie trudno liczyć na zmianę rządowego podejścia i decyzję o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego, jak dotychczas zrobiły to m.in. Czechy, Słowacja, Węgry, czy Szwajcaria.

Dworczyk zwrócił uwagę na fakt, że stan wyjątkowy wiąże się ze znacznymi ograniczeniami swobód obywatelskich i może być przyczyną licznych uniedogodnień. Szef KPRM troską o zachowanie swobód obywatelskich zdaje się jednak przykrywać meritum całego zamieszania wokół stanu nadzwyczajnego.

URL Artykułu

Reklama

 

Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o... wybory

Chodzi bowiem o nadchodzące wybory prezydenckie, które zgodnie z planem mają odbyć się już 10 maja. W obecnej sytuacji, kiedy obowiązuje stan zagrożenia epidemicznego, a także gdy kwestią elementarnej odpowiedzialności jest maksymalne ograniczanie mobilności i kontaktów z innymi ludźmi, prowadzenie kampanii prezydenckiej jest mocno utrudnione. Z oczywistych względów beneficjentem takiej sytuacji jest ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda, który pojawia się niemal na każdym możliwym wystąpieniu rządu, jeździ po kraju, nadzorując walkę z koronawirusem, co starannie dokumentują media, szczególnie publiczne. Dobrym przykładem eksponowania obecnego prezydenta jest chociażby wczorajsza konferencja premiera Morawieckiego, na której przedstawił on program „Tarczy Antykryzysowej”, mającej ochronić polską gospodarkę przed ekonomicznymi skutkami epidemii. Wystąpienie Andrzeja Dudy było dłuższe niż premiera, mimo że to głowa rządu odpowiada za wdrożenie i realizację programu, a nie prezydent.

Kontynuacja takiej polityki może przełożyć się na znacznie wyższy wynik wyborczy Andrzeja Dudy, o ile oczywiście wybory odbędą się zgodnie z terminem. Choć o jednomyślność w polskiej polityce wyjątkowo trudno, to wszyscy kontrkandydaci obecnego prezydenta są zgodni - w obliczu obecnej sytuacji wybory trzeba przełożyć. Ciężko też wyobrazić sobie powszechne głosowanie w sytuacji, w której epidemii nie udało się opanować, co zaś wydaje się mało prawdopodobne w ciągu najbliższych niecałych dwóch miesięcy.

Rząd jak na razie konsekwentnie trzyma się swojego stanowiska - nie ma powodu do zmiany terminu wyborów. I pozostanie przy nim tak długo, jak tylko będzie to możliwe, do końca licząc na wygaszenie epidemii i majowe wybory.

Co ciekawe, sami rywale Dudy w wyścigu o fotel prezydenta mogą pokrzyżować rządowe plany - gdyby wszyscy kontrkandydaci zrezygnowali ze startu w wyborach, to zgodnie z konstytucją konieczne byłoby rozpisanie nowych wyborów w innym terminie. Taki scenariusz jest jednak mało realny.

 

Stan wyjątkowy w Polsce

Reklama

Wprowadzenie stanu nadzwyczajnego byłoby równoznaczne z przesunięciem majowych wyborów prezydenckich, gdyż - zgodnie z konstytucją - po jego zakończeniu przez 90 dni nie mogą odbywać się ogólnokrajowe referenda, nie może zostać skrócona kadencja sejmu, nie ma również możliwości przeprowadzenia wyborów.

W Polsce występują trzy rodzaje stanu nadzwyczajnego - stan wojenny, klęski żywiołowej oraz stan wyjątkowy. W obecnej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa możliwe byłoby wprowadzenie tego ostatniego.

Stan wyjątkowy można wprowadzić wyłącznie „w razie zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego”. Maksymalny czas jego trwania to 90 dni z możliwością jednorazowego przedłużenia o kolejne 60 dni. Podczas stanu wyjątkowego nie obowiązują wybrane prawa obywateli zapisane w konstytucji, takie jak prawo do wolności zgromadzeń, do strajkowania, a nawet do opuszczenia kraju. Podczas stanu wyjątkowego może zostać zarządzona np. przymusowa kwarantanna, czy nawet konfiskata mienia prywatnego.

Stan wyjątkowy jest uchwalany na wniosek Rady Ministrów za pomocą rozporządzenia na podstawie 230 art. Konstytucji RP.

Jak nietrudno zauważyć, stan wyjątkowy ma sporo wspólnego z obowiązującym od soboty stanem zagrożenia epidemicznego, w którym również zarządzono kwarantannę, wprowadzono zakaz wjazdu cudzoziemców na teren kraju, czy odgórnie zawieszono działalność znacznej części lokali usługowych. Rząd zastosował jednak sprytny wybieg - gdyby zdecydowano się na wprowadzenie stanu wyjątkowego, wybory prezydenckie musiałyby odbyć się w późniejszym terminie, co nie jest w smak Andrzejowi Dudzie i jego partii.

Czy czekają nas wybory w czasie epidemii, czy może koronawirus pokrzyżuje rządowe plany? Tego dowiemy się w najbliższych tygodniach.

Czytaj więcej