Reklama

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

niewypłacalność rosji

Władimir Putin w środowym wystąpieniu stwierdził, że Rosja „przetrwała gospodarczy blitzkrieg”, który wypowiedziały jej kraje Zachodu, nakładając najbardziej dotkliwe sankcje w historii. Przyznał też, że Rosja ma pieniądze i nie będzie musiała ich „drukować”, jednak konieczne będą głębokie przemiany gospodarcze i przygotowanie się na wzrost inflacji i bezrobocia. O ile Rosja wciąż ma możliwości do regulowania wewnętrznych świadczeń finansowych, o tyle na arenie międzynarodowej jest już w zasadzie bankrutem. I to mimo tego, że spłaciła w terminie odsetki od swoich euroobligacji. Najbliższe miesiące będą bowiem dla Rosji jeszcze trudniejsze i ucieczka od bankructwa bez wcześniejszego wycofania wojsk z Ukrainy wydaje się coraz mniej prawdopodobna.

 

Bankrut czy nie?

Środa 16 marca była szumnie przedstawiana jako „dzień technicznego bankructwa Rosji”, bo to właśnie wtedy mijał termin spłaty kuponów dwóch serii rosyjskich euroobligacji denominowanych w dolarze amerykańskim o łącznej wartości 117 mln USD. Pogłoski o tym, że w odwecie za międzynarodowe sankcje gospodarcze Rosja przestanie spłacać obligacje skarbowe w obcych walutach, pojawiały się już od pierwszych dni ataku na Ukrainę. Szczególnie, że czołowe agencje ratingowe już na początku marca obniżyły rating Rosji do poziomu „śmieciowego”, czyli takiego, w którym spłata zobowiązań stoi pod znakiem zapytania. 5 marca Władimir Putin podpisał dekret, który daje rosyjskiemu ministerstwu finansów możliwość spłaty obligacji skarbowych denominowanych w walutach obcych za pomocą rubla, jeżeli posiadaczem obligacji są inwestorzy z krajów „wrogo nastawionych do Rosji”. Tak się akurat złożyło, że w zasadzie wszyscy posiadacze rosyjskich obligacji skarbowych denominowanych w walutach obcych należą do tego grona.

Zobacz także: Rosyjska gospodarka nie przetrwa tej wojny. Giełda w Moskwie w zasadzie przestała istnieć

 

Reklama

Jeżeli Rosja zacznie spłacać swoje zagraniczne zobowiązania w walucie narodowej pojawi się dość istotny problem - z jednej strony zagraniczni inwestorzy otrzymają pieniądze w rublach (istotne będzie po jakim kursie zostanie to przeliczone), z drugiej zaś będzie to sprzeczne z warunkami spłaty obligacji. Skoro zostały one wyemitowane w walucie obcej, to w tej samej powinny zostać spłacone, dlatego też spłata dolarowego długu w rublach wciąż będzie traktowana jak techniczna niewypłacalność. Warto również dodać, że rosyjskie obligacje skarbowe w walutach obcych wyemitowane po 2018 r. zakładają możliwość awaryjnej spłaty w rublach.

Rosyjskie ministerstwo finansów od kilku dni zapewniało, że spłaci na czas wszelkie należności z tytułu odsetek obligacji skarbowych denominowanych w walutach obcych, podkreślając że kupon zostanie wypłacony w rublach, jeżeli płatność w walutach obcych okaże się niemożliwa z powodu sankcji. W środę minister finansów Anton Siluanow poinformował, że Rosja wysłała instrukcję płatności do banku ze Stanów Zjednoczonych, który dotychczas obsługiwał tego typu transakcje, a którym później okazał się JPMorgan. Siluanow przyznał jednak, że możliwy jest scenariusz, w którym przelew w dolarach nie dojdzie do obligatariuszy.

W czwartkowe popołudnie agencja Reutersa poinformowała, że należne odsetki od rosyjskich obligacji skarbowych denominowanych w dolarze rzeczywiście trafiły do obligatariuszy. To zaś oznacza, że przynajmniej na razie Rosja uniknęła technicznego bankructwa jako emitent papierów dłużnych. Warto jednak przypomnieć, że mowa o kwocie zaledwie 117 mln dolarów, która nie powinna stanowić problemu nawet dla objętej sankcjami Rosji, której spora część zagranicznych depozytów została zamrożona. Znacznie większe problemy mogą zacząć się w kolejnych dniach marca - do końca miesiąca bowiem przypada termin spłaty odsetek od rosyjskich obligacji skarbowych w walutach obcych o łącznej wartości 615 mln dolarów. To jednak nie koniec, bo już 4 kwietnia nadejdzie termin spłaty obligacji o wartości 2 mld dolarów. To zaś może być znacznie większym wyzwaniem dla rosyjskiej gospodarki, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że imponujące rezerwy finansowe o wartości ponad 640 mld dolarów zostały w dużej części zamrożone w ramach sankcji. A na razie nic nie wskazuje na to, by Władimir Putin planował wycofanie wojsk z Ukrainy, a międzynarodowe sankcje wobec Rosji nie tylko nie są luzowane, lecz niemal każdego dnia ulegają poszerzeniu.

Rosja nie jest krajem zbyt mocno zadłużonym w walutach obcych -

aktualnie na rynku notowanych jest zaledwie piętnaście serii obligacji skarbowych denominowanych w walutach obcych, których łączna wartość przekracza 38 mld dolarów, a niemal połowa ich posiadaczy to inwestorzy zagraniczni. Znacznie większym problemem rosyjskiej gospodarki jest zadłużenie sektora prywatnego - dług korporacyjny rosyjskich przedsiębiorstw jest szacowany na niemal 150 mld dolarów. Potencjalna niewypłacalność części rosyjskich firm bez wątpienia uderzy również w obligatariuszy z Europy i Stanów Zjednoczonych, o czym jednak zbyt wiele się nie mówi, przynajmniej na razie.

Zobacz także: T-Notes: amerykańskie dziesięcioletnie obligacje skarbowe. Jak uzyskać na nie dźwignię finansową i możliwość grania na spadki?

 

Niewypłacalność raz na 100 lat

Reklama

Mimo tego, że Rosja nigdy nie należała do najbardziej stabilnych politycznie krajów, zawsze dbała o to, by spłacać swoje zagraniczne zobowiązania. Ostatni raz do sytuacji, w której dług w walutach obcych od zagranicznych inwestorów nie został spłacony doszło po I Wojnie Światowej, w 1918 roku. Po rewolucji październikowej w 1917 r. i przejęciu władzy przez bolszewików, Lenin zdecydował o umorzeniu długu zaciągniętego za czasów carskich, w tym również zagranicznego.

Ostatni default obligacji skarbowych w rublach miał miejsce już w znacznie mniej odległej przeszłości

Rosja stała się częściowo niewypłacalna w 1998 roku, po wybuchu kryzysu finansowego, do którego przyczyniły się m.in. spadki notowań ropy naftowej i metali przemysłowych. Wówczas Rosja przestała spłacać swoje papiery dłużne w rublach, co było przyczyną wielu problemów amerykańskich inwestorów - m.in. z tego powodu fundusz Bankers Trust został przejęty przez Deutsche Bank, a fundusz hedgingowy Long-Term Capital Management został uratowany przed upadłością dzięki kwocie 3,6 mld dolarów na pokrycie strat. W obecnej sytuacji potencjalna niewypłacalność Rosji nie uderzy aż tak mocno w zagranicznych inwestorów.

Zobacz także: Inwazja Rosji na Ukrainę a ceny ropy naftowej: czy świat zobaczy 200 dolarów za baryłkę i czy brak rosyjskiej ropy faktycznie zdestabilizuje rynek?

 

Rosyjska giełda przestała istnieć

W pierwszych dniach rosyjskiej inwazji na Ukrainę media zajmujące się rynkami finansowymi emocjonowały się każdym kolejnym dniem, w którym Moskiewska Giełda Papierów Wartościowych (MOEX) nie wznawiała obrotu notowanymi na niej instrumentami. Przypomnijmy - rosyjskie wojska wkroczyły na teren Ukrainy dokładnie trzy tygodnie temu, w czwartek 24 lutego. Główny indeks moskiewskiej giełdy, wyceniany w dolarze RTS50, spadał w trakcie tamtej sesji o ponad 60%, co było największym procentowym obsunięciem czołowego indeksu giełdowego w historii rynków kapitałowych. Czwartkowa sesja w dniu inwazji zakończyła się dla RTS50 z ponad 49% spadkiem, na 611 punktów. Na piątkowej sesji 25 lutego obrót na Moskiewskiej Giełdzie nie został jeszcze wstrzymany, co pozwoliło odrobić rosyjskiemu indeksowi ponad 300 punktów (wzrost o 53%). Oczywiście było to imponujące odreagowanie wcześniejszych dotkliwych spadków, które natychmiast wywołało lawinę komentarzy, sugerujących że międzynarodowe sankcje nałożone w pierwszych godzinach po rosyjskiej agresji na Ukrainę były zbyt słabe, by przestraszyć „łapiących spadające noże” na piątkowej sesji.

 

Reklama

 

Zweryfikowanie tej tezy jest jednak obecnie niemożliwe, ponieważ Moskiewska Giełda od zakończenia handlu w piątek 25 lutego jak dotąd… nie wznowiła notowań. Początkowo Rosyjski Bank Centralny, zarządzający rynkiem kapitałowym, każdego dnia publikował komunikaty o wstrzymaniu notowań, później zaś ograniczył się do zdawkowego „zawieszenia handlu aż do odwołania”. Notowania na MOEX miały zostać wznowione na sesji w środę 9 marca, finalnie jednak obrót pozostał wstrzymany (uruchomiono jedynie notowania części instrumentów pochodnych).

Późniejsze wzmianki wskazywały na możliwość wznowienia obrotu na Moskiewskiej Giełdzie w ostatni poniedziałek lub wtorek, do czego finalnie jednak nie doszło. Po trzecim tygodniu od wypowiedzenia wojny Ukrainie, w środowisku coraz gorszej sytuacji ekonomicznej Rosji i nieustannie zacieśnianych sankcji, trudno liczyć na to, że Rosyjski Bank Centralny nagle zdecyduje się odmrozić rosyjską giełdę - najbliższy możliwy termin, czyli 18 marca, po raz kolejny okazał się niewypałem, bo moskiewski parkiet wciąż pozostaje zamrożony.

Zobacz także: Rosyjska giełda już praktycznie nie istnieje. Co dalej z akcjami Gazpromu, Sberbanku, Nornickel i innych rosyjskich koncernów?

 

Reklama

 

Gdyby jednak do tego doszło, można domyślić się jaki byłby skutek wznowienia obrotu - wystarczy spojrzeć na GDR-y (globalne kwity depozytowe) notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych w Londynie (LSE), których obrót został wstrzymany z opóźnieniem w stosunku do Giełdy w Moskwie (GDR-y na rosyjskie spółki były notowane do środowej sesji, 3 marca). W ich przypadku trudno mówić o tym, że „sankcje wobec Rosji były za słabe”, ponieważ większość z rosyjskich kwitów depozytowych straciła od 70% do 90% swojej wyceny od momentu ataku na Ukrainę.

Zamrożenie notowań Giełdy w Moskwie ma uchronić ją przed podobną wyprzedażą

A jest się czego bać, bo np. w 2021 roku inwestorzy zagraniczni (głównie z USA) odpowiadali za niemal połowę obrotu na MOEX. Zamrożenie zachodniego kapitału na rosyjskim parkiecie może być też postrzegane jako forma odwetu za coraz bardziej dotkliwe sankcje.

Kiedyś jednak rosyjska giełda będzie musiała ruszyć

Trudno jednak liczyć na to, że od pierwszego dnia wznowienia obrotu będzie ona funkcjonowała w standardowym trybie - w ramach ochrony przed krachem MOEX może wprowadzić tzw. tryb aukcyjny, w którym inwestorzy będą mogli kupić lub sprzedać akcje danej spółki po z góry określonych cenach, bez możliwości składania sztandarowych zleceń. Ma to być rozwiązanie zapobiegające ucieczce kapitału i związanemu z tym spadkowi notowań. Tryb aukcyjny pozwoli też na skupowanie akcji rosyjskich spółek przez państwo - wg doniesień Reutersa, na ratowanie rosyjskich koncernów giełdowych ma zostać przeznaczony 1 bilion rubli z Narodowego Funduszu Dobrobytu, czyli ok. 9,8 mld dolarów. To oczywiście będzie oznaczało jeszcze większą nacjonalizację rosyjskich spółek, które już teraz są praktycznie w pełni kontrolowane przez Kreml

Czytaj więcej