Reklama

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

polska tusk

Zapraszamy do zapoznania się z najnowszym wywiadem z Profesorem Adamem Glapińskim, Prezesem NBP udzielonym dla tygodnika Gazeta Polska. Obiecali stołek Tuskowi za wepchnięcie nas w euro | Gazeta Polska. Poniżej prezentujemy pełną treść wywiadu:

 

Obiecali stołek Tuskowi za wepchnięcie nas w euro

 

Podobno bankowcy z banków centralnych uczestniczący w spotkaniach Banku Rozrachunków Międzynarodowych dowiedzieli się o tym, jaka jest szykowana przyszłość Donalda Tuska w strukturach unijnych i jakie powinien spełnić warunki, by otrzymać w nich intratną synekurę?

W Bazylei, gdzie odbywają się co dwa miesiące regularne spotkanie banków centralnych głównie rozmawia się na temat sytuacji finansowej na świecie. Oczywiście, podobnie jak przy okazji spotkań innych gremiów, w kuluarach dyskutuje się też o polityce międzynarodowej. I od jakiegoś roku mówi się, że zadanie wyznaczone przez Brukselę dla Tuska, to nie tylko obalenie przez niego istniejącego w Polsce rządu i wprowadzenie naszego kraju na kurs do strefy euro. Po zrealizowaniu tych zadań Tusk ma wrócić do Brukseli, zostać szefem Komisji Europejskiej i realizować przyspieszoną budowę państwa europejskiego. Rozważana jest tylko kandydatura Tuska i Kristaliny Georgiewej, szefowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jako reprezentantów Europy Centralnej .

Reklama

 

Czy to byłaby lepsza kandydatura od lidera PO?

Kristalina Georgiewa byłaby zdecydowanie lepszym szefem KE, bo jest po prostu życzliwa krajom Europy Środkowej, nie jest tak absolutnie spolegliwa wobec polityki Niemiec jak Tusk. Natomiast nikt nie ukrywa, że jej szanse są niewielkie i że to właśnie on ma to zadanie zrealizować, tj. postawić kropkę nad i przy budowie państwa europejskiego. Byłby to wówczas ktoś z Europy Centralnej, a jednocześnie realizujący głównie interesy imperialne, gospodarcze Niemiec, polegające na stworzeniu zrębów państwa europejskiego, z jednym ministrem finansów, wspólną polityką fiskalną, zagraniczną, militarną itd.

 

A więc zadania Tuska są większe, niż tylko obalenie rządu.

Obiecano mu prawdopodobnie, że za wsparcie przeprowadzenia projektu superpaństwa dostanie szefostwo Komisji Europejskiej. Realizacja zadania rozpocząć się ma od obalenia polskiego rządu i wprowadzenie euro do naszego kraju, czyli w pierwszej kolejności przystąpienie do mechanizmu ERM II, gdyż do samej strefy euro tak szybko nie można się dostać. Oznacza  to dla Polaków obniżenie poziomu życia i rezygnację z szybkiego doganiania poziomu dobrobytu krajów Europy Zachodniej. Natomiast później, Tusk ma zostać szefem Komisji Europejskiej budującej państwo europejskie. Zresztą, wygląda na to, że takie są też po prostu jego poglądy na pożądaną przyszłość Polski i Polaków.

 

No dobrze, ale kto jest mu władny to obiecać, bo Niemcy znajdują się w chaosie politycznym, Francja też.

Reklama

Niemcy może się znajdują w pewnym chaosie, ale to nie jest chaos, który by stał na przeszkodzie i utrudniał realizację podstawowych interesów narodowych, o które Niemcy dbają od kilkudziesięciu lat. Kiedyś chodziło o połączenie państw niemieckich, czy wchłonięcie praktycznie NRD, tj. dawnej strefy okupacyjnej sowieckiej, a od czasu zrealizowania tego zadania, o odzyskanie w jakiejś formie ich dawnych ziem, które są teraz w granicach Polski i podporządkowanie całego tego pasa krajów między Niemcami, a Rosją. To wyobrażenie Niemiec, o równowadze w przyszłej Europie. Wyjście Wielkiej Brytanii z UE, otworzyło drogę do realizacji tego scenariusza. A więc funkcjonowanie w Europie równowagi opartej na współpracy dwóch imperiów: rosyjskiego i niemieckiego, z krajami pośrodku, w ramach stref wpływów obu mocarstw.

 

Czyli blokada ze strony Niemiec pomocy Ukrainie nie jest przypadkowa?

Wszystko to się mieści w ramach przedstawionego powyżej scenariusza.

 

Byle Rosja nie przegrała wojny, bo jak ją przegra, to powyższy projekt będzie nieaktualny.

Oczywiście. Powstanie ukraińskiego państwa - silnego, demokratyzującego się, z siłami zbrojnymi, aspiracjami, z sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi, nie mieści się w tym scenariuszu. Chciałbym, żeby jedno było jasne - to niekoniecznie wynika z jakichś szczególnych cech narodowych Niemców, czy ich złego charakteru, mrocznych zamiarów itd. Chodzi o politykę kraju o tak ogromnym potencjale gospodarczym i ludnościowym, który po prostu nie mieści się w takiej Europie, jaka została pomyślana przez ojców założycieli Unii Europejskiej, opartej na równowadze, na prawie każdego kraju do posiadania swojego głosu, do prawa weta itd. Zwróćmy uwagę, że w Brukseli obecnie najsilniej atakowane jest prawo weta. Wprowadza się różnego rodzaju opłaty i podatki zasilające zasoby własne UE, chce się ujednolicić politykę fiskalną. A przeszkodą w tym jest w dużej mierze Polska - ze swoją własną walutą i chęcią zachowania niezależności, oraz zwiększania poziomu własnego dobrobytu. Posiadanie suwerennego banku centralnego, własnego pieniądza - złotego i nasz dynamiczny rozwój gospodarczy, to coś co ich najbardziej uwiera.

Reklama

 

Bo gdyby nam się źle wiodło, to mogliby powiedzieć - „zobaczcie, można iść polską drogą, ale to się nie opłaca". 

Tak, ale pod warunkiem, że bylibyśmy takim krajem, który nie potrafi sobą sam rządzić, zawiadywać, demokratycznie sterować. Ale jest przeciwnie. Polska jest w tej chwili krajem niemalże wzorcowym, który osiągnął na przestrzeni ostatnich 30 lat ogromny sukces gospodarczy i doskonale poradził sobie z wyzwaniami ostatnich lat. Ponadto jest krajem w pełni demokratycznym, w którym wzmacnia się świadomość obywatelską oraz wszystkie instytucje państwowe, publiczne, ale i samorządowe, gdzie infrastruktura się świetnie rozwija, z dobrym systemem edukacji, dobrym systemem ubezpieczeń itd. Teraz do tego ma dojść budowa silnej, nowoczesnej armii. A taki obraz jest absolutnie nie do przyjęcia dla naszego zachodniego sąsiada, tak jak i dla tych ludzi, którzy są z nim związani i opłacani w jakiś sposób przez UE, czy ci wszyscy byli pierwsi sekretarze uczelnianych komitetów PZPR, należący obecnie do partii rządzących w UE. Przecież to są prawie wszystko pierwsi sekretarze komunistycznej partii, którzy w imieniu Rosji działali w Polsce, a teraz w imieniu UE, czytaj: Niemiec. Z punktu widzenia tych interesów niekorzystne jest, że Polska się tak szybko rozwija.

 

Właśnie, jaki jest nasz poziom rozwoju na tle innych krajów członkowskich Unii Europejskiej?

Ostatnio analizowaliśmy w NBP to jak szybko Polska zbliża się do poziomu dobrobytu krajów Europy Zachodniej. Otóż okazało się, że do Niemiec oczywiście, jeszcze nam dosyć daleko, ale do Francji już bliżej. Poziom PKB Francji na jednego mieszkańca, mierzony według parytetu siły nabywczej jest dla nas osiągalny jeszcze w tej dekadzie! A pamiętajmy, że Portugalię i Grecję już pod tym względem przegoniliśmy. W kolejnych latach będziemy stopniowo zbliżać się do pozostałych krajów UE.

 

Dlaczego dogonienie przez nas Francji jest tak istotne?

Reklama

Często jestem pytany, o to dlaczego Francuzi nie boją się tego hipotetycznego państwa europejskiego. Otóż dzieje się tak z kilku powodów: są terytorialnie dużym krajem, także bardzo licznym ludnościowo, kulturowo bardzo mocno zróżnicowanym i bogatym na tyle, że Francuzi nie boją się dominacji. U przeciętnego Francuza, ani u ludzi z elity francuskiej, nie występuje obawa przed zdominowaniem przez Niemcy. Bo w istocie Niemcy nie są w stanie zdominować Francji. Ani politycznie, ani kulturowo, ani militarnie. Francja jest mocarstwem atomowym, ma bardzo silną armię, ale może mieć armię dwa, trzy razy silniejszą, bez żadnego problemu, gdyż jest to mocarstwo światowe. Gdybyśmy mieli poziom gospodarczy Francji, to wprowadzenie euro by nam tak bardzo nie zagrażało. Nie byłoby tak szkodliwe, jak w tej chwili. Oczywiście osiągnięcie poziomu 80% francuskiego PKB na głowę, to jeszcze nie 100%, a nawet osiągając 100% francuskiego PKB jeszcze nie bylibyśmy w identycznej sytuacji co ten kraj, bo liczą się jeszcze zasoby. Francja oczywiście nie została tak zrujnowana w wyniku I i II wojny, jak my. Tam każda rodzina mieszczańska ma ogromne zasoby - w kraju i za granicą, w postaci gotówki, kapitału, ziemi, domów, dzieł sztuki, czy zasobów edukacyjnych. Więc nawet osiągnięcie PKB na głowę według parytetu siły nabywczej, to jeszcze nie to samo. Niemniej jednak, osiągnięcie tych 80% poziomu francuskiego, zakładam, że jest w tej dekadzie możliwe. Polska będzie wówczas zupełnie inna. Będziemy rozmawiać z Niemcami z mocniejszych, bardziej wyrównanych pozycji. Wtedy nasze wzajemne relacje staną się bardziej racjonalne. Elity rządzące Niemcami też o tym wiedzą.

 

Nie tylko nastąpił proces przyspieszenia gospodarczego Polski, ale nastąpił proces spowolnienia rozwoju gospodarczego Niemiec.

10 lat temu nie moglibyśmy rozmawiać o 300-tysięcznej armii. Bo nie byłoby do tego absolutnie zasobów. Teraz możemy. Za 8 lat możemy być nowoczesnym krajem z PKB na głowę porównywalnym z poziomem Francji. Możemy mieć nowoczesną, 300-tys. armię, bez przestarzałego sprzętu, ze świetnie wyćwiczonymi zawodowymi żołnierzami i oficerami. Możemy mieć nowoczesną infrastrukturę w całym kraju. Możemy już mieć elektrownie atomowe. Wszystko może wyglądać inaczej. Obecna dekada to kluczowe dla nas lata. Tymczasem szansę na to chce się nam teraz odebrać. Wprowadzenie na siłę mechanizmu ERM2 zbliżającego do przyjęcia euro i zlikwidowanie obecnego rządu oznaczać będzie, że zejdziemy z tempem wzrostu gospodarczego bliżej tempa notowanego przez kraje Europy Zachodniej.

 

Jak to wyglądałoby w praktyce?

To nie oznacza, że nie będziemy się bogacić. Będziemy, tylko, że wolno. Będzie niewielki przyrost, czasami zatrzymanie. W rezultacie nie będziemy już tak szybko zmniejszali obecnego dystansu do bogatszych krajów. To jest niekorzystne dla każdego Polaka z punktu widzenia jego perspektyw zamożności. Trzeba więc apelować nie tylko do patriotyzmu Polaków, ale i do ich czysto materialnego interesu. Likwidacja polskiego złotego, samodzielnego banku centralnego i stworzenie rządu podporządkowanego elicie brukselskiej, zaprzepaszcza realizację naszych patriotycznych marzeń. To, o czym marzyliśmy, gdy komunizm zaczął się przekształcać w coś bardziej rynkowego, co po trzydziestu latach jakoś się udaje. Opinię tę kieruję więc także do tych Polaków, którzy nie są tak tą perspektywą bardzo przejęci. Przecież część Polaków może uważać, że jednak warto wprowadzić u nas euro, warto dążyć do powstania jednolitego państwa europejskiego. Gdyż w zamian za to, zdaje im się, że będziemy więcej zarabiać, mieć większą stabilność, bezpieczeństwo. Tak im się może wydawać. Ale tak nie jest. Wówczas pozostaniemy jeszcze długo znacząco biedniejsi od zachodniej Europy. Zawsze, a w każdym razie jeszcze bardzo  długo, będziemy tym „gorszym krajem". Polacy będą jeździć do pracy do tych krajów, a nie z tych krajów do nas. Nie wejdziemy do klubu tych pięciu, czterech, czy nawet trzech najbogatszych europejskich krajów o największym potencjale. Taki jest moim zdaniem wybór. My musimy wytrwać, musimy wygrać, utrzymać złotego, utrzymać patriotyczny rząd, żeby za 10 lat siadać do stołu z Niemcami, Francuzami, Włochami i każdym innym krajem, jak równy z równym.

Reklama

 

Próbuje się nam postawić wybór: przyznamy pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, o ile nastąpi wymiana rządu? Moim zdaniem to jest nawet dla Unii zbyt ryzykowne postawienie sprawy.

Według mnie wszystko wskazuje na to, że od początku to było tak pomyślane, żeby tych pieniędzy nie było. Te pieniądze chce się dać następnemu rządowi, cały czas budując fałszywą narrację, jakie to korzyści będą obywatele mieli z tego KPO. Otóż jak się przyjrzeć temu KPO, to znaczna część tych środków ma zostać przeznaczona na rozmaite ekologiczne inwestycje itp. Każdy eurocent jest oczywiście dla nas bardzo przydatny i np. ucyfrowienie gospodarki, zmiany w służbie zdrowia, to dużo pozytywnych celów. Z drugiej strony to nie jest jednak tak, że poziom życia się podniesie w jakiś znaczący sposób. Chociaż jest tam być może cały szereg rzeczy, które byśmy chcieli wspierać, zwłaszcza niektóre inwestycje, ale dla obywateli nie przyniosą one bezpośredniej, bardzo istotnej korzyści. Korzyści będą, ale raczej umiarkowane, a na pewno nie jakieś przełomowe.

 

Czy my przeprowadziliśmy uczciwy bilans, taki, jaki kiedyś przeprowadził rząd rumuński - przypływów i wypływów z UE, do krajów Europy Środkowej? Okazało się wówczas, że bilans jest na niekorzyść Europy Środkowej.

Być może jest właśnie tak. Ale trzeba przy tym wszystkim pamiętać o dostępie do wspólnego, ogromnego, kilkusetmilionowego rynku. To jest właśnie ta wartość, którą my głównie uzyskaliśmy i to jest bezcenne. Bez dostępu do tego rynku nie mielibyśmy tak szybkiego rozwoju gospodarczego. To jest największa korzyść. Z punktu widzenia czysto gospodarczego, to się opłaca. W każdym razie, jeśli chodzi o samą gospodarkę, zdecydowanie przeważają korzyści z wejścia do UE, dlatego właśnie że mamy dostęp do tego rynku.

 

Nam odpowiadałaby taka Unia jak ojcowie założyciele, ją założyli. Ale to oznacza mały budżet Unii, a nie - duży. W dodatku te pieniądze służą biurokracji brukselskiej, która pozostaje całkowicie poza mechanizmem demokratycznego wyboru i kontroli i umacnia swoją władzę.

Reklama

Coraz więcej krajów będzie nas popierać, bo coraz więcej będzie niezadowolonych z płacenia na Unię. Zwróćmy uwagę, że jest różna sytuacja takiego dużego kraju jak Polska, a krajów mniejszych Estonii, Litwy, Łotwy, czy nawet Czech albo Słowacji. Te kraje nie mają takiego wyboru. One muszą być o wiele bardziej otwarte i zintegrowane, a my mamy większą możliwość wyboru. Nasz problem jest taki, że my jesteśmy dużym krajem i wiemy, że nie należy rezygnować z niepodległości, suwerenności i szybszego rozwoju, ale nie jesteśmy przy tym aż tak duzi i potężni, żeby można to było łatwo zrealizować. To jest nasz problem historyczny od czasu powstania Chmielnickiego, że jesteśmy między tymi dwoma obszarami na zachód i na wschód od nas i musimy ciągle toczyć walkę. Obecnie jednak realnie, pragmatycznie patrząc, mamy przed sobą co najmniej 10 lat szybkiego rozwoju, wyraźnie szybszego niż przykładowo Niemcy czy Francja.

 

Ale we wrogiej atmosferze. My mamy dwa atuty - Stany Zjednoczone, które ewidentnie zmieniły swoją politykę...

 ...Atuty polityczne tak? Polityczne to Stany Zjednoczone, trwająca wojna, która czyni Polskę niezbędną dla Stanów Zjednoczonych, dla ładu i pokoju światowego. Gospodarczo naszym podstawowym atutem, jak zresztą od lat –są niezwykle pracowici i przedsiębiorczy Polacy...

 

Oprócz Stanów Zjednoczonych Wielką Brytanię, bo Anglosasi są coraz bardziej aktywni w tym rejonie.

Z naszego punktu widzenia największym problemem jest, że Brytyjczycy wyszli z Unii Europejskiej, a raczej zostali wypchnięci. Jednak w dużej Unii, w sensie terytorialnym, jest miejsce dla Anglosasów.

Reklama

 

Porozumienie o wolnym handlu między Unią, a Ukrainą, które de facto funkcjonuje do 1 kwietnia przyszłego roku. To będzie krytyczny moment, trzeba bardzo na to uważać.

Trzeba patrzeć co Polska może przeforsować, a czego nie. Musimy mieć sojuszników.

 

Powinniśmy podpisać porozumienie o wolnym handlu z Wielką Brytanią, z Ukrainą, ale pozostając w Unii. Trzeba jednocześnie otworzyć Unię na te państwa, które w niej nie są.

Ale my nie jesteśmy dysponentami mocy w Unii.

 

Jaka przyszłość w UE czeka Włochy - z obecnie mocno osłabioną gospodarką?

Reklama

Włosi są w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej i finansowej, wiszą na pasku Europejskiego Banku Centralnego, są traktowani w szczególny sposób, pozwala im się na to, na co innym krajom nie - żeby się z tego wydostały. To jest taki chory, ale silny jednak udziałowiec w UE. Włosi nic w tej polityce nie zmienią, chociaż prawdopodobne jest zwycięstwo prawicy w nadchodzących wyborach.

 

Dla takich krajów jak Włochy, Hiszpania, Francja zwiększenie objętości rynku unijnego to jest też wielka szansa.

Oczywiście. We Włoszech być może się zmieni - w tej chwili prawie na pewno barwa partii rządzącej, która będzie wobec Unii bardziej racjonalna. Z kolei dla nas – coś, co jest w naszym zasięgu i tylko od Polaków zależy, a więc wspomniane 10 lat szybkiego rozwoju, wyraźnie szybszego niż Niemiec i Francji, a także dogonienie gospodarcze tych krajów i zbudowanie w tym czasie kilkusettysięcznej, potężnej, nowoczesnej armii zawodowej. Wówczas Polska zyska zupełnie inny status.

 

Oferta ze strony Niemiec na razie jest taka, żeby to „ich Polacy" rządzili.

Niemcy jednak myślą racjonalnie - jak Polska będzie silna, to będą z nami siedzieli przy stole, rozmawiali jak silny, z silnym, jak jest słaba, to rozmawiają jak silny ze słabym i żądają działań realizujących ich interesy. W tej chwili dominuje tam nadal poczucie siły, wielkości i dyktatu. Niestety, to jest potężny, wielki naród, potężna, wielka gospodarka. Zbudowana też w ostatnich latach, pamiętajmy, na tanim, rosyjskim gazie. Obecnie jej potencjały są, jakie są i Niemcy chcą wykorzystać przewagę, żeby zrealizować historyczny zamysł, jakim jest włączenie Polski i wszystkich krajów Europy Centralnej i Wschodniej, do swojej sfery wpływów. To się pojawia co ileś lat w historii Niemiec. Taka jest tam myśl, o tej dominacji, oczywistej dla Niemców, że to oni są najsilniejsi, najwięksi, najsprawniejsi, najbardziej pragmatyczni itd. A przecież to już nie jest prawda, już nie są najbardziej pragmatyczni, pracowici, efektywni itd. Ale takie myślenie pozostało.

Reklama

 

W świecie Niemcy są zauważalną gospodarką, ale też nie są już jakąś dominującą. Powstają wielkie gospodarki, także zresztą w krajach, które niedawno były bardzo biedne...

Paradoksalnie świat cofa się do sytuacji z XVIII wieku, kiedy największy potencjałem dysponowała gospodarka chińska i indyjska. One głównie wytwarzały światowy PKB.

 

Ale wielkie gospodarki pojawiają się też w Ameryce Południowej, a być może za niedługo pojawią się w Afryce.

Przyszłość jest absolutnie nieprzewidywalna. Zakładając że nie będzie wojny, bo ona w ogóle wszystko zmieni. Jesteśmy w okresie dynamicznych zmian, w dobrym punkcie - nawet nie startowym, już biegniemy, jesteśmy bardzo rozpędzeni. W biegu na 100 metrów jesteśmy na 70-tym metrze i trzeba dotrwać do mety.

 

Jednak wskutek pandemii i wojny w Ukrainie włączyliśmy hamowanie i po części NBP ma coś z tym wspólnego, to znaczy wysokie stopy procentowe.

Reklama

Pandemia była, a wojna do dziś jest ogromnym wyzwaniem, ale Polska jak dotąd gospodarczo świetnie sobie radzi. Także dzięki polityce NBP. Natomiast co do naszych działań z ostatnich miesięcy, to podwyższyliśmy stopy procentowe, żeby okiełznać inflację i nie dopuścić do rozkręcenia się spirali inflacyjnej. Podobnie zresztą zrobili Czesi i Węgrzy. Bo utrwalenie wysokiej inflacji, nawet jeśli wywołanej początkowo tylko szokami zewnętrznymi, osłabiałoby nasz potencjał rozwojowy w dłuższej perspektywie. Dlatego musimy działać aby obniżyć inflację. Obecnie zakładamy, że w czasie wakacji presja inflacyjna się ustabilizuje i w kolejnych kwartałach zacznie słabnąć. Mamy nadzieję, że w ślad za nią będzie się stopniowo obniżać inflacja CPI. Ale na nią może wpływać wiele czynników, a jak wiadomo czasy są turbulentne.

 

Będzie spadać miesiąc do miesiąca, czy też rok do roku?

Myślę, że o takich szczegółach biorąc pod uwagę liczne źródła niepewności nie ma co mówić. Najważniejsze jest to, że presja inflacyjna będzie najprawdopodobniej stopniowo słabnąć. Jednocyfrowa inflację osiągniemy jednak najpewniej dopiero na koniec 2023 r. Pamiętajmy  przy tym, że dokładny przebieg inflacji zależy od wielu czynników, w tym od czasu obowiązywania tarczy antyinflacyjnej. Rząd tego jeszcze nie ogłasza, ale jest możliwe , że do końca przyszłego roku Tarcza będzie jeszcze obowiązywać oraz że jej wycofywanie będzie stopniowe. I wtedy inflacja w ostatnim kwartale przyszłego roku powinna już istotnie się obniżyć, być może nawet do poziomu nieznacznie tylko przekraczającego górne odchylenie od górnej granicy celu NBP +/- 3,5%.

 

Zakładając, że faktycznie będzie miała miejsce ta wersja najbardziej prawdopodobna, a więc, że inflacja zacznie spadać w br. po wakacjach i zbliży się na początku 2023 r. do jednocyfrowej, kiedy może dojść do rozpoczęcia cyklu obniżania stóp procentowych przez RPP?

Decyzje dotyczące stóp będą zależały od sytuacji w gospodarce. Po pierwsze ważna będzie inflacja, w tym trwałość czynników, które za nią stoją, po drugie stan i perspektywy koniunktury. W sierpniu nie będzie decyzyjnego posiedzenia RPP. Na temat stóp procentowych będziemy więc dyskutowali we wrześniu i wtedy ocenimy sytuację. Jeśli w kolejnych miesiącach okaże się, że popytowe czynniki stojące za inflacją hamują i pojawiłoby się ryzyko wyraźnego osłabienia koniunktury, wtedy powstaną warunki do dyskusji o możliwościach obniżek stóp procentowych, ale na razie nie wydaje się to bliską perspektywą. Najważniejsze dziś to walka o obniżenie inflacji, choć jednocześnie ważne też będzie wspieranie koniunktury, szczególnie gdyby nastąpiło jej wyraźnie osłabienie. Proszę bowiem pamiętać, że w odniesieniu do całej gospodarki światowej, w tym europejskiej, zwłaszcza niemieckiej, ale także i polskiej mówi się o ryzyku hamowania, a nawet technicznej recesji. My także nie wykluczamy w związku z tym, że przez kolejne dwa kwartały w br. nasza gospodarka odnotuje pewien niewielki spadek PKB w ujęciu kwartał do kwartału

Reklama

 

Dostaliśmy dwa potężne zastrzyki trochę niechcący, trochę w wyniku zbiegu przypadków, które okazały się niezwykle stymulujące dla gospodarki. Po pierwsze w wyniku ogromnego napływu uchodźców z Ukrainy. Choć przeważają wśród nich kobiety - one chcą podejmować prace, rejestrują się, wydają pieniądze. Wg ministerstwa zdrowia składka zdrowotna, którą płacą Ukraińcy w Polsce (a przecież tylko część spośród nich się legalnie rejestruje w urzędach pracy) jest i tak wyższa niż wydatki na opiekę zdrowotną nad nimi.

Faktycznie wśród uchodźców przeważają kobiety. One chcą naprawdę bardzo pracować i zarabiać, płacą ZUS i napędzają u nas konsumpcję. Choć ten pierwszy impuls - w pierwszych tygodniach ich pobytu u nas - był szczególnie mocny, bo przecież dopiero co przyjechali i dużo rzeczy potrzebowali zakupić. Teraz to się ustabilizowało, ale nadal korzystnie wpływa na naszą gospodarkę.

 

Drugi impuls wynikał z bałaganu, jaki powstał przy okazji wprowadzania Polskiego Ładu, bo uporządkowano go chyba w jedyny mądry sposób, czyli mocno obniżono podatki. Zaś efekt jest taki, że rzeczywiście bardzo dużo ludzi wychodzi z szarej strefy. W praktyce oznacza to, że obecny spadek bezrobocia wynika także z potężnej obniżki podatków. Zatem wielu ludzi rejestruje się, zaczyna płacić podatki.

Proszę pamiętać, że polska gospodarka się bardzo szybko rozwija. W I kwartale br. mieliśmy tempo wzrostu PKB w porównaniu z I kw. ub.r. na poziomie 8,5%. Co prawda znaczny wkład do wzrostu miała odbudowa zapasów w firmach. Ale nie umniejsza to w żaden sposób faktu, że rozwijamy się bardzo szybko. Rzecz jasna rynek pracy jest napięty. Napięcia te będą w pewnym stopniu łagodzone przez znaczący napływ uchodźców z Ukrainy, głównie kobiet, które znalazły u nas pracę, ale to i tak - w stosunku do potrzeb - jest wciąż za mało. W takiej sytuacji przez cały czas wyraźnie rosną wynagrodzenia od początku roku wzrost płac w całej gospodarce jest wolniejszy niż wzrost cen. Trzeba jednak pamiętać, że to nie dotyka wszystkich w takim samym stopniu. Różne grupy zawodowe odczuwają to w różnym stopniu. W niektórych wynagrodzenia nie rosły, lub rosły dużo wolniej. A w innych szybciej od inflacji. To właśnie jeden z powodów, dla których podwyższona inflacja jest szkodliwym zjawiskiem, bo zmienia struktury gospodarcze, uniemożliwia planowanie firmom zysków i zarobków.

 

Czyli, że można powiedzieć, że Polska otrzymała dwa silne impulsy gospodarcze, które pomimo kryzysu światowego, pomagają nam - co daje szansę, by nasza gospodarka nie wyhamowała. Ale jak to wpływa na wartość naszej waluty? Bo z jednej strony dla naszego eksportu niska wartość złotego jest bardzo korzystna. Ale uwzględniając fakt, że jednocześnie podrożał gaz i ropa naftowa - to nam zwiększyło ceny ważnych produktów, które importujemy.

Reklama

Po pierwsze w debacie publicznej szeroko operuje się słowem „kryzys". Tymczasem przecież nie mamy do czynienia z żadnym kryzysem. Kryzys oznacza wprost sytuację, gdy maleje PKB, a także siła nabywcza ludności, gdy bankrutują firmy itd. Na razie jednak następuje raczej spowolnianie wzrostu, przy wciąż bardzo mocnym rynku pracy. Mamy natomiast obecnie do czynienia z problemem zwiększonej inflacji. Nie jest to jednak żadna super - czy hiperinflacja. To inflacja, tyle, że dwucyfrowa, a więc bardzo wysoka - dolegliwa i szkodliwa; trzeba ją jak najszybciej zwalczyć. Ale to nie jest kryzys. Natomiast nasza gospodarka zwalnia. Póki co jednak, w I półroczu tempo wzrostu PKB było nadal solidne, na pewno wyraźnie wyższe niż na Zachodzie.

 

A więc oznacza to także, że musielibyśmy mieć wzrost PKB na poziomie 0% w III i IV kwartale, żeby to tempo spadło do średnio 4%?

Zobaczymy na koniec roku jak to będzie. W każdym razie z kryzysem gospodarczym nie mamy obecnie do czynienia. Rzecz jasna nigdy do końca nie można wykluczyć tego, że faktycznie kryzys nastąpi w jakimś kraju, jednak nie w Polsce. Nie ma do tego podstaw.

 

Można jednak przy tym powiedzieć, że myśmy byli lepiej przygotowani do ostatnich kryzysów związanych z koronawirusem czy wojną w Ukrainie. Nie byliśmy np. aż w takim stopniu, jak inne kraje unijne, uzależnieni od dostaw surowców energetycznych z zewnątrz.

Oczywiście, że tak. My nie żyjemy na kredyt. Polska gospodarka jest w niewielkim stopniu zadłużona za granicą, a poza tym jest zrównoważona - nie ma takich problemów, jak np. gospodarka włoska. Nie mamy nierównowagi na żadnym z rynków, choć oczywiście wyzwaniem są konsekwencje wojny, w tym w zakresie sytuacji na rynku surowców. Jednak od lat przygotowywaliśmy się na ograniczenie dostaw gazu z Rosji, co dla wielu innych krajów stało się zaskoczeniem. Jesteśmy też dużym producentem i eksporterem żywności, jesteśmy także pod tym względem samowystarczalni.

Reklama

 

A co dalej z kursem naszej waluty?

Dzięki temu, że mamy własną walutę to złoty pozostaje naszym głównym zaworem bezpieczeństwa na wypadek zjawisk kryzysowych. Gdy wchodzimy w okres gorszej koniunktury, to odbija się na kursie złotego, ale nie na bezrobociu. Tymczasem inne gospodarki, pozbawione własnej waluty, reagują w takiej sytuacji wzrostem bezrobocia. Dotyczy to np. Litwy, Łotwy czy Estonii, które, przyjmując euro nie mają własnej waluty i możliwości dostosowań kursu walutowego, ani też oczywiście możliwości dostosowania krajowych stóp procentowych. Tymczasem wartość złotego może czasem rosnąć, czasem obniżać się - w taki sposób reagujemy na fluktuacje koniunktury gospodarczej. W razie jej pogarszania, złoty się osłabia, ale jednocześnie rośnie konkurencyjność naszej gospodarki, a zwłaszcza naszego eksportu. Ale potem idziemy w drugą stronę, jednak nie reagujemy bezrobociem i upadkami firm. A to byłaby najgorsza rzecz – potwierdzi to każdy doświadczony ekonomista, a także po prostu Polak - patriota. Bezrobocie likwiduje podstawową tkankę społeczną, demoralizuje rodziny.

 

Czy możemy coś więcej powiedzieć na temat dofinansowywania polskiej armii przez NBP, bo sam zysk NBP jest chyba za mały na realizację tych planów?

Oczywiście, zysk się raz pojawia, raz go nie ma. Proszę pamiętać, że my tylko w części oddziałujemy na to jaki jest zysk gospodarując swoimi zasobami i rezerwami. W części zysk zależy też od tego jak się kształtuje kurs złotego. To jest nieprzewidywalne biorąc pod uwagę zewnętrzne szoki, które na niego wpływają. Natomiast trudno sobie wyobrazić finansowanie wydatków państwa na poziomie setek miliardów złotych, bez bezpiecznej trwałej podstawy, jaką stanowi NBP, który zawsze zabezpiecza cały system funkcjonowania rynku obligacji, które państwo będzie emitować. Te obligacje będą skupować oczywiście banki prywatne, konsorcja banków prywatnych, miejmy nadzieję, że także zagraniczne. Ale u podstaw bezpieczeństwa tego systemu i stabilności tego rynku leży NBP. Jeżeli NBP odmówiłby wejścia w tę rolę, to cały program by się zawalił. Jeśli na czymś Rosjanom zależy, a i trochę Niemcom na tym zależy, to aby nasz program zbrojeniowy załamać i jednym z warunków takiego obrotu rzeczy byłaby likwidacja niezależności banku centralnego i wycofania go ze współpracy z rządem w tym zakresie.

 

Czy możemy coś więcej powiedzieć na temat dofinansowywania polskiej armii? Czy myślimy o celowych obligacjach obronnych, czy o możliwości zwiększenia długu poprzez emisję obligacji?

Reklama

To jest zadanie rządu, to rząd musi sfinansować te nadzwyczajne wydatki obronne. W perspektywie najbliższych lat czekają nas ogromne wydatki. To są setki miliardów złotych. Kupujemy najnowszy sprzęt, z najwyższej półki, bo tego wymaga od nas sytuacja. Wydatki te będą finansowane głównie z budżetu państwa, który obecnie jest w bardzo dobrym stanie. W przypadku szczególnie wydatków zbrojeniowych finansowanie budżetowe jest najbardziej efektywne i najtańsze. Nie można oczywiście wykluczyć innych źródeł finansowania, które zostały przewidziane w ustawie o obronie Ojczyzny, ale będą one miały raczej rolę wspierającą. Najważniejsze jest to, że polska gospodarka i finanse publiczne sa na tyle silne, że możemy unieść ten dodatkowy ciężar bez uszczerbku dla wzrostu gospodarczego i poziomu życia Polaków. Polska jest tak bogata w tej chwili, tak silna, że nie musimy się do uciekać do jakiś nadzwyczajnych rozwiązań, nie musimy prosić obywateli o jakiś nadzwyczajny wysiłek finansowy.

Czytaj więcej