Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

po ile akcje Microsoftu

Ciekawostką jest, iż hossa znalazła kontynuację mimo układu sił, który trudno nazwać optymistycznym. Tylko w przypadku Wall Street spotkanie z pięcioma raportami kwartalnymi spółek technologicznych z koszyka tzw. Cudownej Siódemki było dalekie o fajerwerku. Alphabet (Google), Apple i Microsoft zostały przecenione po ogłoszeniu wyników, ale spadki trzech gigantów zostały zrównoważone reakcjami rynku na raporty kwartalne Meta Platforms (Facebook) i Amazon. Problem w tym, iż za blisko połowę zeszłotygodniowej zwyżki S&P500 odpowiada dwudziestoprocentowy skok ceny właściciela Facebooka. W istocie, jeszcze w czwartek S&P500 notowany był z kosmetyczną zwyżką w skali tygodnia, która zmieniła się we wzrost o 1,4 procent dzięki piątkowemu skokowi indeksu na północ o 1,1 procent - wyniki Meta Platforms i Amazon pojawiły się w czwartek po zamknięciu rynków. To samo można powiedzieć o Nasdaqu Composite, który w skali tygodnia zyskał 1,7 procent przy piątkowej zwyżce o 1,1 procent. Całość sumuje się w układ, w którym rynek został pociągnięty na północ przez dwie lokomotywy z koszyka Cudownej Siódemki, bo Tesla stale nie może odbić na poziomy sprzed raportu kwartalnego.

 

Rynki poszukały zwyżek również w dalekim od jednoznaczności kontekście makro, który został zdominowany przez oddalającą się perspektywę obniżek ceny kredytu przez Rezerwę Federalną. Kończące styczeń posiedzenie FOMC zaowocowało komunikatem, w którym trudno znaleźć potwierdzenie rynkowych oczekiwań na marcową obniżkę ceny kredytu przez Fed. Również konferencja prezesa Rezerwy Federalnej została zdominowana przez sygnały, iż marzec jest mało prawdopodobnym terminem rozpoczęcia nowego cyklu w polityce monetarnej. Kropkę nad i postawiły dane z rynku pracy za styczeń, które w każdym punkcie – od liczby etatów, przez stopę bezrobocia po dynamikę płac – wypadły lepiej od oczekiwań. W danych można było się doszukać pewnych zawirowań sezonowych i trzeba czytać raport przez pryzmat korekt, które zawsze pojawiają się w styczniu, ale nie zmienia to faktu, iż inwestorzy oczekiwali raczej pogorszenia kondycji rynku pracy niż najlepszego – z punktu widzenia liczby etatów – raportu od stycznia zeszłego roku. W istocie mocne dane styczniowe zostały uzupełnione przez rewizję w górę raportów z poprzednich miesięcy. Efektem postawy Fed i danych z rynku pracy było obniżenie wyceny prawdopodobieństwa spadku stóp procentowych na marcowym posiedzeniu FOMC do ledwie 17 procent i zredukowane wyceny majowej obniżki do mniej niż 70 procent. Ostatnia liczba oznacza, iż rynek skończył tydzień w kontekście wątpliwości, czy Fed obniży stopy procentowe w maju. Całość wprost uzależnia rynki od danych makro publikowanych do marcowego posiedzenia FOMC.

 

Reklama

Zarysowany układ sił jawi się jako problematyczny dla przyszłości wzrostów. Z jednej strony silna gospodarka w USA wzmacnia rynek byka podtrzymaniem scenariusza miękkiego lądowania i redukowaniem ryzyka zaskakującej recesji. Z drugiej, od listopada zeszłego roku rynki akcji rosły mocno w kontekście oczekiwań na obniżki ceny kredytu przez Fed  - i inne banki centralne -  czym zresztą redukowały przeceny z okresu lipiec- wrzesień zbudowanych właśnie na oddalającej się perspektywie zmian w polityce monetarnej. Oczywiście, wcześniej czy później obniżki ceny kredytu pojawią się zarówno w USA, jak i w strefie euro, ale dziś gracze muszą operować z wątpliwościami w kwestii wyceny początku nowego cyklu, który został zagrany z przesadnym wyprzedzeniem.  Wątpliwości, co do przyszłego scenariusza w polityce Fed trzeba uzupełnić z zarysowanym problemem słabego przyjęcia przez rynek wyników kwartalnych amerykańskich spółek technologicznych. Na dziś rynek wspina się ciągnięty przez ledwie dwie z siedmiu lokomotyw hossy. Znana z poprzedniego roku asymetria została dodatkowo wzmocniona, choć trzeba pamiętać, iż przed rynkami jeszcze spotkanie z raportem najsilniejszej spółki z koszyka Cudownej Siódemki – Nvidia. Sumując, już w styczniu można było zadawać pytania o potrzebę korekty. Wejście w luty wzmacnia te pytania dodatkowymi pęknięciami w obrazie, który na powierzchni stale wygląda doskonale – indeksy szybują na ATH – ale pod powierzchnią jest coraz więcej zmiennych, które stają się ostrzeżeniami przed zbliżającą się korektą.

 

Zobacz także: Kursy walut - te dane poruszą notowaniami dolara, euro i polskiego złotego Kalendarz makroekonomiczny

Czytaj więcej